Rozdział 28

386 39 6
                                    


Nie bałem się śmierci. Nie miałem powodu aby się jej bać, w końcu nic mnie już nie trzymało na tym przeklętym świecie. Zanim jednak po raz ostatni dane mi będzie po raz ostatni zamknąć oczy musiałem dokończyć swoje zadanie. Zaciskając dłoń na rękojeści miecza wyprowadziłem pchnięcie prosto w pierś przeciwnika. Mimowolnie skrzywiłem się, gdy ten uniknął go z łatwością. Nie poddając się jednak atakowałem raz za razem.

Cięcie z boku, później zza głowy i od dołu...

Dźwięk metalu uderzającego o metal wypełniał jaskinię. Patrzyłem jak pasek życia kurczy mi się nieubłaganie. Wynosił już tylko dwa procent. Przekląłem cicho pod nosem z największym trudem unikając wielkiego topora mężczyzny. Wykorzystując jego chwilową lukę w obronie ruszyłem z kontratakiem. Nie wahałem się ani chwili tnąc raz za razem i z satysfakcją patrzyłem jak jego hp spada coraz bardziej. Tak blisko do końca...

Uniosłem rękę aby zadać ostateczny cios, gdy mój przeciwnik z widoczną furią i desperacją złapał równowagę i zamachnął się na mnie.

- Może i zginę, ale ty pójdziesz do piekła!

Było za późno abym mógł zablokować nadchodzący w zastraszającym tempie wielki topór. Atak, który jak byłem pewien zaraz odetnie mi głowę, niespodziewanie zaczął zmieniać swoją trajektorię. Błyskawicznie zrozumiałem, że mężczyzna po prostu nie ma już siły i jego ramiona zaczynają opadać. Czując, że to moja ostatnia szansa mocniej złapałem rękojeść miecza i sam zaatakowałem. Moją jedyną nadzieją było to, że mój miecz dosięgnie ciała przeciwnika zanim topór dosięgnie mnie.

Wszystko zadziało się błyskawicznie...

Poczułem jak wielki oręż dosięga moich nóg, a w następnej chwili odcina je od mojego ciała. Poleciałem do przodu, niezdolny już do jakiejkolwiek walki. Patrzyłem jak zbliżam się do stojącego na chwiejnych nogach mężczyzny i w ostatniej chwili przesunąłem rękę tak aby przy upadku ostrze mojego miecza dosięgło jego ciała. Z satysfakcją i ulgą zobaczyłem jak na jego piersi pojawia się olbrzymia rana, a on sam upada. Pasek życia skurczył się do zera a w następnej chwili jego ciało rozpadło się na tysiące fragmentów.

Z głuchym jękiem uderzyłem w ziemię a miecz wypadł z mojej dłoni. Patrzyłem w ścianę jednocześnie kątem oka obserwując jak moje hp spada coraz bardziej. Pasek skurczył się całkowicie i przed moimi oczami ujrzałem napis "Jesteś martwy.". Ktoś inny pewnie poczułby strach, ale ja tylko zaśmiałem się krótko.

- Nareszcie koniec... - Po moich policzkach spłynęły łzy. - Asuna, jeśli zdarzy się cud to spotkamy się w następnym życiu...

Potem wszystko opanowała ciemność.

Nie czułem już nic.

Nie było bólu.

Nie było gniewu.

Nie było tęsknoty.

Nie wiem ile czasu spędziłem w tej kojącej ciemności. Nie mam pojęcia jak długo w niej dryfowałem zastanawiając się czy tak wygląda śmierć. Doskonale pamiętam jednak moment gdy do moich zmysłów zaczęły docierać bodźce z zewnątrz.

Najpierw był zapach...

Mocny zapach środków do dezynfekcji i lekka ledwie wyczuwalna nuta kwiatów.

Później nadszedł dotyk.

Pod palcami czułem żelowy materac i chłodne prześcieradło. W nosie miałem jakieś drażniące mnie rurki a na palcu prawej ręki coś się zaciskało.

W następnej chwili uderzył we mnie ból. Niesamowity, wręcz nie do zniesienia ból. Nie jestem pewien, ale chyba musiałem jęknąć gdyż w następnej chwili wybuchło zamieszanie.

Poczułem jak moją rękę chwytają delikatne, smukłe palce a zaraz później inna ręka chwyciła moją drugą dłoń. Poczułem jak ktoś gładzi mnie po policzku. Wyłapywałem niewyraźny szum, który jak się po chwili domyśliłem był rozmową osób zgromadzonych przy mnie. Próbowałem wysilić słuch i coś zrozumieć, ale z marnym skutkiem. W końcu po pewnym czasie zdecydowałem się otworzyć oczy, co nie było prostym zadaniem. Czułem się tak jakby powieki zaklejono mi taśmą...

Sprawy nie ułatwiał wszechobecny ból, ale w końcu udało mi się je delikatnie uchylić. W pierwszym momencie poraziło mnie światło na co natychmiast z powrotem zamknąłem oczy. Dłoń trzymająca moją lewą rękę, ta którą poczułem jako pierwszą ścisnęła lekko moją rękę, na co lekko się skrzywiłem czując ból.

Wysilając się po raz kolejny uchyliłem powieki. Na początku widziałem tylko zamazane plamy, ale z każdą mijającą chwilą mój wzrok zaczynał nabierać ostrości. Zaczynałem dostrzegać postacie pochylające się nade mną. Widziałem kobietę o ciemnych włosach i oczach i niezwykle podobną do niej nastolatkę. Obje patrzyły na mnie ze łzami w oczach. Tuż za nimi ujrzałem mężczyznę w białym kitlu.

Lekarz.

Żadnej z tych osób nie rozpoznawałem.

Dopiero wtedy spojrzałem w lewo na drugą stronę i zamarłem. Poczułem jak powietrze uchodzi mi z płuc a serce zaczyna gwałtownie przyśpieszać. Nie potrafiłem uwierzyć w to co widzę. Ta sama twarz, może trochę dojrzalsza i szczuplejsza, ale wciąż tak samo kochana. Te niesamowite kasztanowe włosy i oczy, w które mogłem patrzeć w nieskończoność. To ta sama dziewczyna, której oddałem serce... Oraz, której odebrałem życie.

Asuna.

Łzy zaczęły płynąć mi po policzkach i nie potrafiłem ich powstrzymać. Widziałem jak jej usta się poruszają, ale nie słyszałem słów. Jej druga ręka delikatnie pogłaskała mnie po policzku a oczy patrzyły na mnie z czułością.

Uchyliłem usta i z największym trudem wyszeptałem jedno zdanie, które mimo radości spowodowanej jej widokiem wciąż kołatało mi się po głowie.

- Jak... Ty... prz... przecież... nie... żyjesz. 


Coraz bliżej do końca naszej historii. Jak myślicie w jaki sposób potoczą się teraz losy naszego Kazuto?

Przepraszam za ewentualne błędy i mam nadzieję, że rozdział się podobał.

Do następnego!

AsunaQ1295

SAO: RothardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz