Rozdział 26

352 37 5
                                    

*Dwa tygodnie później*

Stałem nad swoją kolejną ofiarą patrząc jak z przerażeniem uświadamia sobie, że to koniec. Strach, nienawiść, bezsilność, ból... Emocje pojawiały się na twarzy chłopaka jedna po drugiej a ja patrzyłem na to starając się wygnać z głowy obraz Asuny.

Asuny, którą zabiłem własnymi rękami...

Ból przeszył moje serce na myśl o dziewczynie, ale coś w głębi mnie mówiło, że zrobiłem dobrze odbierając jej życie, nie byłem wprawdzie pewien co, ale miałem tą pewność. Przymknąłem na chwilę, oczy pozwalając sobie odciąć się od niepokojącego obrazu przede mną a pogrążając się w niewyraźnych wspomnieniach o niej. Nie wiedziałem gdzie to było, ale w tamtym miejscu byliśmy szczęśliwi. Czasami z całego serca pragnąłem rzucić wszystko i ruszyć na poszukiwania tamtych miejsc...

Cichy jęk sprowadził mnie na ziemię. Otworzyłem oczy i spojrzałem na ciało chłopaka, które właśnie zaczynało się rozpadać. Nie czułem już wyrzutów sumienia zabijając innych ludzi z tego świata. Nie potrafiłem czuć praktycznie nic poza bólem utraty tej dziewczyny. Gdy tylko ciało mojej ofiary zmieniło się w tysiące lśniących fragmentów odwróciłem się i ruszyłem dalej. Każdego znika polowałem na ludzi, nie pamiętając już nawet dlaczego, ale konsekwentnie pozbywałem się ich z tego świata. Coś we mnie mówiło mi, że muszę sprawić aby oni wszyscy zniknęli...

Westchnąłem cicho zastanawiając się, gdzie powinienem się teraz udać. Nie tylko ja już na nich polowałem, oni polowali na mnie. Zmuszony więc byłem do niezwykłej ostrożności, co szczerze mówiąc nie bardzo mi się podobało. Ze statystyk wiedziałem, że przy życiu pozostało jeszcze około trzysta osób a jakiś instynkt mówił mi aby się śpieszyć. Właśnie dlatego każdego dnia zabijałem tylu ilu tylko zdołałem zanim mój stan zmusił mnie do odpoczynku.

Biegłem bocznymi ścieżkami w stronę jednej z bardziej uczęszczanych wiosek mając nadzieję, że właśnie w niej znajdę kolejną ofiarę. Moje oczy uważnie obserwowały otaczający mnie teren wypatrując zagrożenia. Po kilkunastu minutowym biegu w oddali ujrzałem pierwsze pokryte słomą dachy. Miałem właśnie skręcić na pole planując dalszą drogę odbyć ukryty w zbożu, ale właśnie wtedy kątem oka ujrzałem ruch.

Gwałtownie zahamowałem i zacząłem uważnie skanować wzrokiem okolicę. Nie minęło nawet kilka sekund a ja już wiedziałem, że zostałem otoczony. Spokojnie, wiedząc, że nie mogę stracić panowania nad sobą dobyłem miecza i przyjąłem postawę. Zamarłem w bezruchu czekając na ich ruch...

- Zapłacisz za wszystko co zrobiłeś! - Z tyłu rozległ się przepełniony furią krzyk. Natychmiast rozpoznałem ten głos a moje serce mimowolnie zaczęło szybciej bić. Klein.

Mocniej zacisnąłem palce na rękojeści i uważnie patrzyłem jak jeden po drugim moi przeciwnicy wychodzą z ukrycia. Byli tam wszyscy...

Klein, Agil, Silica, Lis...

Na ich twarzach widziałem tylko gniew i nienawiść. Z resztą wcale im się nie dziwiłem... Byłem mordercą, potworem, i zabiłem Asunę...

Mimowolnie przed oczami ujrzałem jej twarz, jej wypełnione strachem oczy tuż zanim rozpadła się na tysiące lśniących fragmentów.

"Nie chcę umierać... Nie..."

Nie miałem już pojęcia dlaczego zabijam, ale wiedziałem, że nie wolno mi przestać. Głęboko w zakamarkach mojego umysłu kołatała się tylko jedna myśl: misja. Nie pamiętałem już na czym ona polegała, ale byłem pewien, że mordowanie innych jest jej częścią.

Westchnąłem cicho na myśl o tym, że zaraz będę musiał pozbawić życia moich ostatnich przyjaciół. Lekki ból przeszył moje serce, ale szybko zdusiłem to uczucie nie pozwalając sobie na tą słabość. Ugiąłem lekko nogi i nie dając im już ani chwili dłużej na zastanowienie się ruszyłem do ataku. Nie patrzyłem w kogo wymierzam swoje ostrze, nie chciałem. Po prostu atakowałem raz za razem nie dając im szans na chwilę wytchnienia.

Cięcie z boku, później z góry i od dołu... Raz za razem moje ostrze dosięgało ciała, któregoś z nich a ich co jakiś czas dosięgały mojego. Nie chciałem ich zabijać... Byli chyba jedynymi ludźmi, których nie chciałem zabijać, ale wgłębi duszy wiedziałem, że nie mam wyboru.

Nie bardzo pamiętałem wydarzenia sprzed ostatnich dwóch tygodni, ale doskonale pamiętałem ich twarze i więzi jakie nas łączyły... Nie miałem pojęcia dlaczego pewnego ranka obudziłem się nie pamiętając praktycznie nic odnośnie swojego życia... Moje wspomnienia przypominały sitko, pełne były dziur, których nie potrafiłem zapełnić. Pamiętałem jednak ich, Asunę i to, że z jakiegoś powodu muszę zabić wszystkich ludzi na tym świecie.

Jęknąłem gdy potężne uderzenie topora odrzuciło mnie na kilka metrów do tyłu. Spojrzałem na osoby, które pragnęły mojej śmierci i właśnie powoli, ale nieubłagalnie zbliżały się do mnie. Potrząsnąłem głową, nie chcąc już dłużej zastanawiać się nad niczym. Nie miałem teraz na to czasu. Podniosłem się na nogi i przyjąłem postawę.

Nie mogłem się wahać.

Nie mogłem pozwolić aby moje uczucia wzięły górę.

Zamknąłem na sekundę oczy a gdy je otworzyłem nie widziałem już przyjaciół a cele.

Cele, które muszę wyeliminować...

Cele, które przybliżą mnie do realizacji misji, której celu nawet nie pamiętałem.



Na początek przepraszam, że dopiero teraz, ale ostatnio mam małe zamieszanie... Postaram się aby nie było już opóźnień.

Mam też dla Was małe informacje, nie wiem czy złe czy dobre. O tym zdecydujecie sami.

Tak, więc po pierwsze to opowiadanie nieuchronnie zbliża się do końca planuję jeszcze może z 5-6 rozdziałów. Nie będzie ono długie.

Po drugie jeśli są tu osoby, które czytały moją pierwszą pracę: "Naruto: Lisi Władca" to może ucieszą się na wiadomość, że tuż po zakończeniu tego opowiadania wystartuje nowe właśnie z uniwersum Naruto. :)

To chyba tyle...

Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał!

Do następnego

AsunaQ1295

SAO: RothardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz