Ciemna noc spowiła cały ogród. Płatki róż lekko zamknęły się w sobie, jakby czuły obecność najważniejszej kobiety świata. Ciche pohukiwania sowy roznosiły się, odbijając się od murów otaczającego ich pałacu Topkapi. Kemankes siedział na jednej z marmurowej ławek pod jednym z drzew. Pochylił lekko głowę do przodu i przypominał sobie każde ich spotkanie.. Wszystkie były inne, ale równie wyjątkowe. Przynajmniej z jego strony. „Trzymaj się z daleka od sułtanki Kosem. Jej potęga i władza omamią Cię, a Ty staniesz się jej niewolnikiem. Zakutym w kaganiec, nie mogąc powiedzieć o swoich uczuciach - niewolnikiem miłości. Uważaj na tę kobietę". Silahtar miał rację. Oślepiła go swoją potęgą. Rozbite szkło, łzy, krew.. Czasem nie widział jej siły, tylko samotność i bezradność, która zataczała wokół niej coraz szerszy krąg. Stawała się niewolnikiem własnej namiętności. Cichy szelest przetoczył się z naprzeciwka.
-Przyszedłeś.
-Oczywiście sułtanko. Chciałaś mnie widzieć, czy stało się coś?
-Tak naprawdę to.. -jej głos zatrzymał się- chciałam Ci podziękować.
-To mój obowiązek. -odpowiedział pewnie siebie.
-Nie Kemankes. Mogłeś przejść obojętnie. Zrobiłeś dla mnie coś o wiele więcej, po prostu byłeś. Odkąd zmarł Ahmed, nie mówię zbyt dużo o swoich uczuciach.
Zwykłe słowa od sułtanki, były niczym nieoszlifowany diament dla sługi. Każde jej słowo było prawdziwe, wypowiedziane przez zwykłą kobietę, a nie najsilniejszą sułtankę Imperium Osmańskiego.
-Jeśli będziesz mnie potrzebować Pani, przyjdę zawsze.
-A co zrobisz, gdy Murad dowie się, że tak naprawdę działasz ze mną? Co, jeśli będzie Ci kazał, stać się moim wrogiem? Sam widzisz, jak bardzo się poróżniłam z synem.
-Pani Ja.. -nie wiedział co odpowiedzieć. Służył sułtanowi Muradowi, przysiągł mu wierność. Co, więc obiecał sułtance Kosem? „Zawsze będę przy Tobie sułtanko". Przysiągł, że będzie z nią do końca, chociażby z uczucia, jakiego nie potrafił się wyprzeć.
Podniósł wzrok na wysokości, aby się skrzyżowały z jej oczyma. Nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie, nie teraz..
-Mogłam się domyślić, że w obliczu z Muradem jestem nikim. Zresztą tak jak dla większości w obecnej sytuacji. Myślałam, że mogę liczyć na Ciebie. Zaufałam Ci i stałeś mi się bliski. -jej oczy stały się małe i lekko szklane. Poczuła wielką gulę w gardle, nie mogąc złapać oddechu. Sługa zbliżył się i wychylił ręce ku niej. Wyraźnie zaprzeczyła, unosząc dłoń ku górze. -Zostaw mnie.
-Sułtanko w chwili, gdy Cię zobaczyłem, podjąłem decyzję. Przysiągłem sobie, że do końca będę stać obok Ciebie. Nie ważne, jaką cenę swojej wierności miałbym ponieść.
******
Kolejnego dnia, sułtan rozpoczął od obrad Divanu, na którym spotkał się ze swoimi paszami. Nie mógł pozwolić na to, aby jego ludzie spotykali się z jego matką. Kazał również zebrać Janczarów, Spahisów i wszystkich Paszów na głównym placu.
-Jesteś gotowy Panie? - Silahtar stał u boku swego Padyszacha.
-Otwórzcie drzwi! - Sułtan Murad wyszedł dumnie, trzymając w ręku buławę. Jego wizerunek wzbudzał respekt nawet w oczach zdrajców ukrytych pośród zebranych. -Od wielu wieków państwem rządzi Padyszach. Moja matka zmieniła to i została oficjalną regentką 10 lat temu, ale ja zakończyłem jej czas. Niektórzy z was nadal jednak nie akceptują mojej decyzji. Ten kto, jeśli jeszcze raz zakwestionuje mój sułtanat, będzie umierał w najgorszych męczarniach bez wyjątku!
-Panie, kto mógłby.. - Canir Pasza jako jedyny zabrał głos po wystąpieniu Sułtana, ale szybko pożałował swych słow. Murad słysząc głos obok siebie, podszedł do niego. Zamachnął się swoją buławą, która rozbiła czaszkę. Martwy padł na kamienną podłogę. Wokół krew zataczała coraz większy krąg, pomału spływając po schodach tuż pod nogi poddanych.
-Niech będzie przykładem dla wszystkich, którzy ośmielą się wątpić w mój sułtanat! - Krew leciała po żelaznej buławie. Wszyscy pokłonili się, nie wymawiając żadnych słow.
******
-Haci Aga czy to prawda, że nasza sułtanka zaczyna mieć problemy ze sobą? -Beynam Aga, główny kucharz właśnie przygotowywał śniadanie dla sułtanki Matki.
-Co Ty wygadujesz? Lepiej bierz się do pracy! Przecież już dawno po porze posiłku, dlaczego dopiero teraz je przygotowujesz? Na Boga.. ja tu się wykończę.
-Sułtanka jeszcze nie wstała i miałem przygotować później jedzenie. - Meleki hatun właśnie weszła do pomieszczenia.
-Gdzie to śniadanie? Dobrze wiesz, że sułtanka nie lubi spóźnień. Chcesz, żebym przepłaciła za to życie?
-Już jest gotowe. Życzcie smacznego!- Beynam Aga, uśmiechnięty od ucha do ucha, podał tacę i zajął się kolejnym posiłkiem.
******
Słońce świeciło na horyzoncie, oświetlając cały ogród. Wszystko budziło się ze snu, każdy pąk róż otwierał się. Róże.. Ulubione kwiaty sułtanki Kosem. Całe jej oczy zapełniła nienawiść. Tak nienawiść do Kosem. Miała się jej pozbyć. Już niedługo zapłaci za wszystkie lata zniewagi. Najpierw dzieci Kosem, słudzy a na końcu.. Ona. Miała swoich ludzi, którzy jej pomogą i wiedziała, że może na nich liczyć. Zauważyła Sinana, który już na nią czekał.
-Sinan Pasza, dobrze Cię widzieć. Jak się mają sprawy, mam nadzieję, że Bayazid niczego się nie domyśla.
-Już niedługo przystąpimy do działania. Podsłuchałem rozmowę sułtana Murada, chcę wygnać Matkę. Książę Bayazid i Ty Pani niedługo zasiądziecie na tronie Imperium Osmańskiego, dopilnuje tego osobiście.
******
-Miłego dnia sułtanko! - Haci stanął naprzeciwko sułtanki i czekał aż najpiękniejsza kobieta wstanie, by rozjaśniać sobą nawet najgorszy dzień. -Sułtanko? -Czekał aż podniesie się. Nic takiego się nie stało.
-Dlaczego sułtanka nie wstaje? Sprawdź, nie daj Bóg, coś się stało..
-Dlaczego ja? - Haci spojrzał się znacząco i powoli podchodziła do łoża, co chwilę spoglądając się za siebie. Sułtanka nadal spała, ale na jej policzkach od razu zauważyła straszne rumieńce -Pani.. Pani, obudź się. - Nadal nic. Dotknęła czoła sułtanki i już wiedziała, dlaczego nie wstała.
-Haci od razu idź po lekarza! Natychmiast!
-Co się stało?
-Sułtanka jest cała rozpalona! No idź po tych lekarzy! - Meleki stała przy łożu i próbowała obudzić ją. Po dłuższych próbach zaczęła się dusić, próbując złapać oddech. Meleki przestraszona, nie wiedziała co robić. Przytrzymała sułtankę, a po chwili ciężko znów mogła oddychać.
Cały Harem został postawiony na nogi. Wszystkie dziewczyny z haremu plotkowały. Co mogło znów się stać? Szepty doszły do sułtanki Gulbahar, która właśnie przechodziła obok i przystanęła, aby usłyszeć rozmowę.
-Sułtanka Matka, zachorowała. Podobno dziś rano obudziła się cała rozpalona.
-Oby nic się nie stało naszej Pani. Musimy się modlić. Tylko Bóg może jej pomóc.
Gulbahar uśmiechnęła się pod nosem.
-Nie musiałam długo czekać, aby w końcu się Ciebie pozbyć..
Tuż obok przechodziły Atike i Gevherchan, które jeszcze nie wiedziały co się stało. Zobaczyły, że w ich stronę zmierza Lalezar kalfa.
-Lalezar co się stało? Dlaczego wszyscy są tak roztargnieni? - Pierwsza zabrała głos Atike.
-Pani, wielkie nieszczęście. Sułtanka Matka jest w bardzo ciężkim stanie. Nasze medyczki są przy niej, ale idę do strażników, by sprowadzili najlepszych. - Lalezar, była bardzo przejęta całą sytuacją. Ledwo co wypowiedziała słowa, była roztrzęsiona. -Za pozwoleniem. -ukłoniła się i już jej nie było.
Po tym, co usłyszały, Gevherchan złapała się za pierś i łzy zaczęły jej spływać po policzkach. Atike nadal nie mogła uwierzyć w to, co powiedziała służąca.. Matka umiera? Nie.. Ona się tak łatwo nie poddaje. Ocknęła się i spojrzała na siostrę.
-Gevherhan, chodźmy do matki. Nie płacz, zbyt dobrze znamy ją, by wiedzieć, że nie zostawi nas zwłaszcza teraz. Gevherchan proszę, nie płacz, tylko chodźmy jak najszybciej do niej! - Podniosła zapłakane oczy, kiwnęła głową i razem jak najszybciej chciały znaleźć się przy rodzicielce.
******
Sułtan Murad właśnie szedł do swojej komnaty ze swoimi powiernikami. Na końcu korytarza stał Ibrahim, który chodził w kółko. Ewidentnie się czymś denerwował.
-Bracie czy coś się stało? Jesteś zdenerwowany czymś? - Murad dopytywał się. Nie usłyszał odpowiedzi, bo Ibrahim złapał się za głowę i głośno oddychał. -Ibrahim! Powiedz mi, co się stało? -Tym razem zaczął się martwić sam Murad. Ibrahim zawsze był opanowany, ale tym razem był roztrzęsiony.
-Ona umiera.. -Odwrócił głowę i jedna łza potoczyła się po jego policzku. Kemankes i Silahtar spojrzeli na siebie, ale żadne z nich nic nie rozumiało z całej tej sytuacji.
-Bracie, popatrz na mnie. Kto umiera?
-Nie może nas zostawić.. Matka nas nie zostawi prawda? -Murad przez chwilę nie mógł zrozumieć, o co chodzi. Po chwili doszedł do niego sens słów. -Lekarze mówią, że jeśli jej stan się poprawi, to możemy się przygotować na najgorsze.
Kemankes stał i czuł. jak traci siłę w nogach. Przecież wczoraj rozmawiał z sułtanką, a dziś może umrzeć. Dopiero co zaczęli nawiązywać wspólny język, a on miał już ją stracić? Stał jak zahipnotyzowany. Po chwili usłyszał, jak Silahatar coś do niego mówi.
-Kemankes dobrze się czujesz?
-Tak, wszystko w porządku. -Musiał udawać kamienną twarz. Wewnątrz czuł, jak rozpada się na małe kawałki.
Witajcie kochani! Kolejny dzień, kolejny rozdział szaleje haha :D Długo mnie nie było, to jakoś się muszę zrekompensować dla Was! Teraz się do czegoś przyznam.. Pisałam, że mają się spotkać się w ogrodzie. Nie wiedziałam o jaki ogród chodzi.. bo go nie było w planach. Po prostu przeoczyłam go i dziś musiałam uzupełnić ten fragment. Mimo wszystko mam nadzieję, że rodział nie jest zły ^.^ Sułtanka nam zachorowała.. Inszallah wyzdrowieje (z czyjąś pomocą :D)
Ogłoszenia parafialne!
Ismail i Nurgul jest w trakcie tworzenia i postaram się też niedługo coś wrzucić! Powiem tylko, że to nie będzie „tasiemiec" tak, jak Kosem. Opowieść zakończy się nie szybko, ale na pewno szybciej niż nasza kochana sułtaneczka!
Jeszcze coś! W ostatnim odcinku Sinan dowiedział się o uczuciu między Kosem i Kemankesem. Co o tym sądzicie?
Do kolejnego rozdziału! <3
YOU ARE READING
,,Nie istnieje większa rana, niż Twoja nieobecność" - Kösem&Kemankeş ZAKOŃCZONE!
FanfictionOdkąd Sułtanka Kösem rozpoczęła okres regencji, minęło 10 lat. Przez ten cały czas, utrzymywała państwo, aby kiedyś oddać je w ręce swojemu synu Muradowi IV. Nie do końca ufając swojej matce, chcę, aby jego wierny sługa Kemankeş Aga pilnował sułtank...