Rozdział 16

370 35 11
                                    


Strach ścisnął mi gardło. Myśl, że miałbym umrzeć tuż po tym jak znalazłem się w tym świecie była okropna. Zaciskając zęby aby jakoś wytrzymać ból, który przeszywał całe moje ciało ścisnąłem rękojeść miecza i podniosłem się na nogi. Z trudem udało mi się przyjąć postawę i unieść ostrze. Mój przeciwnik nie czekał już dłużej tylko z szałem rzucił się na mnie. W ostatniej chwili uniknąłem ostrego poroża. Szybko aby nie stracić szansy wykonałem ruch aktywujący i moje ciało prowadzone przez system wspomagający zaatakowało istotę. Tym razem jeleń padł na ziemię a po chwili jego ciało rozpadło się na tysiące maleńkich świecących kawałków, które już po kilku krótkich sekundach zniknęły.

Zmęczony opadłem na ziemię i zaraz krzyknąłem z bólu, który powrócił ze zdwojoną siłą. Mroczki pojawiły mi się przed oczami a ja czułem się jakbym miał zaraz zemdleć. Przez długą chwilę po prostu siedziałem na ziemi starając się dojść do siebie. Zignorowałem nawet okienko z informacjami o zdobytym doświadczeniu i przedmiotach.

Nie jestem pewien ile czasu spędziłem na zwalczaniu bezsilności, która ogarniała moje całe ciało. Zanim jednak podniosłem się z ziemi cienie zdążyły się znacznie wydłużyć a niebo zaczęło przybierać pomarańczowo-różową barwę. Trzymając się za brzuch, który mimo, że zdążył się zaleczyć to wciąż piekielnie bolał.

Mijałem kolejne drzewa, które w moich oczach wyglądały niemal identycznie. Rozglądałem się w poszukiwaniu schronienia wiedząc, że nie mogę udać się do miasta. Z każdą mijającą minutą czułem coraz większe zdenerwowanie. Zdawałem sobie sprawę, że w moim obecnym stanie pozostanie nocą bez schronienia i narażenie się na atak było samobójstwem. Z moich ust wyrwało się westchnienie ulgi gdy mimo zapadającej ciemności udało mi się dostrzec niewielką jaskinię. Tak szybko jak mogłem udałem się w tamtym kierunku. Jaskinia bardziej przypominała norę w niewielkiej skale prowadziła pod ziemię. Ja jednak nie miałem możliwości wybrzydzać. Wczołgałem się do środka przedtem zbierając trochę gałęzi, którymi przysłoniłem wejście.

Otoczony ciemnością pozwoliłem aby zmęczenie wreszcie dopadło moje ciało i zamknąłem oczy pragnąć choć chwilę odpocząć. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem...

Rano czułem się już o wiele lepiej i natychmiast wyczołgałem się ze swojej kryjówki. Będąc już na zewnątrz postanowiłem ocenić szkody, które poniosłem poprzedniego dnia. Przyjrzałem się swojemu ubraniu, które było podarte na brzuchu i rękawie. Wysunąłem miecz z pochwy i dokładnie zbadałem ostrze, na którym na szczęście nie było więcej wyszczerbień. Westchnąłem zrezygnowany i ruchem ręki przywołałem okno menu a później wybrałem ekwipunek. Skrzywiłem się na widok niskiego poziomu wytrzymałości mojego ubrania. Zdałem sobie sprawę, że będę musiał udać się do jakiejś wioski lub miasta w poszukiwaniu kowala i to jak najprędzej.

Nie chcąc tracić już czasu ruszyłem przed siebie. Zamierzałem zabić jak najwięcej stworzeń zanim będę zmuszony udać się do kowala. Miałem sześć miesięcy opóźnienia i każdy punkt doświadczenia był dla mnie cenny.

- Agh! - W ostatniej chwili uchyliłem się przed szarżującym dzikiem. Korzystając z okazji, że zwierzę było odwrócone do mnie tyłem szybko wykonałem ruch aktywujący i wyprowadziłem atak. Smuga światła błysnęła przez chwilę a później dało się słyszeć charakterystyczny dźwięk rozbijającego się szkła. Przed oczami pojawiło mi się okienko informujące o zdobytym poziomie. Szybko je zamknąłem i strzepnąłem miecz z krwi, choć wiedziałem, że niewiele to da. Przez pół dnia polowałem i cały byłem ubrudzony krwią swoją i przeciwników.

Szybko otworzyłem okno menu i spojrzałem na swoje statystyki. Z moich ust wyrwało się ciche przekleństwo na widok zaniżonych wartości. Tuż obok prawidłowych danych znajdował się niewielki minus razem z sumą odjętych punktów. Wiedziałem, że w moim obecnym stanie zbyt niebezpieczne jest polowanie dalej. Po za tym ból przeszywał całe moje ciało i ledwo mogłem się już ruszać wiedziałem, że gdyby nie system wspomagający gracza już dawno byłbym martwy.

Doczłapałem się do najbliższego drzewa i usiadłem przy nim. Zmęczony odchyliłem głowę do tyłu i zamknąłem oczy. Czułem się strasznie. Nieznośny ból rozrodził się po całym moim ciele... Promieniował od każdej, najmniejszej nawet ranki. Za każdym razem gdy się poruszyłem tylko cudem udawało mi się powstrzymywać krzyk.

Siedziałem dokładnie w tym samym miejscu, w tej samej pozycji do momentu, w którym ból stał się znośny. Potem natychmiast wstałem i spojrzałem na mapę chcąc zobaczyć gdzie jest najbliższa wioska. Wiedząc, że będę musiał bardzo uważać aby nie spotkać żadnego gracza ruszyłem w odpowiednim kierunku. Szedłem przez las uważając aby nie zbliżyć się zbytnio do agresywnych mobów. Problem zaczął się gdy drzewa zaczęły się przerzedzać a ja ujrzałem w końcu polną drogę. Teraz będę całkiem odsłonięty i każdy kto będzie w pobliżu z łatwością mnie zobaczy a zdecydowanie tego nie chciałem.

Licząc w duchu, że dopisze mi szczęście pośpiesznie ruszyłem drogą. Co chwilę rozglądałem się niespokojnie czując jak serce wali mi w piersi. Po kilku minutach dotarłem do niewielkiej wioski, w której skład wchodziło może z dwanaście chat w tym jak wiedziałem dom kowala i jedna karczma. Starając się poruszać po obrzeżach dotarłem do krytej słomą chaty, która nad drzwiami miała szyld z kowadłem. Już miałem wejść do środka gdy do moich uszu dobiegł tak dobrze znany mi głos...

- Dziękuję ci za pomoc Lisbeth. 


To tyle na dziś.

Jak myślicie kogo głos słyszał nasz Kirito?

Do następnego!

AsunaQ1295

SAO: RothardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz