- Dzisiaj zajęcia będzie prowadził doktor McCras. Powinniście wszyscy kojarzyć tego pana z książek, jakie każę wam czytać. Kto czyta, ten wie. Zapraszam pana doktora – Cała sala zaczęła bić brawa. Nie spodziewałam się dzisiaj takiego czegoś. A jeszcze większą niespodzianką był nowy uczeń, który wparował do sali w środku wykładu. Bardzo długo szukał wolnego miejsca, aż w końcu znalazł je obok mnie. To ci przypadek...
- Jestem Clarence Campbell. A ty? – Spojrzał się na mnie. Odwróciłam wzrok w jego stronę, moja mina nie wyrażała niczego, dosłownie.
- Żeby poznać jej imię, trzeba na to zasłużyć – wtrącił się Luke, któremu postanowiłam odpuścić jego wczorajsze zachowanie i dać szansę na zaprzyjaźnienie się ze mną, a ja wybuchłam śmiechem. Szybko pohamowałam ten wybuch, odwróciłam głowę w stronę Clarence'a i powiedziałam:
- On ma rację.
Wróciłam do słuchania wykładowcy. Po zajęciach Luke postanowił mnie odprowadzić do domu.
- Kiedy lecisz do rodziców?
- Za pięć tygodni. Wiem, że to dużo czasu, ale na razie nie mam kompletnie pieniędzy. Muszę poczekać do końca miesiąca, za nim zapłacę za bilety.
- Rozumiem – odparł.
- Chcesz ze mną lecieć?
- Nie mogę, brat urządza za jakiś czas remont i chce żebym mu pomógł.
- Rozumiem. Znasz tak w ogóle tego Campbell'a?
- Pierwszy raz o nim słyszę. Ale widziałem, że się na ciebie gapi. Raz zajrzał ci nawet w cycki! – Z oburzeniem podniósł ręce do góry.
- Zazdrościsz mu? – podniosłam jedną brew.
- Nie.
- Nie?
- Nie – uparcie się tego trzymał. – Może trochę. Są fajne. - Niekontrolowanie się zarumieniłam. Pod domem pożegnaliśmy się i każdy poszedł w swoją stronę.
***
- Zacznij z kimś się spotykać! Nawet z Luke'iem! – Od pół godziny moja współlokatorka robiła mi kazania na temat mojego spotykania się z chłopakami.
- Nie rozumiesz, że nie mam czasu? Mam dużo nauki.
- No proszę cię! Mam kogoś i chcę z nim tutaj przychodzić i wolałabym być sama. Proszę... - Zrobiła maślane oczka. Słodka Hope, to przekonująca Hope.
- Dobra! Idę do parku, potem może do Luke'a. zobaczę. Brać ciuchy na zmianę?
- Gdybyś mogła. – Spakowałam ciuchy i wyszłam z domu. Poszłam na moją kochaną kawę do parku.
- Ta co zawsze, Rosalie? – zapytał się mnie starszy pan sprzedający kawę w małej budce. Przychodziłam tutaj od małego, więc bardzo dobrze się znaliśmy. Wtedy nie piłam kawy, lecz czekoladę, która i tak była wyśmienita. Nic nie pobije czekolady z piankami i podwójną ilością domowej bitej śmietany posypanej wiórkami mlecznej czekolady. Czasami nawet załapywałam się na wisienkę na górze.
- Oczywiście, Edwardzie.
- Hej! – Odwróciłam się i przed sobą zobaczyłam Clarence'a. Był wysoki i miał ciemne włosy oraz oczy. Nie lubię brązowych oczu.
- Cześć, też przyszedłeś na kawę? – zapytałam go, po czym Edward podał mi moją zamówioną kawę. Kiedy wyciągałam portfel, Clarence postanowił za mnie zapłacić. Zamówił także sobie kawę.
- Usiądziemy gdzieś? – zapytał kiedy dostał swoje zamówienie.
- Jasne. – Gdyby nie dzisiejsza rozmowa z Hope, pewnie bym go przeprosiła i szybkim krokiem poszła do Luke'a domu.
- Czyli, że chodzisz na studia pedagogiczne.
- Tak, od małego o nich marzyłam. A ty co robisz na tych studiach? Student z przymusu, czy z zamiłowania? – Pomieszał w kubku i upił trochę kawy.
- Z przymusu. Moi rodzice to wybitni doktorowie. Dzisiaj na zajęciach wykładał jeden z ich „przyjaciół" – Ostatnie słowo powiedział z podkreśleniem.
- Ja kiedyś tutaj mieszkałam, lecz tata dostał awans, więc w wieku szesnastu lat zmieniłam miejsce zamieszkania.
- Ale wróciłaś.
- Tak. Nie było łatwo, bo rodzice chcieli, żebym się uczyła gdzieś bliżej nich, ale tutaj mam też swoją dawną przyjaciółkę, z którą obecnie mieszkam. To znaczy... ja ją przygarnęłam pod swój dach. Dzisiaj mnie wygoniła z domu, bo chciała spędzić noc z chłopakiem.
- I tak tutaj sama siedzisz? – zapytał z uśmiechem.
- Właściwie to miałam zamiar iść właśnie do przyjaciela i u niego przenocować.
- U tego niemiłego chłopaka, który kazał mi się od ciebie odczepić w dość miły sposób?
- Cały on!
- Jak chcesz, to możesz u mnie. – Zaśmialiśmy się obydwoje z jego żartu.
- Może innym razem, ale dzięki za propozycję. Muszę się już zbierać.
- Ja w sumie też, to do jutra? – Wystawił rękę w moją stronę.
- Do jutra. – Podałam mu ją, lecz on jej nie uścisnął, tylko złapał i pocałował wierzch dłoni.
- Jednak na tym świecie jeszcze żyją dżentelmeni – stwierdził Edward przyglądając się nam. – Nie daj mu uciec, Rosalie!
CZYTASZ
Nie zapomnij o mnie 1.0
JugendliteraturCzęść 1. NIEZIEMSKI Te słowo idealnie opisuje Luke'a Fostera. Ma idealne blond włosy, niebieskie oczy, które zahipnotyzują każdą dziewczynę, posturę ciała...Przyciągnął Rosalie Richardson do siebie jak magnes. Ona mimo wielkiej i upartej walce, w ko...