Rozdział 7 - "Potwór"

499 26 2
                                    

*2 lata później*
Dni od ich ostatniego spotkania ciągnęły się. Wszystkie osoby zamieszane w zamach zostały ścięte oprócz Gulbahar i Sinana Paszy, którzy nadal knuli za plecami samego władcy i sułtanki Matki. Planowali, kolejny zamach, ale musieli poczekać, aż sytuacja ucichnie, by nie wzbudzić podejrzeń. Kosem zdystansowała się do swojego sługi. Mimo wszystko nie chciała go narażać na śmierć i dlatego można powiedzieć, że była oschła. Kemankes nadal był zauroczony sułtanką od momentu, gdy ją poznał.
Dziś Kemankes Aga, był u władcy na obradach Divanu, oraz z innymi Paszami. Nastał wieczór i postanowił pospacerować po ogrodach. Była to jedyna chwila, w której mógł przemyśleć niektóre sprawy. Był sam.. Przynajmniej tak mu się zdawało. W tym samym czasie sułtanka Kosem spotkała się ze swoim zaufanym Halilem Paszą. Nie mogli porozmawiać wcześniej, gdyż chodziło o kolejne tajemne zebranie. Po odejściu sługi chciała jeszcze odetchnąć świeżym powietrzem, by móc lepiej spać. Jak była młodsza często tu przebywała zwłaszcza ,gdy nie mogła sobie poradzić, siadała i często rozmawiała, z Ahmedem czy rodzicami.. Usiadła na ławce i popatrzyła w gwiazdy.
-Znowu to robią.. po raz kolejny wbijają mi nóż w plecy. Nie potrafię już poradzić sobie z naszym synem. Gdybyś tu był na pewno, byś wiedział co robić. Gdyby nie Haci czy Ester nie miałabym nikogo. Jest jeszcze Kemankes. Miałam być Ci wierna Ahmed i będę, ale nie oczekuj, że moje serce nie zabije już dla nikogo, bo już zabiło. - Wszystko mówiła cicho, aby nikt nie usłyszał. Tuż obok stał jej sługa, który nadal analizował słowa sułtanki. Jedna łza potoczyła się po jej nieskazitelnym policzku. Odwróciła się i wstała. Zwróciła się w stronę pałacu, ale usłyszała szelest liści, poruszonych przez kogoś.
-Pani, to tylko ja nie bój się. - widząc go uspokoiła się, ale ręce zaczęły się jej trząść. Doszło do niej, że mógł wszystko usłyszeć.
-Nigdy nie mówiłeś, że spacerujesz po ogrodzie, widziałam Cię tu tylko raz z mojego tarasu.
-Bo nigdy, nie pytałaś o to sułtanko - ukłonił się w jej stronę. Spojrzał się znacząco w stronę sułtanki, a ta wiedziała, że jej rozmowa doszła do jego uszu.
-Wszystko słyszałeś prawda? Zapomnij o tym co usłyszałeś.
-Jeśli chcesz sułtanko, będę udawał, że ta rozmowa nigdy nie miała miejsca. Nie oczekuj jednak, że będę mógł zapomnieć twoich słów. Twoje dobro i szczęście jest dla mnie najważniejsze.
-To jest zbyt niebezpieczne.. Nie mogę pozwolić na to, aby moje dzieci zostały bez matki. Niech zostanie tak jak jest. - Miała już odchodzić, ale wyciągnęła swoją chustkę i podała mu w dłoń. - Dopóki będziesz ją miał, będziesz moim przyjacielem. Powiedz mi jeszcze.. Czy ja zawsze jestem taka chłodna, czy ty jesteś taki ciepły..- Podniosła głowę i uśmiechnęła się patrząc mu w oczy.
-Będę ją trzymał do końca. Gdy jesteś obok Pani, czuje tylko ciepło.- Uśmiechnął się w jej stronę. Oglądał, jak odchodzi w ciemności. Teraz wiedział, że uczucie którym darzy sułtankę grozi śmiercią. Tylko czym jest życie bez ryzyka?

*Ulice Stambułu*

-Sułtan coraz bardziej zatacza się i popada w nałóg.. Daj Bóg, nie zostawi swojego narodu, źle się dzieje w państwie a on nadal jest obojętny w obliczu ludu.
-Nie martwmy się. Dopóki żyje nasza sułtanka Kosem, musimy wierzyć na lepsze czasy. Handel się nie kręci a na ulice aż strach wyjść. Wszystko jest splamione krwią. Nie dziwić się, że ludzie nie chcą wychodzić.
Sułtan Murad razem ze swoją „świtą" czyli Silahtarem, Huseinem i Kemankesem przysłuchiwali się całej rozmowie. Po rządach swojej matki pełnej korupcji chciał, aby państwo odrodziło się na nowo. Nie znosił żadnej krytyki, wobec swojej osoby tym bardziej ze strony poddanych.
-Panie.. jak oni śmią tak mówić? - Husein zacisnął pięści, ale odpowiedz sułtana zatrzymała go.
-Co my byśmy zrobili bez naszej ukochanej sułtanki! Bóg zesłał na świat anioła w ludzkiej postaci. - Kemankes , gdy usłyszał te słowa uśmiechnął się w duchu. - Czas jej regencji był lepszym czasem dla nas. Daj Bóg, znowu zostanie regentką.
Sułtan Murad nie wytrzymał i rzucił się w stronę jednego z rozmówców. Zaczął okładać pięściami, niewinnego człowieka. Całe ręce miał ubrudzone krwią, a oczach miał rządzę mordu. Lud zebrał się wokół. Kobiety płakały a mężczyźni kiwali głową z dezaprobatą. Cichy pomruk dobiegł z jego boku. Stał tam starzec, który opierał się o swoją laskę, był w bardzo podeszłym wieku.
-Sułtanie Muradzie.. Wiedz, że siłą i okrucieństwem nie pokonasz wszystkich zdrajców. Powinieneś bardziej rozglądać się wokół siebie i tam szukać żmii, która poi Cię jadem. - Murad patrzył na mędrca i podszedł do niego. Jego ręka niebezpiecznie powędrowała do góry.
-Murad! - głos sułtanki matki rozniósł się a tłum ludzi zrobił przejście dla Kosem. - Co Ty robisz?!
-Matko.. nie wtrącaj się w sprawy państwa.
-Nie Murad to Ty mnie posłuchaj. To co przed chwilą zrobiłeś, uważasz za sprawy państwowe?! Jako Sułtanka Matka wypełniam swoje obowiązki, ale zawsze będę się troszczyć o swoich poddanych. Nie pozwolę, abyś tak traktował swój lud! - Sułtanka Kosem stała w swej niebieskiej sukni, która powiewała na wietrze. To, co zobaczyła przed chwilą to nie był jej syn, tylko jakiś obcy człowiek.. Tyran w którym widziała swojego syna. Podeszła do niego.
-Myślę, że niepotrzebnie zajmujesz się sprawami, które należą do obowiązków władcy.
-Ty Muradzie nie zapominaj, że stoi przed Tobą Twoja matka, która za każdym razem płonęła żywcem w ogniu, by Cię uchronić - Jego oczy nie wyrażały żadnych uczuć. - Mnie też, więc uderzysz? Pierwszy raz nie poznaje swojego syna..
Spojrzała się na niego i oddaliła się. Zostawiła go ze swoimi myślami. Słudzy Sułtana nie wiedzieli co mają zrobić w tej sytuacji. Padyszach, rzeczywiście coraz bardziej popadał w wśiekłość, ale tym razem było to coś więcej. Nie interweniowali. Razem z sułtanem w milczeniu wsiedli na konie zostawiając tłum ludu pod kolejnym bazarem pełnego przelanej krwi. Kemankes chciał się dziś spotkać z sułtanką, zwłaszcza po tym co zobaczyła.

******

-Silahtar, Kemankes macie przeprowadzić ścisłe śledztwo dotyczące moich paszów. Chcę wiedzieć o ich każdym kroku, natomiast ty Kemankes pilnuj mojej matki. Jak ona mogła tak bardzo poniżyć mnie przed moim ludem.. Nie daruje jej tego. Myślę, że najlepszym wyjściem będzie wygnać ją. - Murad chodził po komnacie, trzęsąc się ze złości. Wszystkie te słowa wypowiedział z lekkością, gdyby nie obchodził go los jego Valide.
-Panie.. Czy to nie aby zbyt szybka decyzja? - Kemankes wiedział, iż wyjazd sułtanki wiąże się z tym, że jej nie będzie widział ani towarzyszył.
-Uważam Panie, że to, pozwoli osłabić względy polityczne twej Matki - Silahtar przewrócił oczami i zwrócił je w stronę drugiego powiernika sułtana.
-Ci ludzie mówili, że byłoby lepiej gdyby moja matka znów została regentką. Możliwe, że po raz kolejny, chcę podważyć mój sułtanat. Kemanes wiesz coś o tym?
-Panie, sułtanka nic nie planuje za twoimi plecami. Jedyne miejsce do którego często jeździ to jej fundacja.
-Więc możliwe, że spotkała się z Paszami.. Wiedziałem, że nasiąkła władzą i nie zostawi jej za wszelką cenę. Straże! Wezwijcie moją Matkę! Natychmiast! -Znowu to robi.. kolejny raz. Musi podjąć pewne kroki, inaczej wszyscy zaczną wątpić w jego sprawidliwość. Nigdy, na to nie pozwoli. Nigdy.
Zajęci rozmową mężowie stanu, rozmawiali. W tym samym czasie, pod drzwiami, stała pewna osoba. Słyszała wszystko. Skoro Sułtanka Matka ma zostać wygnana, trzeba podjąć odpowiednie środki, jak najszybciej.
-To wasz koniec. Twój Muradzie. Najpierw Sułtanka Kosem potem Ty. -uśmiechnął się perfidnie, kąciki ust podniosły się pokazując drugą twarz. Zaufana osoba? W tym pałacu nie można nikomu ufać, nawet sobie samemu..

******

  Sułtanka siedziała na swoim tarasie przysłuchując się naturze, która budziła się do życia. Łapiąc się za głowę, nadal miała przed oczami obraz swojego syna. Jego oczy pełne nienawiści do własnej matki. Co mogła jeszcze zrobić, by ochronić sułtanat swojego syna? Robi wszystko, by mu pomóc, a on widzi w niej realnego wroga do zajęcia tronu. Przerywając swoje myśli, zaczęła się krztusić.
-Sułtanko, czy dobrze się czujesz? Może wezwać medyka? Jesteś strasznie blada, nie powinnaś tu siedzieć, robi się coraz chłodniej. Nie daj Bóg zachorujesz. - Haci Aga, od śmierci sułtanki Handan jest przy boku Kosem. Nigdy jej nie zdradził, ponadto był jej jedynym przyjacielem, któremu w pełni ufała. Nigdy się na nim nie zawiodła.
-Prędzej zachoruje w obawie o swoje dzieci Haci.. Nadal nie rozumiem w którym momencie, zaczął patrzeć na mnie jak na wroga.. potwora.
-Nie mów tak Pani, wejdź do środka. Jest coraz chłodniej.
-Za chwilę przyjdę. Każ zrobić mi szerbetu.
Haci wyszedł, sułtanka wstała i zaczęło jej się robić ciemno przed oczami. Przytrzymała się barierki, która utrzymała ją. Znowu dopadły ją duszności, złapała się za pierś, głośno oddychając. Coraz trudniej przyszło jej złapać oddech.
-Boże daj mi siłę.. -Z trudnością puściła się i weszła do komnaty. W środku czekał na nią jeden ze strażników.
-Sułtan oczekuje Cię u siebie. - Pokłonił się i wyszedł.

Nie wiem czy spodobała się wam wizja takiego przeskoku :/ Po prostu chciałbym przebrnąć, przez epokę Murada i skupić się bardziej na panowaniu Ibrahima. Co nie oznacza, że wątek przy obecnym sułtanie, nie będzie rozwinięty. Pewnie pojawia się pytanie: Co z Ayse? Śledztwo się zakończyło i nie znaleziono winowajcy zamachu. Ayse żyje i opiekuje dziećmi. Wątek Kosem i Kemankesa jest tutaj moją myślą przewodnią, aczkolwiek z czasem będą inne wątki. Dlaczego tak szybko akcja się rozwinęła z ich relacją? Ponieważ, później będzie wiele prób i zobaczę czy przypadkiem nie poprowadzę tego według historii. Wszystko jeszcze przemyślę. Interpunkcja - pracuje nad tym :D W razie pytań, piszcie poniżej. Niedługo wracam z kolejnym rozdziałem! :D A już jutro odcinek, gdzie pożegnamy kolejne postacie, cieszycie się czy nie? ^.^  

,,Nie istnieje większa rana, niż Twoja nieobecność" - Kösem&Kemankeş ZAKOŃCZONE!Where stories live. Discover now