14

28 5 0
                                    

- Musisz mi opowiedzieć, o co chodzi z kajdankami! –powiedziałam głośno i położyłam się na rozłożoną kanapę. Chyba pierwszy raz w życiu widziałam Luke'a w białej bluzce. Wyglądał... nieziemsko.

- A więc... Byliśmy wtedy skłóceni, lekko mówiąc... To znaczy ty byłaś na mnie zła, ja na ciebie nigdy się nie wściekam.

- Przejdź do rzeczy.

- Okej, okej... Witaliśmy się i nagle Hope zamknęła nas w kajdankach.

Przerywając, pomaszerował do szafek. Grzebał w jednej z pięciu szuflad, aż w końcu znalazł to, czego szukał.

- To te? – Wybuchłam potężnym śmiechem i nie mogłam go opanować. – Dlaczego one mają futerko?

- Żebyśmy sobie rączek nie poobcierali.

- Nie mam pojęcia, dlaczego się z nią przyjaźnię. Ale opowiadaj dalej.

- Wtedy już nie udawałaś i poważnie byłaś na mnie zła. W twoich oczach buchały aż płomienie nienawiści. Pokazałem ci domek na drzewie. Będziesz musiała tam pójść, żeby to zobaczyć. Nie da się opisać tego widoku.

- Zapomniałeś o pocałunku.

Spojrzał się na mnie zmieszany. Z jednej strony było widać u niego ulgę, że sobie przypomniałam, ale z drugiej, był smutny, że to się stało. Przypomniałam sobie, jak mnie całował.

- Przepraszam, że cię pocałowałem.

Spuścił głowę do dołu. Naprawdę tego żałował.

- To było dawno i nieprawda.

Jego głowa podniosła się. Tysiące rozłamanych części z jego serca znów się ułożyły w całość.

- Wybaczasz mi? – Uśmiech sięgał mu za uszy.

- Chyba raczej tak powinnam postąpić.

- Jak najbardziej!

Rzucił się na mnie i przytulił do siebie. Nasze nogi były połączone w jakimś nieznajomym węzłem. Turlaliśmy się po łóżku, aż spadłam na niego na ziemię. Wybuchliśmy głośnym śmiechem. Luke jeszcze raz nas okręcił tak, że to ja znajdywałam się na dole.

- Tylko postaraj się mnie nie pocałować.

- Nie obiecuję.

Przybliżył powoli swoją twarz do mojej. Gdy był już centymetr ode mnie, mogłam czuć jego oddech ma moim ustach. Zamknęłam oczy i lekko rozchyliłam wargi.

- Jesteś tego pewna?

- Och, zamknij się.

Nie minęła sekunda, a ja już czułam go na sobie. Jego ciepłe i miękkie wargi ocierały się o moje. O wiele lepiej było je czuć z własnej woli, niż z zaskoczenia. Coraz bardziej zagłębialiśmy pocałunki. Luke położył swoją dłoń na moim udzie i przejechał do góry po rajstopach. Oderwaliśmy się od siebie ciężko łapiąc oddech.

- Będę musiał przepraszać?

- Nie – odparłam zadowolona.

***

               - I jak było?

Hope siedziała na ziemi oparta o kanapę. Dookoła niej leżały zużyte chusteczki. Kiedy odwróciła położyła łokieć na kanapie, podparła głowę i się uśmiechnęła. Jej oczy były całe czerwone i napuchnięte. Szybko podbiegłam do niej i uklękłam na ziemi.

- Co się stało? – Położyłam ręce na jej policzkach i spojrzałam jej w oczy. Nigdy nie widziałam Hope w takim stanie.

- Moja mama trafiła do szpitala. Pogorszyło się jej...

- To dlaczego tutaj siedzisz? Powinnaś być przy niej.

- Po pierwsze, czekałam na ciebie. Po drugie, nie mam samochodu. Po trzecie, nie mam kasy na autobus.

- Chodź, zawiozę cię.

Naszą podróż wypełniała cisza oraz smutek. Droga do szpitala dłużyła się niemiłosiernie. Jeszcze na dodatek zaczął padać deszcz. Na najbliższy tydzień zapowiadała się zła pogoda, a w następnym tygodniu mam lot do domu. 

Nie zapomnij o mnie 1.0Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz