Rozdział 20. - "Nie pozwolę na ten ślub. Nigdy! "

438 26 19
                                    

Sułtan Murad wjechał majestatycznie na swoim koniu wraz z przyszłą nałożnicą i swoim wiernym sługą. Nastał ranek i wszyscy stali już na nogach. W całym haremie panował gwar i muzyka na cześć Padyszacha. Kemankes wraz z Sinanem Paszą oraz Abazą stali tuż przed wejściem do pałacu. Wyprostowany i dumny zszedł z czarnego jak smoła rumaka. Sanavber stała tuż przy sułtanie i rozglądała się na wszystkie strony świata. Pałac Topkapi zdawał jej się wielkim pałacem, gdzie wszyscy są szczęśliwi. Słońce nigdy nie zachodzi, a życie płynie w radości bez żadnych zmartwień. Sinan pochylił się i złożył hołd wielkiemu sułtanowi.
-Jesteśmy wielcy rad z Twojego zwycięstwa Panie. Niech Bóg nigdy Cię nie opuszcza. - rzekł Abaza.
-Amen. Chciałbym z Tobą porozmawiać. Przyjdź wieczorem do mojej komnaty, będę Cię oczekiwał.
Sułtan Murad przeszedł przez korytarze haremu prosto do swojej komnaty, gdzie czekała na niego jego rodzina. Sułtanka Kosem uśmiechnęła się do syna i wyciągnęła ku niemu swoją dłoń. Ucałował ją z należytym szacunkiem, lecz jego mina wyrażała powagę niż szczęście. Wyraz twarzy zmienił się, gdy podszedł do swoich dzieci. Ahmed i Hanzade skłonili się. Murad od razu ukucnął na ich wysokości i wyciągnął ku nich ręce. Pociechy wpadły w ramiona ojca, mocno przywierając do niego.
-Mój Ahmedzie, moja Hanzade. -pocałował każde z nich czule w czubek głowy.
-Ayse..
-Dobrze, że wróciłeś cały i zdrowy mój Panie.
Książęta i córki Kosem również przywitały sułtana z należytym szacunkiem. W oczach Kasima Murad dostrzegł złość.. A może nienawiść? Nie będzie przymykał oko na takie zachowanie zwłaszcza wśród swojej rodziny. Sułtanka Kosem ruchem dłoni odprawiła wszystkich z komnaty. Została z Muradem sama, po czym stanęła przed nim dumnie. Jej wzrok nie wyrażał żadnych uczuć, wysoko postawiona głowa świadczyła o jej wyższości nad swoim synem. Czuła się równie ważna, jak Padyszach. W końcu to ona dała mu życie, więc stoją na równi.
-Widzę Matko, że już wyzdrowiałaś. Chciałaś ze mną o czymś porozmawiać? -rozsiadł się na swoim tronie i odchylił lekko głowę, przypatrując się swojej rodzicielce.
-Czuję się już dobrze. Wróciłam ze względu na incydent, który miał tu miejsce. Twoi bracia i siostry zostali otruci. Na szczęście tylko Kasim zachorował, ale czuje się już dobrze.
-Zajmę się tym od razu. Takie czyny nie będą przepuszczane przez wrota pałacu.
-Już się tym zajęłam Murad, nie martw się. Osoby w to zamieszane zostaną ukarane.
-W takim razie możesz wyjść. -ruchem ręki wskazał drzwi, ale kobieta stała przed nim niezachwiana.
-Chciałabym wydać za mąż moją Atike. -Sułtan uśmiechnął się, odsłaniając rząd śnieżnobiałych zębów. -Wyznaczyłam na mojego zięcia Abazę Mehmeta Paszę.
-Dopóki nie dowiem się, intencji Paszy nie wydam go za Atike. Straże!
Słudzy posłusznie weszli, nie odrywając wzroku od ziemi. Nie ufał wiernemu człowiekowi jego matki. Kiedyś zastanawiał się nad wyborem odpowiedniego męża dla swoich sióstr. W chwili wezwania straży miał na myśli jednego, ze swoich ludzi. Nie wiedział jednak, że mężczyzna nie jest do końca mu wierny, a co więcej jego serce już było zajęte dla innej kobiety. Ta kobieta stała tuż przed nim.
-Panie chciałeś mnie widzieć.
Kemankes wszedł, lekko spoglądając w stronę sułtanki. Wyglądała pięknie.. Rozpuszczone włosy do pleców tworzyły fale. Błękitna suknia dopasowana do jej figury. Góra sukni była odkryta, a na dekolcie spoczywał naszyjnik z rubinem w środku. Twarz wydawała się, jak z kamienia, ale jej oczy wyrażały zdziwienie i lekki niepokój. Po co tu przyszedł?
-Matko, oto Twój przyszły zięć. Kemankes zostaniesz wydany za mąż za moją siostrę - sułtankę Atike.
Mężczyzna poczuł, jak nogi uginają mu się pod wpływem słów wypowiedzianych przez sułtana. Zacisnął jedną rękę w pięść. Obiecała mu, że nie zostanie wydany za żadną kobietę. Spojrzał uchyłkiem wzroku w jej stronę. Stała i patrzyła w przestrzeń. Jej klatka piersiowa zaczęła unosić się coraz szybciej. Wzrok zamienił się w pioruny, które zostały skierowane w stronę jej syna. Tak naprawdę czuła wiele emocji naraz. Żal, niedowierzanie, smutek.. Złość. Gdy sens słów doszedł do Kemankesa, podszedł do Murada i ucałował jego dłoń. Czekał na jakąkolwiek reakcję z jej strony. Nie powiedziała nic.. Nie zaprotestowała. Skierował się do drzwi. Miał chwycić za metalowe poręcze.
-Stój Kemankes. -zimny głos „jego" sułtanki sprawił, że przeszedł go dreszcz. -Skąd ta decyzja Muradzie? Czyż nie obchodzi Cię zdanie własnej matki? Nie zgadzam się na ten ślub. Jeśli, się odbędzie, to tylko wtedy kiedy ja będę leżała pod ziemią.
Murad podszedł do matki niebezpiecznie blisko.
-Nie chcesz, aby Twoja córka była szczęśliwa? Przypomnij sobie Twoje chwilę z moim ojcem Ahmedem. Co widzisz? Miłość, szczęście?
-Nie widzę nic Murad. Nic. Zostawił mnie, nigdy nie był przy mnie, gdy go potrzebowałam. Mahfiruze, Gulbahar i wiele innych kobiet było przy nim. Wiesz, co to znaczy miłość? To nie tylko spłodzenie potomka to coś więcej. Miłość to opieka, poczucie bezpieczeństwa. Czujesz się kochaną i jedyną. Nie byłam jedyną, byłam jedną z wielu.
-Co chcesz przez to powiedzieć matko? -złość narastała, gdy słyszał jej obraźliwe słowa o swoim zmarłym ojcu.
-Byłam chłostana, poniżana na każdym kroku, jako niewinna Anastasia. Potem stałam się haseki, gdy urodziłam Mehmeda. Twój ojciec tylko przyszedł zobaczyć kolejnego syna, a nie mnie. Podczas próby zajęcia tronu przez Twoją prababkę Safiye byłam sama, ponownie. Bycie sułtanką wiąże się z wyrzeczeniem. Im wyżej stoisz, tym upadek będzie bardziej bolesny. Sułtanka porzuca uczucia, nie ma prawa kochać i to jest najgorsze Murad. Nigdy nie wiedziałam, co to znaczy miłość i nie będę wiedzieć. Chcę, aby moje córki, chociaż to przeżyły.
Kemankes słuchał z pochyloną głową całego monologu. Murad nie wiedział co odpowiedzieć na słowa matki. Chciał ją uderzyć za obrazę zmarłego, ale i przytulić..
-Dlatego nie chodzisz na grób ojca?
-Murad.. Proszę, nie rób mi tego. -w jej oczach zaszkliły się łzy.
-Dlaczego tak bardzo Ci na tym zależy? Nie potrafisz nawet zachować dobrego imienia zmarłego sułtana. To dzięki niemu tu stoisz przede mną. Najpierw sułtan Ahmed, Mustafa, mój brat Osman, Mehmed a teraz ja. Ty nigdy nie chciałaś zaznać szczęścia matko, skoro zajmujesz się zrzucaniem z tronu Padyszachów, albo zabijaniem ich. Może nie zasługujesz na szczęście matko? A może masz kogoś.. -ostanie zdanie, wymówił z trudem.
Sułtanka Kosem podeszła jak najbliżej syna i otwartą dłonią uderzyła go w policzek. Lico zalała czerwień. Otworzyła oczy z przerażenia swojego czynu. Jej ręce zaczęły się trząść. Kemankes przyglądał się całej sytuacji i patrzył, tylko aby zareagować w razie, gdyby sułtan miał odpowiedz na czyn.
-Jesteś bezczelny. Nie masz w sobie nic ogłady. To ja Cię urodziłam i dzięki mnie tu stoisz. Jako sułtanka troszczę się o Imperium Osmańskie i jestem w stanie zabić każdego, kto będzie chciał zniszczyć naszą dynastię. Porozmawiaj z Atike i zobaczysz, czego pragnie Twoja siostra. Nigdy nie dopuszczę do tego ślubu. Nigdy.
Niczym jadowita żmija wypowiedziała słowa, które odbijały się w głowach wszystkich w tymże pomieszczeniu. Kemankes był dumny z postawy Kosem, ale bał się o nią. Nie myślał o ewentualnym ożenku tylko o niskiej kobiecie w pięknej błękitnej sukni. „Nigdy nie wiedziałam, co to znaczy miłość i nie betę wiedzieć". Zrobi wszystko, aby czuła się bezpiecznie, zwłaszcza teraz.

,,Nie istnieje większa rana, niż Twoja nieobecność" - Kösem&Kemankeş ZAKOŃCZONE!Where stories live. Discover now