*Miesiąc później*
Było coraz gorzej. Nie było dnia abym nie dostawał ataku paniki tak wielkiego, że traciłem zdolność logicznego myślenia. Niepewność co do losu osób, które padały od mego miecza kładła się cieniem na moim umyśle. Mimo to dzień za dniem lista moich ofiar stawała się coraz dłuższa. Nie bacząc na ryzyko atakowałem coraz to silniejszych graczy. Nie obchodziły mnie rany ani ból ten ostatni przestałem zauważać już jakiś czas temu. Tego dnia jak zwykle ostatnio szukałem kolejnej ofiary tym razem jednak zmuszony zostałem do rozglądania się po mieście. Gracze zaczęli zachowywać się dużo ostrożniej często praktycznie nie opuszczając miasta a jeśli już to w licznym towarzystwie.
Skrawające się uliczkami wypatrywałem kogoś kto szedłby samotnie, czy z nielicznymi kompanami. W końcu udało mi się wypatrzeć idącego niespiesznie mężczyznę obok, którego szedł drugi gracz. Obaj pogrążeni byli w rozmowie i wyraźnie nie spodziewali się ataku. Zdając sobie sprawę, że kolejna okazja tego wieczoru może się już nie nadążyć pośpiesznie ruszyłem za nimi. Przez cały czas uważnie obserwowałem okolicę czekając aż znajdziemy się w miejscu, w którym będę mógł zaatakować bez ryzyka zauważenia przez kogokolwiek. Okazja nadarzyła się gdy dwójka mężczyzn skręciła w jedną z węższych uliczek.W końcu udało mi się wypatrzeć idąc ego niespiesznie mężczyznę obok, którego
Z mocno bijącym sercem wydobyłem miecz z pochwy na plecach i zeskoczyłem na ziemię tuż za moimi przyszłymi ofiarami. Oboje drgnęli niespokojnie i z wyraźną obawą obejrzeli się przez ramię. Gdy tylko mnie dostrzegli w ich oczach pojawiła się obawa. Szybko odwrócili się do mnie i z rosnącym przerażeniem patrzyli jak powolnym krokiem zbliżam się do nich. Światło jednej z niewielu okolicznych latarni odbiło się od ostrza mojego miecza.
- Czego chcesz? - Starszy z nich odezwał się cichym i lekko drżącym głosem. - Powiedz kim jesteś! Dlaczego na nas polujesz?! Dlaczego zabijasz innych?! - Pod koniec swojej wypowiedzi sam dobył swojej broni i na niepewnych nogach przyjął pozycję. Jego kompan niemal natychmiast poszedł w jego ślady wyciągając i mierząc we mnie swoją szablą.
Patrzyłem na tą dwójkę czując coś na kształt litości. Doskonale wiedziałem, że nie mam wyboru i muszę ich zabić, jeśli chcę aby mogli wrócić do realnego świata. Niestety nie było to tak łatwe jakbym chciał. Widok ich przerażenia, nienawiści i w końcu rezygnacji, która ostatnio pojawiała się w spojrzeniach moich ofiar tuż zanim ich ciała rozpadły się na tysiące lśniących fragmentów ranił mnie. Sytuacji nie poprawiały moje własne wątpliwości, które zawsze czaiły się gdzieś na obrzeżach świadomości. Nie mogłem jednak pozwolić sobie na przerwę a co dopiero aby zaprzestać swoich działań. Czas. który został mi przeznaczony na wykonanie zadania uciekał w zastraszającym tempie a ja wciąż miałem mnóstwo do zrobienia... Mnóstwo ludzi do zabicia.
Odbiłem się tylną nogą i wystrzeliłem do przodu. Wyprowadzałem jeden atak za drugim raniąc ich i jednocześnie starając się uniknąć ich ataków. Szybko zrozumieli jak wielką mam nad nimi przewagę. Po ich twarzach zaczęły płynąć łzy a ich ruchy stały się chaotyczne. Smutek wypełnił moje serce gdy patrzyłem jak ulatuje z nich wola walki.
Krzyk wydobył się z ust starszego gdy kolejne cięcie mojego miecza dosięgło jego ciała a pasek życia osiągnął swój koniec. Jego ciało zamarło na ułamek sekundy a później rozprysło się na drobne kawałki. Ostatni przeciwnik widząc to osunął się na kolana a z pomiędzy jego warg wydobył się szloch. Starając się za wszelką cenę nie pozwolić aby uczucia przejęły nade mną kontrolę powoli zbliżyłem się do klęczącego gracza. Uniosłem miecz szykując się aby zadać ostateczny cios. Jednocześnie zrobiłem coś czego starałem się unikać przez ostatnie tygodnie. Spojrzałem mu w oczy... Oczy, w których oprócz przerażenia dostrzegłem nienawiść i pogardę.
- Jesteś potworem, demonem... - Po tych słowach opuścił głowę a ja wykonałem zamach i dobiłem go czując jak łzy zaczynają płynąć mi po policzkach.
- Masz rację... Jestem potworem, demonem, który odbiera wam nadzieję... - Opadłem na kolana i przyłożyłem czoło do brudnego podłoża wstrząsany szlochem. Po raz kolejny zastanawiałem się czy dam sobie radę. Do tej pory nie musiałem stawać przeciwko komuś bliskiemu i coraz częściej nachodziła mnie myśl, że mogę nie dać rady, że mogę nie potrafić ich skrzywdzić... Skrzywdzić Asuny.
Na miękkich nogach podniosłem się i powoli z uwagi na przeszywający mnie ból spowodowany tymi kilkoma ranami ruszyłem w drogę powrotną, w duchu dziękując, że przywykłem do tego uczucia i mogłem przynajmniej w miarę normalnie się poruszać co na początku było po prostu niemożliwe.To tyle na dziś.
Do następnego!
AsunaQ1295

CZYTASZ
SAO: Rothard
FanfictionMinęły dwa miesiące od momętu zakończenia gry Sword Art Online. Niestety nie wszyscy gracze wrócili do swoich bliskich. Część z nich mimo iż przeżyła incydent SAO wciąż leży nieprzytomna w szpitalnych salach. Do osób, które nie zbudziły się po ukońc...