Rozdział 25

373 37 5
                                    

Ból, który odczułem słysząc jej słowa ciężko sobie nawet wyobrazić. Zdawałem sobie sprawę z tego jak to wszystko wyglądało z jej strony, ale mimo wszystko jej słowa były niczym sztylet prosto w serce. Zamknąłem oczy starając się za wszelką cenę opanować emocje mną targające. Gdy na powrót je otworzyłem nie zobaczyłem już zranionej dziewczyny a stojącą pewnie wojowniczkę patrzącą na mnie z ponurą determinacją.

- Masz jedną szansę na wyjaśnienie mi jak ktoś, kto za wszelką cenę starał się nas uratować zmienił się w zwykłego mordercę. - Jej oczy były zimne, nie było już w nich nawet iskry dawnego ciepła i miłości. Teraz wyrażały przede wszystkim gniew...

- Uratować... - Powoli usiadłem na swojej pryczy i odchyliłem głowę patrząc w sufit. - Tak, to właśnie próbowałem zrobić w SAO. Chciałem uratować ciebie, siebie i wszystkich... Jednak to było na nic. Spójrz na mnie. - Spojrzałem na nią czekając aż zrozumie co chciałem przekazać.

- Ty... - Na jej twarzy odmalowało się zrozumienie. - Wyglądasz inaczej... Starzej. Na początku myślałam, że to jakiś błąd z twoim wyglądem... Sądziłam, że to dlatego jesteś tak wychudzony, ale to nie prawda.

- Dokładnie. Zanim się tu zalogowałem musiałem dokonać kolejnej konfiguracji a hełm zeskanował mój aktualny wygląd...

- Więc, ty... Byłeś tam. Wróciłeś do realnego świata. - Skinąłem głową zgadzając się z jej słowami. - Dlaczego tu jesteś? Przecież nikt z zewnątrz nie może ingerować w ten świat, tak powiedział nam On naszego pierwszego dnia tutaj.

- Dostałem propozycję. - Przymknąłem na chwilę oczy starając się przypomnieć sobie tamte chwile, ale z szokiem odkryłem, że ledwie pamiętam tamte dni chociaż były zaledwie kilka miesięcy temu. - Jakieś trzy miesiące temu całą Japonię obiegła informacja o tym co się z Wami tak naprawdę dzieje. Jednocześnie powiedziano, że jeśli macie kiedykolwiek się obudzić to ten, kto ukończył SAO musi się tutaj zalogować... Zgodziłem się mimo, że nie wiedziałem jeszcze co się z tym wiąże.

- Dlaczego zabijasz? Czemu to robisz skoro zalogowałeś się aby nam pomóc to dlaczego nie walczysz u naszego boku? - Opanowanie Asuny zaczęło powoli topnieć a na jej twarzy na powrót gościły emocje.

- Takie otrzymałem zadanie. Każdy gracz, który zginie z mojej ręki jest bezpiecznie wylogowywany. Warunkiem jest to, że nikt oprócz jednej osoby nie może znać prawdy... - Spojrzałem jej prosto w oczy pragnąc aby zrozumiała moje motywy i mi uwierzyła. Widziałem jak powoli zaczyna przyswajać informacje a na jej twarzy co i róż zmieniają się emocje.

Gniew.

Smutek.

Tęsknota.

Opowiadałem jej o tym jak trafiłem do Rothardu i jak wyglądały moje pierwsze dni. Wspominałem jej rodziców, swoją siostrę, mamę, czy tatę. Rozmawiałem z nią o tym jak się czułem po przebudzeniu w szpitalu i jak bardzo mi jej brakowało. Wyjaśniłem też dlaczego wyglądam tak a nie inaczej. Sam również słuchałem jej opowieści o czasie spędzonym w tym świecie i o jej bólu gdy myślała, że nie żyję. Opowiadała mi o tym jak walczyła mając nadzieję wydostać się i ujrzeć swoją rodzinę. Słyszałem w jej głosie gniew na myśl, że ten cały wysiłek był daremny.

Z każdą mijającą minutą jej nastawienie do mnie się zmieniało. Na nowo zaczęła przypominać moją Asunę, dziewczynę, którą spotkałem w Aincradzie. Za każdym razem, gdy nasze spojrzenia się krzyżowały czułem ciepło głęboko w sercu a mój zmęczony tym wszystkim umysł zyskiwał choć odrobinę spokoju.

- Więc, co mam zrobić? Jak mogę ci pomóc?

- Po pierwsze musisz mnie uwolnić, nad resztą zastanowimy się później. - Starałem się aby mój głos był opanowany i nie zdradzał jak bardzo byłem zdenerwowany. Serce waliło mi w piersi gdy Asuna podchodziła do stołu i brała klucz do celi. Szybko wywołałem menu i ubrałem na siebie ekwipunek.

Dziewczyna zbliżyła się do drzwi i otworzyła je a ja byłem wolny. Przez kilka sekund stałem po prostu i patrzyłem na nią. W pewnym momencie jednak moje ciało z własnej woli zaczęło się ruszać i nim się zorientowałem pokonałem dzielącą nas odległość i zamknąłem ją w swoich objęciach. Łzy spływały mi po policzkach gdy tuliłem ją do swojej wychudzonej piersi. Czułem jak jej ciało drży a palce kurczowo chwytają poły mojego płaszcza.

Mijały sekundy a szczęście i wzruszenie w moim sercu ustępowało miejsca smutkowi i bólowi. Moja ręka ostrożnie uniosła się i chwyciła rękojeść miecza. Serce łomotało mi w piersi a sam czułem się tak jakbym miał zaraz zemdleć. Łzy na nowo popłynęły po policzkach.

- Przepraszam - wyszeptałem do jej ucha tuż za nim gwałtownie odepchnąłem ją od siebie.

Jednym sprawnym ruchem dobyłem miecza i zaatakowałem. Asuna nie zdążyła nawet krzyknąć, zanim ostrze dosięgło jej ciała. Raz za razem wyprowadzałem ciosy patrząc jak jej ciało miota się a czerwona krew tryska raz po raz osiadając na mnie i wszystkim w około. Każdy pojedynczy atak był niczym przekręcenie wciąż wbitego w me serce sztyletu. Nie mogłem jednak przestać... Nie mogłem jej pozwolić dłużej tutaj być.

Zero.

Tyle wynosił pasek jej życia. Miecz z łoskotem opadł na ziemię a ja sam rzuciłem się i w ostatniej chwili złapałem jej osuwające się ciało. Klęcząc z nią w ramionach na zakrwawionej podłodze czułem jak serce rozpada mi się na miliony małych kawałków. Drżącą dłonią odsunąłem włosy z jej twarzy i spojrzałem w oczy.

- Przepraszam... Tak, bardzo przepraszam...

Patrzyłem uważnie jak jej ciało stawało się przezroczyste. Uważnie obserwowałem również jej spojrzenie...

Widziałem jak zmienia się ich wyraz i modliłem się by tym razem było inaczej. Modliłem się aby nie dostrzec w nim nienawiści.

- Ja... - Oczy, które tak wiele razy spoglądały na mnie z miłością teraz były całkiem inne.

Strach.

Przerażenie.

Smutek.

- Nie chcę umierać... Nie... - Samotna łza spłynęła po jej policzku a chwilę później jej ciało rozpadło się na tysiące lśniących fragmentów.

Patrząc na nie zrozumiałem ważną rzecz.

To samo właśnie stało się z moim umysłem...

Ze mną... 



Trochę późno, ale jest. Co o nim myślicie? Spodziewaliście się takiego obrotu spraw?

Do następnego!

AsunaQ1295

SAO: RothardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz