20

28 3 0
                                    

Pakowałam ostatnie rzeczy przed jutrzejszym wyjazdem. Bardzo się denerwowałam, nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Rodzinnego powitania, czy raczej w stylu „nie pisałaś do nas, wyrzekliśmy się ciebie''.

Po nocnym koszmarze nadal mam ciarki na ciele, kiedy przypomnę sobie ten moment, gdy ich ciała podskakują przez uderzenie pędzącego samochodu.

- Rosie?

Ocknął mnie rozmyślań głos Luke'a, który leżał bez koszulki na plecach z złożonymi rękoma pod głową.

- Hm? – Dopiero teraz zauważyłam, że stałam z bluzką w ręku i patrzyłam się w jeden punkt.

- Zawiesiłaś się.

- Przepraszam... Wcześniej nie widziałam tego tatuażu. – Wskazałam palcem na jakiś czarny wzorek na jego brzuchu przy spodniach po prawej stronie. Jestem mistrzynią w zmienianiu tematu. Podeszłam bliżej i zobaczyłam małego ptaszka, który leciał do góry. Miał góra z jeden centymetr.

- Zrobiłem go po straceniu kogoś.

- Tamtej dziewczyny?

- Tak.

- Przykro mi, naprawdę. – Położyłam się obok niego na łóżku i przytuliłam. – Wiesz co z nią teraz jest?

- Wiem. Jest bardzo szczęśliwa i zakochana. Przynajmniej tak przypuszczam... Nie mogę jej winić za to, co się stało. Mogłem do niej wrócić, ale nie wiedziałem jak to zrobić. Zresztą, ona już o mnie i tak zapomniała.

- To smutne.

Chwycił za pasemko moich włosów i oplatał je wokół swojego palca. Twarz Luke'a posmutniała. Żałuję, że zapytałam o jego tatuaż. Wtedy by nadal był szczęśliwy.

- Pójdziemy na kawę? – zaproponował. Spakowałam się do końca i wyszliśmy na spacer do mojej kawiarenki.

Szliśmy obok siebie z dystansem. Obydwoje nie byliśmy oswojeni z tą sytuacją, a nawet speszeni. Mimo to, pragnęłam wziąć go teraz za rękę i spleść nasze palce, które pasują do siebie, jakby były stworzone tylko dla nas.

- Cieszysz się, że pojedziesz jutro do domu? – zapytał, przerywając ciszę.

- Tak, mimo że tylko raz z nimi rozmawiałam przez dwa miesiące. Ale myślę, że mi wybaczą.

- Też tak myślę. Twoi rodzice to dobrzy ludzie.

- Skąd wiesz?

- Widzę, jaką córkę wychowali. – Przez moment wystraszyłam się jego odpowiedzią, bo skąd mógł wiedzieć, ale po pewnym czasie dotarły do mnie jego słowa i się zarumieniłam.

- Mam to uznać za komplement?

- Hm... – udał, że się zastanawia, po czym kontynuował – Myślę, że tak. Uznaj to za komplement. I też to, że jesteś najpiękniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek widziałem.

Zatrzymałam się.

- Kłamczuch.

- Dlaczego?

- Przecież musiałeś się kiedyś w kimś zakochać. A tamta dziewczyna? Musiała być piękna, przecież kochałeś ją, pewnie nadal kochasz.

- Tak, to prawda. Ale nie rozmawiajmy o tym. Kawa chodzi za mną cały dzień i prosi mnie, żebym ją wypił.

Roześmialiśmy się i poszliśmy dalej. Tym razem odrobinkę bliżej siebie. Nasze ramiona co jakiś czas ocierały się o siebie, powodując przyjemne iskierki w moim ciele. Po chwili nie wytrzymałam i splotłam nasze palce. Były takie ciepłe i delikatne... Płonęłam po wpływem jego dotyku. Czułam się przy nim taka szczęśliwa. Zrozumiałam, że pokocham tego chłopaka prędzej, czy później.

***

- Był naprawdę wkurzony!

Siedzieliśmy z Luke'iem przy stoliku obok małej budki z kawą. Od godziny opowiadał mi, jakie żarty robili sobie on i jego brat. Mieli naprawdę ciekawe dzieciństwo. I to nie tylko dzieciństwo... Całe dotychczasowe życie.

- Ale co takiego mu zrobiłeś?

Moje oczy pozbywały się co chwila nadmiaru łez, spowodowanych przez śmiech.

- Louis w tym czasie brał kąpiel. Weszliśmy po cichu do łazienki i zaczęliśmy ustawiać kubki z wodą zabawioną na czerwono, a wiadomo, Louis boi się krwi jak nie wiadomo co. Jak ją widzi, ucieka gdzie pieprz rośnie. Nie słyszał nas, ani nie widział, bo miał zasłoniętą kotarę i przeraźliwie głośno śpiewał. Koszmarnie śpiewa...

Słuchałam go z bardzo wielką uwagą. Jego głos tak pięknie rozbrzmiewał w moich uszach. Mogłabym go słuchać codziennie rano z chrypką.

Dlaczego ja tak myślę? Zaczyna mi na tym chłopaku zależeć i to jak cholera.

- A na dodatek, nagraliśmy to. Kiedyś ci pokażę. Więc wracając, gdy Louis wyszedł z wanny, wpadł w taką furię! Zaczął krzyczeć, że nas pozabija. Wszystkie kubki roztrącił. Wtedy zaczęła się masakra... Musiałem sprzątać czerwony barwnik nawet ze ścian... nie wspomnę o szorowaniu jego nóg. Ale warto było. Nigdy nie zapomnę tego, jak biegał po domu na golasa.

Wybuchliśmy obydwoje głośnym śmiechem. Spojrzałam się na Luke'a. Jego wzrok zawisł nade mną. Niebieskie oczy przyciemniły się. Był zły. Odwróciłam się i zobaczyłam Clarence'a nad sobą. Jeszcze tego brakowało...

- Czego tu. – Luke wycisnął przez zaciśnięte zęby dwa słowa.

- Raczej ja powinienem się o to zapytać. Nie wiesz, że z cudzymi dziewczynami się nie flirtuje?

- Odejdź, póki jeszcze nie wstałem, bo potem to może się źle skończyć. – Zacisnął pięści gotowy do akcji.

- Rosalie, idziemy. – Clarence chwycił za moją rękę i pociągnął.

- Puść mnie!

Byłam zbyt słaba, żeby mu się wyrwać. Luke poderwał się z krzesełka odrzucając je do tyłu. Podszedł szybko do niego i uderzył go w twarz. Tak! Należało mu się! Clarence popchnął mnie na stolik. Uderzyłam o niego głową i sturlałam się na ziemię. Znowu uderzyłam głową. Świat wokół mnie zaczął wirować. Przekręciłam głowę na bok i widziałam leżącego obok mnie Clarence'a. Na nim siedział Luke i co chwila uderzał go w twarz.

- Jeszcze raz spojrzysz na moją dziewczynę, a obiecuję, że cię zabiję!

Nagle oprzytomniałam i pojawiła się w moim organizmie adrenalina. Dostałam masę energii. Podniosłam się.

- Luke, przestań! – Jego ręka zawisła w górze. Spojrzał się na mnie. Od niego aż kipiało ze złości. Wstał szybko i podszedł do mnie. Bez zastanowienia objął mnie ramionami, a ja przytuliłam się do jego klatki. Wdychałam jego zapach i powoli się uspokoiłam.

- Nic ci nie jest? – zapytał zdyszany.

- Trochę boli mnie głowa.

- Tak się bałem, że znowu mnie zapomnisz.

- Już wszystko dobrze.

Głaskałam go po karku. Jego oddech zaczął się wyrównywać i uspokajać.

- Chodź odstawię cię do domu. Hope pewnie na ciebie czeka.


Nie zapomnij o mnie 1.0Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz