6

58 7 0
                                    

- Musisz się w końcu rozerwać. – Ciągnęła mnie za rękę Hope. – Rosiaczku, proszę cię.

- O nie, mina szczeniaczka na mnie nie działa!

- No chodź i tak tam wejdziesz.

Stałyśmy przed drzwiami najsłynniejszego klubu w tym mieście. Nie mam pojęcia co tutaj robię, ale chyba przyszłam się zabawić. Hope ubrała mnie w ciasną i czarną sukienkę, która sięgała mi przed kolanko. Przyjaciółka była ubrana podobnie, lecz ona miała na sobie nieco krótszą sukienkę...

- A co z tym twoim nagim kolegą?

- Nie odzywa się, chyba myślał, że to numerek na jedną noc. - Spojrzałyśmy na siebie i w tym samym momencie powiedziałyśmy „Palant", po czym zaczęłyśmy się śmiać z samych siebie.

- Minęło tyle lat, a my nadal się tak zachowujemy.

- Jak?

- Tak jak dawniej. No, wiesz... przed wyjazdem.

- Rozumiem. – Popatrzyłyśmy na siebie i z uśmiechem weszłyśmy do klubu w wysokim wieżowcu. Zrobiwszy pierwszy krok od razu zachwyciły nas przeróżne światła. I te ozdoby! Już wiem, dlaczego jest to najlepszy klub w mieście.

- Tu jest genialnie! – Bym się nie zdziwiła, gdyby moje oczy się świeciły jak pięć złote. Sufit wydawał się być wysoki jak ten wieżowiec, lecz sądzę, że to tylko złudzenie optyczne.

- Mówiłam, że ci się tu spodoba. – Uśmiechnęła się do mnie i podążyła w stronę baru. – Poproszę dwie margarity! – krzyknęła do barmana, który stał odwrócony do nas plecami. Lecz gdy na nas spojrzał, od razu go rozpoznałam.

- Luke?! – krzyknęłam, ale nie tak jak krzyczy się, gdy jest głośna muzyka, tylko jak się jest się niesamowicie zdziwionym.

- Musiałaś mnie z kimś pomylić, piękna damo. – Uśmiechnął się tak samo jak Luke. Miał nawet te same zęby! I oddech z buzi też... Pamiętam tą bluzkę! – Pewnie chodzi tobie o mojego brata. Ja jestem Louis. Dużo osób nas myli, mimo że to ja jestem ten starszy, ładniejszy i mądrzejszy.

Nie mam pojęcia dlaczego, ale skądś kojarzę tę dwójkę. Czuję się, jakbym miała lukę w głowie. Nie daje mi to spokoju, odkąd zobaczyłam Luke'a. Patrzyłam raz kątem oka na Louisa, to na Hope. Widać, że zaczęli się denerwować. Ona zaczęła obgryzać usta, a robi to zawsze jak coś ukrywa przede mną, albo się denerwuje. Miałam się bawić, więc udam, że nic nie zauważyłam. To chyba będzie najlepsze rozwiązanie.

- No, to gdzie nasze drinki? – Uśmiechnęłam się do Louisa.

- Zaraz będą podane.

- Mam zamiar się tak upić, że nic nie będę pamiętać – oznajmiła mi Hope.

- No tak, ty się upijesz, a ja będę musiała cię pilnować. – Założyłam ręce na piersi i z kamienną twarzą spojrzałam na nią.

- No dobra! Tylko się tak nie patrz.

- Patrzę się normalnie. – Nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem. Jak ja lubię wkręcać Hope. A chyba najlepsze jest to, że ona się na to nabiera już tyle lat.

Każdy z ulicy znał nas z tego, że byłyśmy papużkami nierozłączkami. Nigdy się od siebie nie oddalałyśmy. Więcej nocy przespałam z nią niż sama. Więcej śniadań z jej rodziną, niż moją. Wolałam wszystko robić z nią. Nie lubiłam samotności. Był to dla mnie okropny ból, kiedy się dowiedziałam, że tata dostał awans w pracy. A wiązało się z tym, iż musieliśmy się przeprowadzić z Ameryki Północnej do Południowej. Godzinami płakałyśmy i obiecywałyśmy sobie o dotrzymaniu kontaktu. Oczywiście przez pierwszy miesiąc rozmawiałyśmy przez telefon o wszystkim co się dzieje u mnie i zarówno jak i u niej. Potem z tygodnia na tydzień coraz częściej nie odbierałam od niej, potrafiłam się tygodniami nie odzywać. Każdy próbował jakoś mi przemówić do rozsądku, lecz czułam, że moje serce jest w żałobie. Dotykało mnie poczucie winy, iż kogoś zostawiłam. I to na pewno nie była Hope. Tą osobę kochałam całym sercem. Przynajmniej tak mi się wydaje.

- Wracamy już do domu? – zapytałam po pięciu drinkach. Dawno tak nie miałam, że po tylu drinkach nie szumiało mi w głowie. Miałam dość tańczenia z każdym chłopakiem, który mnie poprosił do tańca.

- Zaraz Louis kończy zmianę i nas podwiezie – powiedziała, po czym skończyła swojego drinka. – A tak poza tym, przystojny jest ten Louis, co? – Lekko szturchnęła mnie łokciem i zaczęła się śmiać.

- Pani chyba wystarczy na dzisiaj. – Z zaskoczeniem spojrzałam się na Louisa.

- Patrz, nasz rycerz na białym koniu się pojawił! – Louis nagle zacisnął szczękę i bez słowa wziął na ręce Hope. – Ups, chyba za dużo powiedziałam.

- Raczej za dużo wypiłaś, bo gadasz głupoty.

- Dziękuję, Louis – powiedziałam, gdy szliśmy w stronę jego auta.

- Nie masz za co, już nie raz musiałem ją odwozić do domu. Przez pewien czas miała zły okres... No przez kilka lat.

- Więc tym bardziej dziękuję. – Uśmiechnęłam się do niego ciepłym uśmiechem.

- Bym cię przytulił, ale nie mam jak. - Cichutko się zaśmiał.

- Nic nie szkodzi. – Położył Hope na tylne siedzenie, a ja stałam dalej obok niego.

- No chodź. – Szybkim, lecz delikatnym ruchem przyciągnął mnie do siebie i przytulił. Stałam oszołomiona tym zwykłym, lecz jakże miłym gestem. Trwaliśmy w uścisku kilka minut, dopóki Louis nie oderwał się ode mnie.

- Przepraszam – powiedział speszony. Poczułam się w tamtym momencie tak, jakbym już dotykała te same ramiona.

- Na pewno się wcześniej nie poznaliśmy?

- Skąd takie podejrzenia?

- Nie odpowiedziałeś mi na moje pytanie. – Założyłam ręce na piersi i czekałam na odpowiedź. Spojrzawszy na mnie, domyślił się, że nie odpuszczę.

- Nie, nie poznaliśmy się wcześniej.

- Szkoda – odpowiedziałam krótko i wsiadłam do samochodu. Jechaliśmy jak najszybszą drogą do mojego mieszkania, lecz i tak zajęła nam ponad dwadzieścia minut.

- Pomógłbyś mi ją zanieść do domu? Nie dam rady sama tego zrobić.

Louis znowu wziął Hope na ręce i pomaszerował do drzwi. Teraz zaczęłam dostrzegać różnice między Luke'iem, a Louisem. Louis był bardziej umięśniony. Widać, że regularnie uczęszcza na siłownię i daje sobie niezły wycisk. Jest nawet minimalnie wyższy od brata. I nie uśmiecha się tak długo. Jeden przyjacielski uśmiech i tyle. Nie denerwuje mnie tak bardzo, jak to robi Luke.

- Hej, może miałabyś ochotę wyjść ze mną w sobotę do jakiegoś klubu? – zapytał, kiedy stał w drzwiach, gdy miał już wychodzić. Włożył ręce w kieszenie i spuścił głowę w dół. Gdy jego oczy lekko poszły do góry, na buzi zagościł uwodzicielski uśmiech.

- Nie wiem czy to dobry pomysł... Chciałabym się jeszcze tutaj zaaklimatyzować. Jestem tutaj od niedawna, mimo że to moje rodzinne miasto. No, ale rozumiesz...

- Tak, jasne. Nie będę nalegał. – Wymieniliśmy swoje numery telefonów, po czym wyszedł.

Całe te spotkanie braci było dziwne. Nie wiem skąd może znać mnie Luke. Nie byłam nigdy zbyt towarzyska, nie chodziłam na imprezy. Może uczyliśmy się w tej samej szkole. To byłoby za proste i by dla Luke'a nie zależało tak na tym, żebym się dowiedziała, skąd go znam. Czuję, że rozwiązanie leży głębiej. Nie mogę się teraz tym przejmować. Mam bardzo dużo nauki i w tym momencie dla mnie najważniejsze jest zaliczenie pierwszego semestru i napisanie jak najlepszej pracy semestralnej.

Usiadłam w pokoju na dywanie i wzięłam się do nauki. 

Nie zapomnij o mnie 1.0Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz