Rozdział 11

365 38 3
                                    

Stałem przy łóżku Asuny wspominając niedawne wydarzenia. Walka z Death Gunem i późniejsze starcie w domu Sinon były czymś czego prędko nie zapomnę. Stojąc w szpitalnej Sali mojej kochanej i trzymając jej delikatną dłoń pozwoliłem sobie wreszcie poczuć te wszystkie emocje, które powstrzymywałem przez ostatnie godziny. Zalały mnie niczym fala tsunami niemal przygniatając swoją siłą.

Strach, ból, niepewność, gniew, nienawiść i wiele innych emocji atakowało mnie ze wszystkich stron a ja tylko stałem tam patrząc na ukochaną twarz. Sam jej widok pomagał mi nie oszaleć choć wiedziałem, że to już długo nie potrwa. Z każdym dniem zbliżałem się do krawędzi. Byłem pewien, że w momencie gdy serce Asuny podda się i stanie na wieki ja runę w dół by w końcu uderzyć w dno i podążyć za nią.

- To już koniec. Death Gun już nikogo nie skrzywdzi. - Mój głos przesiąknięty był smutkiem, mimo odniesionego zwycięstwa nie potrafiłem się tak naprawdę cieszyć. Radość przysłaniana była przez brutalną rzeczywistość tego świata.

Siedziałem w ciszy rozmyślając nad wydarzeniami ostatnich miesięcy. Pozwoliłem by myśli dryfowały swobodnie. Nawet nie rejestrowałem upływu czasu. Po prostu spędzałem czas z osobą, która stała się dla mnie wszystkim. W tamtym momencie nie obchodziło mnie nic innego. Z zamyślenia wyrwał mnie odgłos otwieranych drzwi. Szybko obejrzałem się przez ramię i zobaczyłem rodziców Asuny patrzących na mnie ze smutkiem. Oczy jej matki były czerwone od łez a ja poczułem jak paniczny strach zalewa mnie całego.

Złe przeczucie kiełkowało gdzieś na tyłach umysłu z każdą chwilą przybierając na sile. Patrzyłem na parę, która powolnym krokiem zbliżała się do córki. Część mnie chciała ich powstrzymać, za wszelką cenę nie dopuścić aby się do niej zbliżyli. W głębi serca wiedziałem, że jeśli tego nie zrobię stanie się coś okropnego. Jednak mimo tych uczuć nie potrafiłem ruszyć się choćby odrobinę. Stałem jak słup i po prostu patrzyłem, bezradny.

- Kirigaya-kun, jest coś o czym musimy ci powiedzieć. - Ojciec Asuny spojrzał na mnie ze smutkiem. Lęk w moim sercu zaczął narastać. - Oboje z żoną postanowiliśmy pozwolić naszej córce odejść. Za dwa dni zamierzamy odłączyć ją od aparatury...

Poczułem jakby świat zawalił mi się na głowę. Zachwiałem się na nogach i nim się zorientowałem upadłem na kolana. Ból tak ogromny jak tylko można sobie wyobrazić targał moim ciałem. Serce, które wcześniej było złamane teraz zostało rozszarpane na strzępy. Łzy spłynęły po moich zapadniętych policzkach a ja potrafiłem tylko odtwarzać w głowie słowa ojca mojej ukochanej.

- Nie... nie... - Poderwałem głowę do góry i spojrzałem na mężczyznę i jego żonę. Byłem pewien, że w moich oczach płonie czysta nienawiść do tych ludzi. - Nie możecie jej zabić!

- Proszę zrozum dla nas też to nie jest łatwe, ale Asuna... Pomyśl minęło już pół roku czy ona chciałaby dalej trwać w takim stanie? Czy byłaby szczęśliwa widząc jak cierpimy? Czy cieszyłaby się wiedząc co się z tobą dzieje?! Spójrz na siebie! Jesteś wrakiem człowieka! Mimo, że się obudziłeś tyle czasu temu, dalej wyglądasz jakbyś dopiero co odzyskał przytomność! Niszczysz swoje ciało i życie! Asuna nie chciałaby tego dla ciebie!

Klęczałem na zimnej podłodze w osłupieniu patrząc na załamanego człowieka. Wiedziałem, że jej rodzice też cierpią oraz, że martwią się o mnie. Wszystko co powiedział Yuuki-san było prawdą. Prawdą, która bolała tak bardzo...

Ledwo widząc na oczy podniosłem się i nie odwracając za siebie wyszedłem z Sali. Nie zwróciłem wagi na nawoływania państwa Yuuki tylko parłem przed siebie. Czułem, że muszę się wydostać z tego miejsca. Nawet nie zajrzałem do przyjaciół tak jak to miałem w zwyczaju. Zależało mi tylko na tym aby znaleźć się jak najdalej od tego przeklętego szpitala, w którym spędziłem większość czasu tych sześciu miesięcy. Pragnąłem znaleźć się w miejscu gdzie nikt nie będzie zwracał na mnie uwagi, gdzie będę sam...

Byłem tak żałosny...

Szedłem ulicami nie myśląc dokąd zmierzam i nie zwracając uwagi na mijanych ludzi, którzy dziwnie się mi przyglądali. W końcu skręciłem w jakiś obskurny, ciemny zaułek i bezwładnie osunąłem się po ścianie. Nie mogąc już dłużej wytrzymać podciągnąłem kolana pod brodę i parłem na nich czoło. Szlochałem tak jak jeszcze nigdy wcześniej. Czułem, że świat przestał dla mnie istnieć.

- Więc... Asuna... ja też już niedługo zniknę....

Potem na nowo zacząłem płakać. Nie wiem ile czasu spędziłem w tej pozycji i miejscu. Jednak gdy wreszcie wstałem ciało miałem zesztywniałe a niebo było już granatowe. Wychodząc z zaułku spojrzałem w górę i nie dostrzegłem ani jednej gwiazdy.


Kolejny rozdział za nami. Taki trochę mało radosny, ale cóż tak musi być! Mam nadzieję, że się spodobał i przepraszam za wszystkie ewentualne błędy.

Pozdrawiam

AsunaQ1295

SAO: RothardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz