Prolog

547 32 15
                                    

Dlaczego musiałeś odejść, Newt? Dlaczego zmusiłeś mnie do tego, bym to ja był odpowiedzialny za twoją smierć? Zostawiłeś mnie z ciężarem, którego nie będę potrafił zrzucić i który zostanie ze mną do końca życia.
Musiałeś wiedzieć, że to zniszczy mnie od środka, a mimo to kazałeś mi to zrobić. Nie wiem, czy mogę być na ciebie zły w tej sytuacji, kiedy ciebie nie ma już obok mnie i kiedy wiem, że już nigdy cię nie zobaczę. Moja złość na ciebie czasami nie pozwala mi spać. Mam ochotę krzyczeć, zwyzywać cię za to co mi zrobiłeś, ale wiem, że to niczego nie zmieni. Nie zabierze ode mnie tego ciężaru. Nikt już nie sprawi, że będę mógł spokojnie żyć, bez wyrzutów sumienia, bez wspomnienia twojej twarzy, tuż przed śmiercią. Jej obraz nawiedza mnie w snach, a raczej w koszmarach. Te słowa, które wypowiedziałeś do mnie, prosząc o smierć, odbijają się echem w moich uszach, kiedy tylko wokół mnie panuje cisza. Kiedy próbuje spać. Kiedy nikogo obok mnie nie ma. Kiedy jestem sam. Zostawiłeś mnie, nie licząc się z tym jak będzie wyglądało moje życie bez ciebie.

         Thomas docisnął długopis do kartki papieru w miejscu postawionej wcześniej kropki i odchylił się na krześle, przymykając oczy. Głowa bolała go już z braku snu, a powieki same opadały, sygnalizując mu, że to najwyższa pora na odpoczynek. Nikłe światło, padające z lampy naftowej, sprawiało, że musiał wytężać wzrok, by cokolwiek widzieć, podczas pisania, tego jakże żałosnego wywodu.

Był na siebie wściekły, tak jak przez większość swojego czasu. Powoli skłaniał się myślom, w których uświadamiał sobie, że zaczyna nienawidzić samego siebie.

Dzisiejszego dnia odbył się pogrzeb Newta, na którym nie dał rady się pojawić. Nie mógł przyjść w miejsce, gdzie było tak dużo jego przyjaciół. Nie mógł spojrzeć im w oczy, mając w głowie myśli, że to on odpowiedzialny jest za jego śmierć.

Nikt nie potrafił mu pomóc, od nikogo tej pomocy też nie oczekiwał. Chciał utonąć w swoich wyrzutach sumienia, nie miał zamiaru ich zagłuszać, mimo że wiedział, iż zabicie Newta było jedyną słuszną decyzją. Nie chciał już walczyć, ze swoimi słabościami. Po prostu nie mógł przyjść na ten cholerny pogrzeb.

Nikogo nie zdziwiła jego nieobecność, od kilku dni nie wychodził wcale ze swojej ciasnej klitki, swoich czterech ścian, swojego azylu. Pogrążony na swój sposób w żałobie, próbował przelać emocje na papier. Z początku był pewny, że w taki sposób ulży sobie na tyle, by znów w miarę normalnie funkcjonować z innymi. Jednak po kilku dniach pisania listów do swojego zmarłego przyjaciela, czuł że znika razem z nim.

Znikał. W momencie, w którym zdecydował, że to on odbierze życie Newta, zniknął tak jak on.
Coś w nim umarło.
Nie spał trzy noce z rzędu, nie mogąc wygonić z głowy obrazu, proszącego o śmierć, przyjaciela.

         Spojrzał na zapisaną kartkę papieru i chwycił ją w palce, starając się jej nie pogiąć. Opisywanie swoich uczuć na papierze było jedyną formą wyspowiadania swojego sumienia. Nikt nie rozumiał go tak dobrze jak on sam. Pomimo wielu ofert rozmowy ze strony przyjaciół, Thomas nie miał ochoty zwierzać się nikomu z tego co czuje. Wiedział, że tylko Newt byłby w stanie go zrozumieć, ale jego już z nim nie było. Jedyne na czym mógł się skupić, to na pisaniu do niego listów.

Czasami wracał do poprzednich, a wtedy żal łapał go za gardło, kiedy czytał każde słowo przez siebie zapisane. Jeszcze bardziej pogrążał się w rozpaczy. Pod materacem chował cały stos kartek, mimo że od śmierci przyjaciela minęło zaledwie kilka dni. Całe dnie i noce spędzał na zapisywaniu papieru. Pozwalało mu to choć odrobinę zbliżyć się do Newta, spróbować mu wyjaśnić, że tak bardzo tego nie chciał, ale to on sam go do tego zmusił.

Następnie wściekał się sam na siebie, że prawie w każdym liście do Newta, obwinia go za jego śmierć. Zdawał sobie sprawę, że w ten sposób próbuje w pewien sposób ulżyć samemu sobie. Później spędzał kolejne godziny na gapieniu się w pustą przestrzeń.
Miał gdzieś co myślą o tym inni. Co myśli Minho, jego przyjaciel, który był najbliżej niego.

         Chciał schować kartkę ze swoimi wypocinami, kiedy nagle do jego azylu wtargnął intruz, całkowicie zaburzając spokój jaki Thomas próbował utrzymać w tym ciasnym i dusznym pomieszczeniu. Zaburzył jego przestrzeń, która wypełniona była smutkiem i goryczą. Żalem tak głębokim, że zalałby całe to cholerne miejsce.

Thomas spojrzał na intruza z wyrzutem w oczach, ale coś w twarzy Minho, który bezwstydnie wparował do środka, wskazywało na to, że musi poświecić mu chwile swojego czasu.

Nie odezwał się słowem dopóki nie zauważył, że przyjaciel trzyma coś kurczowo w dłoni. Był to dość zdezelowany zeszyt, z poobdzieraną okładką.

— Co to jest? — spytał, bo czuł, że tak wypada. Nie miał ochoty na niczyje towarzystwo.
Nie wyszedł stąd od rana, nawet nie wiedział jaka była teraz pora dnia i czy wszyscy wrócili już z pogrzebu.

Coś w spojrzeniu Minho raniło go jeszcze bardziej. Czuł, że dłużej nie wytrzyma jego natarczywego wzroku. Wstał i podszedł do chłopaka, który zaciskał usta, najwidoczniej nie wiedząc co powiedzieć.

Thomas chwycił zeszyt i poczuł pod palcami jego chropowatą fakturę, nieprzyjemną w dotyku, a zarazem wywołującą nikłą iskrę ciekawości.

— To należało do Newta — Minho w końcu raczył się odezwać, jednak nadal nie puścił trzymanego przez siebie zeszytu. Stali w bezruchu, wpatrując się w siebie, a ich oczy prowadziły niemą rozmowę. Thomas wiedział, co chce mu powiedzieć przyjaciel.

Wszyscy oczekiwali od niego tego samego. A on zawodził na każdej lini. Nigdy nie stanie już na ich czele i nie będzie nikomu przewodził. Po śmierci Newta wszystko stało się szare i nie miało sensu. Newt zniknął, a razem z nim wszystko co wiązało się z radością Thomasa, z jego determinacją i celem.

— Skąd to masz? — Z jego gardła wydobył się cichy szept. Tak długo nie słyszał własnego głosu, że sam zapomniał jak brzmi. Odwrócił wzrok od Minho i spojrzał na zeszyt. Kartki były pomięte, tak jakby jakiś czas temu były mokre. Okładka odstawała od reszty, była brudna i miejscami dziurawa.

— Gally znalazł to w jego rzeczach, gdy... — zaczął, ale głos mu się załamał.

Thomas spojrzał na przyjaciela, a w jego oczach zaiskrzyły łzy.
Dobrze wiedział, że nie tylko on przeżywał śmierć Newta. Ale nikt nie potrafił zrozumieć jego uczuć. Jego cierpienia. Jego ciężaru, którym został obarczony, w momencie, w którym musiał go zabić. Nikt nie rozumiał.

— Dlaczego mi to dajesz? — spytał. Minho puścił zeszyt i odsunął się o krok.

— Musisz zacząć normalnie żyć, Thomas. Wszyscy cię potrzebujemy — szepnął. W jego głosie można było wyczuć zakłopotanie.

— I to ma mi pomóc?

— Powinno — Słowa wypowiadane przez Minho brzmiały jak niepewność. Było to tylko przypuszczenie, które mogło jeszcze bardziej pogorszyć sprawę. Czy zeszyt, który należał do Newta mógł mu w jakikolwiek pomóc?

Minho chciał jeszcze coś powiedzieć, ale zawahał się i jedynie skinął głową w stronę Thomasa. Wyszedł sekundę później, zatrzaskując za sobą blaszane drzwi, zostawiajac go samego, pośrodku niczego, z zeszytem w ręce i z pustką w głowie.

Zimne światło dnia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz