Sułtan Murad po osobistym wygłoszeniu na głównym placu swojego oświadczenia udał się do swojej komnaty, gdzie chciał spotkać się z dowódcą Jańczarow-Kemankesh Agą. Od lat wierne służył monarchii, dlatego Murad miał pewne plany wobec jego osoby.
-Panie, chciałeś mnie widzieć.
-Tak Kemankesh, mam dla Ciebie pewne zadanie. Jak wiesz, przed chwilą pozbawiłem regencji moją matkę, którą nadal bardzo cenię. Martwię się jednak, że nie będzie umieć porzucić przyzwyczajeń, które wyniosła jako tymczasowa głowa państwa. Jako mój zaufany człowiek, chcę, abyś był moimi oczami i uszami. Będziesz wiernym towarzyszem mojej matki i pilnował, aby więcej nie kwestionowała moich decyzji i działała za moimi plecami. Rozumiesz? - Murad coraz bardziej podnosił głos, coraz bardziej akcentując każde słowo z osobna. Teraz to jego era panowania i nie pozwoli, aby ktokolwiek podważał jego autorytet.
-Wedle Twego rozkazu Panie. - Podświadomie, wiedział, że to nie proste zadanie. W końcu kiedyś poznał sułtankę Kosem i doskonale zdawał sobie sprawę, że to inteligentna kobieta, a zarazem piękna. Nie widzieli się długo, ale najbardziej zapamiętał jej niebieskie oczy, w które tylko raz ośmielił się spojrzeć.******
-Bajazyd jak Ty to sobie teraz wyobrażasz? Tyle lat matka starała się nam zapewnić spokój, a nasz brat ją tak upokorzył? - Kasim starał się zachować nerwy, ale był zbyt zirytowany tak nagłą i nieprzemyślaną decyzją brata.
-Kasim, nasz brat władca dobrze wie, co robi. Według mnie dorósł do roli Padyszacha. Sułtanka Kosem rządziła wiele lat, ale teraz przyszedł czas, aby odsunęła się od spraw państwa.
-Bajazyd, Kasim! Decyzja, jaką podjął władca zaskoczyła nas wszystkich, ale jesteśmy braćmi i nie pozwólmy, aby to nas poróżniło. Matka jest silna, da sobie radę, nadal będzie autorytetem dla naszego władcy. - Ibrahim starał się uspokoić braci.
-Ibrahim ma rację, nie kłóćmy się, taka jest wola władcy i jej nie zmienimy. Może skorzystamy z okazji i potrenujemy w ogrodzie? - Zaproponował Bajazyd, chcąc załagodzić sytuacje.
-Może i macie rację.. Matka zawsze dawała sobie radę i na pewno będzie doradzać bratu. Na co czekasz bracie? Bierz miecz do ręki! -uśmiechnął się Kasim do Bajazyda i zaczęli trenować.
******
Sułtanka Kosem nie mogła uwierzyć jak jej własny syn, mógł tak upokorzyć przed wszystkimi? Jak on to sobie wyobrażał, że nagle odsunie się od władzy ot, tak? Nie miała zamiaru ustąpić miejsca, na którym siedzi od 10 lat. Z dumnie uniesioną głową, przemierza korytarze, by jak najszybciej wszystko wyjaśnić z Muradem.
-Powiadomcie mojego syna, że chcę się z nim widzieć! - echo jej głosu aż dudniło, odbijając się od ścian.
Sułtan Murad od razu usłyszał stukot obcasów swej matki, jednak postanowił, że jeśli to aż tak ważne to poczeka. Sułtanka słysząc od sług, że ma przyjść kiedy indziej, rozwścieczona wdarła się do komnaty. Spojrzała w stronę syna, jednak nie podeszła bliżej, ponieważ zobaczyła, że nie jest sam w komnacie.******
-Widzę matko, że ta sprawa jest bardzo pilna skoro bez żadnych skrupułów, wchodzisz bez zapytania do mojej komnaty. - Sułtan ewidentnie, nie był zadowolony z obrotu sprawy, ale postanowił wykorzystać tę sytuację.
-Chcę porozmawiać z Tobą synu na osobności.- Powiedziała pewnym głosem. Swoje oczy skierowała na tajemniczą osobę.. Na pewno kiedyś z nim rozmawiała, ale nie potrafiła sobie tego przypomnieć.
-Za pozwoleniem.- Kemankesh czuł na sobie przenikliwe spojrzenie sułtanki. Już miał wychodzić i spojrzeć na nią..
-Nie Kemankesh, od razu powiadomię moją matkę o mojej kolejnej decyzji. Zostań. - Sługa skłonił się a sułtanka, już wiedziała, kim jest ten mężczyzna. Nie widzieli się wiele razy, jednak zapamiętała go jako wierną osobę. Mimo iż był jej raczej obojętny, jej twarz nadal wyrażała wściekłość. Sułtanka podeszła bliżej.
-Rządzę w tym państwie od 10 lat. Ten sułtanat przekazał mi twój ojciec, który odszedł za szybko, zostawiając mnie z takim ciężarem na barkach. Jak mogłeś mnie tak upokorzyć? Uważasz, że nie zasługuje na lepsze traktowanie? Dziś wszyscy pomyśleli, że jestem twoim wrogiem. Naprawdę myślisz, że nim jestem?- Sułtance coraz bardziej brakowało tchu, do oczu napływały łzy, ale nie mogła pozwolić, aby chociaż jedna wypłynęła.
-Matko, dobrze wiedziałaś, że twoja regencja jest tymczasowa. Twoje potajemne obrady Divanu nie pozwoliły mi podjąć innej decyzji, w obliczu twoich działań. Zawsze będziesz dla mnie ważna Matko, ale pozwól mi stanąć na wysokości zadania jako głowa państwa. Liczę na Twoje wsparcie, ponieważ jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. - Kosem wiedziała, że to, co mówi jej syn, jest prawdziwe, ale nie mogla opanować emocji, jakie nią targały.
Całej scenie przyglądał się Kemankesh, który nie chciał uczestniczyć w tej rozmowie. Jeszcze nigdy nie widział tak zdenerwowanej sułtanki. Całe jego myśli nagle wypełniła ona. Była taka drobna, ale wiedział, że charakterem podzieliła się z samym diabłem. Mimo całej sytuacji postanowił, znowu spojrzeć w te błękitne oczy, które przypominały morze, na którym tak często pływał. Dostrzegł, że robią się szklane, jakby za chwilę miały pęknąć, wylewając jezioro łez. Szybko te myśli odeszły w niepamięć, gdy zobaczył upadającą sułtankę. Zdążył ją chwycić, zanim straciła równowagę. Trzymał jej wątłe ciało, ale skupił się na twarzy, która była taka idealna niczym z porcelany. Wziął ją na ręce i położył na łóżku Sułtana, gdzie szybko przybiegły medyczki.Hej! Jak przeczytaliście, główny wątek tej powieści rozpoczął się. Oczywiście, postaram się rozwijać także inne, ale jak widzicie po samym tytule to na nich się skupię :D Mam już napisane kolejne 5 rozdziałów, tylko zastanawiam się czy nie za szybko akcja się rozwija. Mam już pełno pomysłów na kolejne części, więc nie pozostaje mi nic jak czerpać wenę, którą aktualnie mam! Miłego dnia wszystkim! :*
YOU ARE READING
,,Nie istnieje większa rana, niż Twoja nieobecność" - Kösem&Kemankeş ZAKOŃCZONE!
FanfictionOdkąd Sułtanka Kösem rozpoczęła okres regencji, minęło 10 lat. Przez ten cały czas, utrzymywała państwo, aby kiedyś oddać je w ręce swojemu synu Muradowi IV. Nie do końca ufając swojej matce, chcę, aby jego wierny sługa Kemankeş Aga pilnował sułtank...