Rozdział 20

352 30 2
                                    

Pośpiesznie przemierzałem uliczki skąpane w ciemności. Serce waliło mi tak mocno, że obawiałem się iż za chwilę wyskoczy mi z piersi. Po tym czego dowiedziałem się tego ranka cały dzień spędziłem na zbieraniu punktów doświadczenia. Po zapadnięciu zmroku jednak nie mogłem się powstrzymać i zamiast posłuchać głosu rozsądku ruszyłem z powrotem do miasta. W mojej duszy co i ruż rozbrzmiewała potrzeba ponownego zobaczenia ukochanej dziewczyny. Tak więc mimo oczywistej głupoty tego pomysłu skradałem się w bocznych uliczkach kierując się do domu Asuny.

Po pewnym czasie udało mi się w końcu dotrzeć pod odpowiedni budynek. Kierowany przemożną potrzebą zobaczenia jej twarzy wykorzystując swoją zręczność i siłę odbiłem się od ziemi i jednym skokiem znalazłem się na jej balkonie. W budynku było mnóstwo mieszkań, ale ja miałem całkowitą pewność, że trafiłem na właściwy balkon. Coś we mnie mówiło mi iż tak jest. Starając się być jak najciszej ostrożnie zbliżyłem się do drzwi i złapałem za klamkę. Na moje szczęście w tym świecie każdy mógł się dostać niemalże wszędzie i już po kilku sekundach stałem w sypialni nastolatki patrząc na sylwetkę na łóżku. Serce ścisnęło mi się z pragnienia aby ją objąć, pocałować czy po prostu móc z nią porozmawiać.

Nagle ciszę przerwał dźwięk nadchodzącej wiadomości. Zamarłem zszokowany patrząc na znaczek przed moimi oczami. Doskonale wiedziałem od kogo jest owa wiadomość. Tylko jedna osoba na tym świecie wiedziała o mojej obecności. Drżącą ręką nacisnąłem przycisk i otworzyłem plik. Moje oczy przebiegały po treści na początku nie mogąc pojąć jej znaczenia.

Kirito-kun!

W swej mądrości dostrzegłem pewien problem związany z Twoją misją. Widzisz zdałem sobie sprawę, że nawet Ty nie dasz rady pokonać wszystkich graczy na czas... W swojej łasce pozwalam Ci więc wybrać osobę, której zdradzisz swoją tożsamość, misję oraz spróbujesz przekonać ją do pomocy. Jednak to czy Ci uwierzy i stanie po Twojej stronie to już inna sprawa.

Powodzenia

Władca tego świata

Stałem jak sparaliżowany w głowie co i rusz przetwarzając treść listu. Szok sprawił, że zachwiałem się i w ostatniej chwili przytrzymałem się ściany aby nie upaść. Mój wzrok spoczął na śpiącej, niczego nie świadomej dziewczynie, do której należało moje serce. Myśl, że mógłbym powiedzieć jej, że żyję, wyznać prawdę... Niespodziewanie jednak w mojej głowie pojawił się obraz, który nawiedzał mnie w snach w realnym świecie. Obraz Asuny ranionej przez Kayabę. To jak umierała w moich ramionach a ja mogłem tylko bezradnie na to patrzeć.

- Nie. - Ostatni raz spojrzałem na ukochaną zanim pośpiesznie opuściłem jej mieszkanie.

"Nie mogę jej narażać..."

Wypełniony sprzecznymi emocjami gnałem po opustoszałych ulicach w stronę jaskini będącej moim schronieniem. W głowie co i rusz pojawiały mi się najróżniejsze scenariusze, w których Asuna ginie po tym jak zdradzam jej prawdę. Ból przeszywał moje serce przy każdej takiej myśli, jednak część mnie nieodwołalnie pragnęła wrócić i wziąć ją w ramiona.

Po dotarciu do ciemnej i wilgotnej groty opadłem na ziemię i tępo wpatrywałem się w skalne sklepienie nad moją głową. Byłem pewny, że za nic w świecie nie zmrużę już oka tamtej nocy. Leżałem więc czekając aż moje statystyki wrócą do normy a ja będę mógł na nowo rzucić się w wir walki. Tak minęła mi noc i tuż po wschodzie słońca opuściłem swoje schronienie.

Przez prawie cały dzień niczym szaleniec zabijałem jednego demona po drugim. Nie zwracałem uwagi na nic poza moimi przeciwnikami. Cały ociekałem gęstą posoką służącą za krew tych istot. Napędzany gniewem pomieszanym z goryczą walczyłem pozwalając aby wszystko inne przestało się dla mnie liczyć. Z każdą mijającą godziną słabłem, ale mimo to uparcie walczyłem zdobywając kolejne punkty doświadczenia tak bardzo mi potrzebne.

Tak mijały mi kolejne dnie. Coraz bardziej zatracałem się w tym dziwnym świecie i pozwalałem aby przejął mnie na własność. Co dnia najpierw zabijałem demony stworzone przez system a później polowałem na innych graczy. Każdego dnia zadawałem im śmierć, która dla nich wydawała się końcem. Pozwalałem aby ich nienawiść spadała na mnie, a spojrzenia każdej z moich ofiar prześladowały mnie w snach. Nie raz budziłem się zlany potem ze snów, w których okazywało się, że osoby, które zabiłem ginęły na prawdę. Nic nie mogłem poradzić na wątpliwości, które wciąż czaiły się gdzieś na obrzeżach mojej świadomości, a w nocnych koszmarach wypływały na wierzch. Mimo to ja nie ustępowałem i z uporem parłem dalej coraz bardziej się zagubiając.

Ból stał się dla mnie nieodłącznym towarzyszem tak jak samotność.

Nienawiść innych, ich strach...

Ja sam nieraz już zastanawiałem się co zrobię, jeśli ich obawy okażą się słuszne. Zaczynało mnie to przytłaczać i nic, absolutnie nic nie mogłem na to poradzić. Nie jednej nocy tęskniłem za ukochaną pragnąc aby była przy mnie, objęła mnie i powiedziała, że wszystko się ułoży.

Tego jednak nie mogłem mieć i to niszczyło mnie coraz bardziej...


Kolejny rozdział za nami. Następny w kolejny weekend a jeśli dam radę to pojawi się w środku tygodnia. ;p

Przepraszam za wszystkie ewentualne błędy.

Pozdrawiam

AsunaQ1295

SAO: RothardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz