9

49 6 0
                                    

- No, Hope, daj mi kluczyk do kajdanek! – krzyczałam szukając przyjaciółki. Weszłam do mojego pokoju i znalazłam ją siedzącą na łóżku.

- I jak tam gołąbeczki?

- Odpinaj. – Wstała, podeszła do nas, chwyciła najpierw Luke'a kajdanki, włożyła kluczyk i...

Złamała go. Złamała moją wolność od tych nieznośnych kajdanek!

- Hope – zaczęłam mówić przez zaciśnięte zęby – masz jeszcze jeden kluczyk, prawda?

- Mam... Ale nie wiem gdzie.

- Masz go znaleźć! – krzyknęłam i wskazałam jej drzwi, zrozumiała o co chodzi i wyszła. Spojrzałam się na Luke'a i nawet on był zdenerwowany. Ziewnęłam niekontrolowanie i Luke to zauważył.

- Chcesz iść spać?

- Z tobą?

- A masz lepsze rozwiązanie?

- Nie?

- Więc?

- No dobra, ale tylko dzisiaj! – Pogroziłam mu palcem.

- Zobaczymy, maleńka.

Ja koniecznie chciałam się położyć na boku, więc wyszło, że się ułożyliśmy na łyżeczkę. Jego prawa ręka znajdowała się pod moją szyją. Szczerze mówiąc było mi bardzo wygodnie. Zamknęłam oczy i próbowałam zasnąć. Przez sen słyszałam Luke'a pożegnanie „Dobranoc, Rosalie" i poczułam jak złapał mnie za dłoń, która leżała obok jego dłoni i była skuta razem z moją, a drugą ręką objął mnie w pasie i do siebie przysunął i się we mnie wtulił.

- Uwielbiam twój zapach.

Zasnęłam.

***

Obudziłam się. Poranne światło wpadało przez okno i oświetlało mój pokój. Odwróciłam się na drugi bok, Luke'a nie było.

- Mam coraz gorsze sny – jęknęłam i wtuliłam się w kołdrę. Jakaś rzecz kuła mnie w biodro, więc sprawdziłam co to jest. Z kieszeni wyciągnęłam kluczyk. A jednak to nie był sen. Wykąpałam się i przebrałam się w świeże ciuchy. Postanowiłam zejść na dół na śniadanie, gdyż słyszałam z góry śpiew pani Cooper.

- Witaj, Rosie, wyspałaś się? – Na sam początek dnia szczery uśmiech od Margaret, to najlepsze co mogło mnie spotkać w ostatnim czasie.

- Tęskniłam za pani uśmiechem z samego rana.

- Musisz częściej do nas przyjeżdżać. Chodź, pomożesz mi zanieść jedzenie, bo w ogrodzie czekają głodomory niecierpliwie na grzanki i wyśmienite jajka. – Wzięłam tyle talerzy, ile mogłam unieść.

Poszłam za panią Margaret do ogrodu. Zdziwiłam się na widok Luke'a, a tym bardziej Louisa. Spojrzałam się na Luke'a, a on odwrócił wzrok, gdyż też się na mnie patrzył. Z uśmiechem na twarzy wziął kawałek jajecznicy na widelec, dalej się uśmiechał. Spojrzał się na mnie i powoli zaczął przeżuwać to, co miał w buzi. To było... seksowne. Poszukałam wolnego miejsca, które czekało na mnie dokładnie naprzeciwko Luke'a. Usiadłam tam i nie umknęło mojej uwadze jego spojrzenie. Podniosłam na niego wzrok, a on udając mima zrobił smutną minę i pokazał rękami, że płacze. Bezgłośnie zapytałam się go dlaczego. On w odpowiedzi wskazał na mnie, złożył ręce jak do spania, po czym wskazał na siebie i palcami pokazał chód. Zaśmiałam się i też zaczęłam udawać, że płaczę.

Zastanawiałam się, do czego jest ten klucz. U siebie w domu nigdzie nie mam żadnego przedmiotu, które potrzebowałoby kluczyka, a nawet jeśli, to nie zgubiłabym go. Nałożyłam jajecznicy na talerz i szybko ją zjadłam, wpadłam na dobry pomysł.

- Dziękuję. – Wstałam i zabrałam ze sobą talerz. Poszłam do kuchni i wstawiłam go do zmywarki, a potem do mojego pokoju po kluczyk, który położyłam na biurku. Pora zacząć poszukiwania.

Trzymając kluczyk w dłoni poszłam na strych. Nie powiem, bo była tam masa kurzu, ale dało się wszystko odnaleźć. Stare pudła z ubraniami ze starymi pudłami z ubraniami, jakieś papiery z papierami i inne walizki i rzeczy z innymi walizkami i rzeczami. Postanowiłam zacząć szukać w walizkach. Na pewno znajdę tam jakieś skrzynie. Zauważyłam pierwszego podejrzanego i od razu wzięłam się za niego. Niestety kluczyk nie pasował. Szukałam dalej.

- Co robisz? – Usłyszałam Luke'a, który zdarzył już wejść na samą górę.

- Szukam odpowiedzi na to. – Z sterty walizek i innych pudeł wyłoniłam kluczyk. Podniosłam rękę do góry i pomachałam nią.

- O, znalazłem cię! – Zaśmiał się i podszedł do mnie. – Może ci pomóc?

- Jak chcesz.

Zaczęliśmy poszukiwania w ciszy. Nie rozmawialiśmy, chyba że Luke znalazł jakąś skrzynkę. Po godzinie daliśmy sobie spokój, odpuściliśmy. Przeszukaliśmy cały strych i nic nie znaleźliśmy.

- Zostało tylko jedno miejsce.

- Jakie?

- Mój rodzinny dom.

Nie zapomnij o mnie 1.0Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz