Rozdział 9

380 41 2
                                    


Z ulgą zdjąłem z siebie AmuSphera. Po ostatnich wydarzeniach wcale nie miałem ochoty zakładać go na nowo. Po tym jak zakończyłem swój pierwszy pojedynek i wróciłem do lobby spotkałem nikogo innego jak Death Guna. Tym co jednak najbardziej mnie przeraziło było to, że ja znałem tego mężczyznę. Nie potrafiłem przypomnieć sobie jego twarzy czy nicku, ale wiedziałem, że już kiedyś się spotkaliśmy. Moje przypuszczenia potwierdziły się gdy gracz odsłonił swoje przedramię, na którym wytatuowany był tak dobrze mi znany symbol... Symbol gildii zabójców z Sword Art Online.

Po tym nie potrafiłem już dojść do siebie. Każdą walkę pamiętam jak przez mgłę. Byłem jak robot nastawiony na atak. Nie myślałem o tym co robię. Chciałem tylko wygrać i powstrzymać Death Guna od dalszych morderstw. Dopiero Sinon udało się doprowadzić mnie od porządku. W ostatniej walce eliminacji to właśnie z nią miałem się zmierzyć. Nie zależało mi już wtedy na zwycięstwie, wiedziałem, że i tak zakwalifikowałem się do finału.

Zapomniałem jednak, że nie chcąc walczyć na poważnie z niebieskowłosą złamałem daną jej wcześniej obietnicę iż walcząc z nią dam z siebie wszystko. Dopiero dzięki jej słowom udało mi się wydostać z dziwnego transu, w którym pogrążyłem się po spotkaniu gracza z SAO.

Z cichym westchnieniem wyrwałem się ze wspomnień i założyłem koszulkę na swoje ciało. Łapiąc po drodze bluzę ruszyłem do drzwi z zamiarem udania się do Asuny. Chciałem ją zobaczyć, opowiedzieć jej o wszystkim.

Wchodząc do cichego pomieszczenia jak zawsze miałem nadzieję, że przywita mnie uśmiechnięta i radosna dziewczyna. Zamiast tego zastawałem ją pogrążoną w śpiączce, słabnącą z każdym mijającym dniem. Bolało mnie to jak nic innego na świecie. Ostrożnie ująłem jej dłoń w swoją a drugą pogłaskałem po policzku.

- Tęsknię za tobą. - Zacząłem szeptem. - Byłem dzisiaj w wirtualnym świecie... Nie był on jednak w najmniejszym stopniu podobny do SAO. Zamiast mieczy były karabiny i inne bronie palne. Ja jednak jak możesz się domyślić znalazłem miecz i to nim zamierzam walczyć. - Uśmiechnąłem się lekko.

Mijały minuty a ja mówiłem do niej, w głębi swojego poharatanego serca pragnąc aby odpowiedziała. Z czasem mój głos zaczął cichnąć coraz bardziej, aż nie mogłem już wydusić z siebie słowa i po prostu patrzyłem na ukochaną. Nawet nie wiedziałem kiedy łzy zaczęły płynąć mi po policzkach.

Szlochając schowałem głowę w materac przy jej dłoni. Ból rozdzierał mi serce bo w tamtej chwili wreszcie zrozumiałem, że ona się nie obudzi. Nieważne ile będę czekać, jak często będę do niej przychodził i z nią rozmawiał... Ona się nie obudzi, ona ani nikt inny. Moje ciało trzęsło się od siły płaczu, który mną władał. Rozpacz tak silna i mroczna, że kiedyś nie potrafiłbym sobie tego wyobrazić. Po pewnym czasie z trudem uniosłem głowę i spojrzałem na swoją Asunę. Wstałem na nogi i pogłaskałem ostatni raz po policzku. Pochylając się nad nią złożyłem delikatny pocałunek na czole.

- Jeśli ty znikniesz, to ja zniknę razem z tobą...

Opuściłem salę nastolatki i cały szpital. Wracając do domu zastanawiałem się jak długo jeszcze będzie to trwało. Jak długo jeszcze przyjdzie mi odwiedzać ją i resztę przyjaciół samemu nie rozumiejąc dlaczego się obudziłem.

Przechodząc przez próg domu nawet nie siliłem się na powitanie tylko od razu zamknąłem się w swoim pokoju. Przez resztę wieczoru ignorowałem usilne pukanie i po prostu leżałem bezsilnie na łóżku. Przez moją głowę przelatywały najróżniejsze myśli. Spotkanie z Death Gunem kazało mi przypomnieć sobie, że sam mam krew na rękach. Ta świadomość była okropna, choć jeszcze gorsze było to, że o tym zapomniałem.

Im dłużej myślałem nad tym wszystkim tym gorzej się czułem. To, że zabiłem ludzi. To, że obudziłem się mimo iż nie powinienem. Z każdą chwilą czułem się coraz bardziej przytłoczony.

- Czy to ma być kara? - Nie wiedziałem do kogo kieruję te słowa. Czułem jednak, że muszę je wypowiedzieć. - Czy to, że ja się obudziłem i muszę patrzeć na nich, umierających powoli to moja kara? Czy to sposób na to abym zapłacił za swoje grzechy?

Nikt nie odpowiedział na moje pytania a ja w końcu poddałem się zmęczeniu i zasnąłem. Nie był to jednak spokojny sen. Przez całą noc śniły mi się twarze osób, którym odebrałem życie. Wielokrotnie budziłem się zlany potem z sercem walącym w klatce piersiowej. Nad ranem przestałem próbować zasnąć i po prostu leżałem bezczynnie na materacu.

Schodząc później na śniadanie zastanawiałem się jak przebiegnie finał turnieju, oraz czy uda mi się powstrzymać tajemniczego gracza przed dalszymi morderstwami.


Kolejny rozdział za nami. Mam nadzieję, że się spodobał. Kolejny pojawi się nie prędzej niż w następny weekend. Przepraszam za wszystkie ewentualne błędy.

Pozdrawiam

AsunaQ1295



SAO: RothardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz