Gdy Haci przeczytał list, zastanawiała się, dlaczego wezwał ją akurat w to miejsce. Coś ją ukłuło w sercu na myśl o Ahmedzie. Pamiętała, jak trzymała jego ciało w ich tajemniczym ogrodzie. Na ścianie rosło pełno kwiatów, ale najbardziej bliski jej był jaśmin. Siedziała na swoim fotelu, popijając szerbet. Podniosła głowę i ruchem głowy kazała wyjść służbie. Stał przed nią tylko Haci, który opierał się na swojej lasce.
-Ile to już razem przeżyliśmy Haci.. - słońce świeciło, wrzucając do jej komnaty promienie. -Martwię się.. Dlaczego wybrał akurat to miejsce? -zwrócił wzrok w stronę sługi.
-Przeżyjemy jeszcze wiele wiosen i zim razem. -Uśmiechnął się serdecznie. -Tyle lat nie odwiedzałaś tego miejsca, może przyszedł czas?
-Haci.. Niech przyniosą mi bukiet jaśminu. To były pierwsze kwiaty, które pokochałam w ogrodzie. Jedyne, które nie zwiędły od mojej martwej duszy. -posmutniała.
-Twoja dusza Pani, zawsze jest otwarta dla każdego. Ty jesteś naszym światłem i wiosną, która odpędza każdą zimę i burzę. Sułtanko.. -schylił głowę ze skruchą i wziął głęboki wdech. -Ktoś na nowo otworzył Twoje serce, które zamknęło się po śmierci Twoich bliskich.
Postanowiła nie ukrywać prawdy przed swoim przyjacielem. Po jego słowach domyśliła się, że zna prawdę. Mogła się tego spodziewać.. Zawsze widział, gdy coś ją gnębiło albo martwiło. Był z nią podczas każdego sztormu i stał u boku. Ufała mu.
-Myślałam, że już nigdy nie zaznam szczęścia. Ten pałac stał się moim rajem, tak samo, jak piekłem na ziemi. Po raz pierwszy czuję, że mogę dzielić swoje smutki i szczęście z kimś, kto jest dla mnie ważny.
Wstała i ubierała ciepłe nakrycie na swoje ramiona. Haci stał tuż obok, przyglądając się pięknej sułtance. Widział jej twarz, która coraz bardziej spoglądała ze zmartwieniem w swoje odbicie.
-Widziałeś dziś Kemankesa?
-Nie sułtanko, dlaczego pytasz? Od rana nie widziałem go.
-Haci, nie podoba mi się to całe spotkanie.. Idź po strażników, nie pójdziemy sami.
Zdenerwowana wyszła z komnaty i przeszła koło głównej sali haremu. Dziewczęta pokłoniły się jej z szacunkiem. Blond włosa córka wyprostowała się i zagrodziła drogę matce, czym jeszcze bardziej rozgniewała matkę. Atike zapytała się o jej przyszły nikah, ale ta odeszła zostawiając córkę na środku drogi. Jej myśli biły się z niepokojem o jej sekret. Nikt nie widziała Kemankesa od rana, a miał być dziś w pałacu. „Gdzie jesteś Kemankes? Gdzie jesteś.. "******
Sułtanka matka weszła do ponurej sali. W drobnej dłoni trzymała bukiet białych płatków. „Są takie niewinne tak, jak zmarła Greczynka Anastasia". Rozejrzała się po pomieszczeniu, gdzie rozpoznała tylko przykryte zieloną chustą drewniane trumny. Największa z nich - Ahmed. Mąż i ojciec, który zmarł na jej bladych dłoniach. Osman jej przybrany syn, którego wykarmiła własną piersią. Odwrócił się od niej, a ona nie zdążyła go uratować.. Mehmed jej pierworodny, który zmarł z rąk brata. Trumny jej wnuków i ostatnia, której wcześniej nie widziała. Podeszła do niej, ale mogła przysiąść na Boga, że nie stała tutaj przed kilkoma laty. Poczuła za sobą ciężkie kroki, które od razu rozpoznała.
-Murad.. Co to ma znaczyć? Kto tutaj spoczywa? -w świetle świec zobaczyła jego twarz, która wygięła się perfidnie na jej słowa.
-Jeszcze nikt, ale niedługo się okaże. W tym Imperium nie może być dwóch władców, nie sądzisz? Zawsze kurczowo trzymałaś się zasad i tradycji. W takim razie co Cię pokusiło do złamania najważniejszej z nich. „Sułtanka, nie ma prawa kochać". Nadal tak uważasz?
-Jak możesz wykonywać pochówek dla mnie?! Czy Ty siebie słyszysz? Gdzie Twoje sumienie Murad.. Gdzie Twój szacunek? -Padyszach wskazał na bukiet, który połamał się pod naciskiem pięści sułtanki.
-To dla ojca? Hojny gest, doprawdy.. Ciekawe co na to powie, Twój skryty ukochany? -podniósł dłoń.
Widok, który ukazał się jej oczom, przerósł ją. Kemankes ledwo trzymał się na nogach. Gdyby nie strażnicy, którzy utrzymywali jego ciężar, na pewno by upadł na zimną posadzkę. Po jego wardze osiadły resztki zaschniętej krwi. Twarz nie była posiniaczona, ale na pewno został mocno pobity. Ciężko zranić Kemankesa, więc nie chciała myśleć o tym, co mu robili przez ten cały czas, kiedy ona siedziała w swojej komnacie, pijąc różany szerbet. Skrzywiła się i odwróciła głowę, nie patrząc w oczy ukochanego. Musiała być silna.. Podniosła wysoko głowę i spojrzała z pogardą na syna.
-Masz rację Murad, to dla Twojego ojca.
Chwyciła w obie ręce gałązki jaśminu i rozerwała je. W swoich dłoniach trzymała przełamany bukiet. W przypływie złości rzuciła zwiędnięte kwiaty na grób Ahmeda. Reakcja matki jeszcze bardziej zezłościła Murada. Podniósł wysoko rękę, aby uderzyć matkę, ale ktoś szybko chwycił ją. Za Kosem wyłonili się słudzy z kindżałami w ręku. Stali dumnie za swoim światłem.
-Dlaczego za każdym razem doprowadzasz mnie do szaleństwa? Naprawdę chcesz, abym w końcu Cię zabił i stał tu nad Twoją trumną? Rozpętałaś wojnę, którą wygra tylko jedno z nas. Nigdy nie było dwóch Padyszachów i nie będzie. Wyjście jest jedno: albo ustąpisz miejsca prawdziwemu sułtanowi, albo jedno z nas spocznie tutaj.
-Nigdy nie chciałam, aby cokolwiek lub ktokolwiek nas poróżnił, ale stało się. Jesteś do mnie taki podobny.. Obydwoje pragniemy władzy tylko dla siebie. -podeszła bliżej do Murada i dotknęła zimną dłonią jego ciepłego policzka. -Jeśli oddasz mi teraz Kemankesa.. -zastanawiała się i spojrzała w stronę Łucznika. Łza poleciała po jej policzku. Mimo bólu w jego oczach nadal były iskry miłości. Nie poddał się dla niej i ona też tego nie zrobi. -Zajmę się haremem i nigdy więcej nie poczuje zapachu tronu. -Murad pokiwał z triumfem głową i podniósł dłoń.
-W takim razie.. Straże! -Janczarzy puścili Kemankesa, a ten upadł na posadzkę.
Podbiegła do niego i złapała za ramiona. Popatrzyła na niego ze smutkiem i poczuciem winy. Dotknęła jego policzka i zobaczyła przed sobą żywego duchem, ale martwego ciałem.
-Za chwilę, wszystko będzie dobrze. Wyzdrowiejesz, obiecuję. Tylko nie poddawaj się bądź silny dla mnie, dla nas.
Przytuliła się do jego ciała, czując ciepło mężczyzny. Trzymała obie dłonie na jego plechach, głaskając je delikatnie. Słudzy zbliżyli się, aby pochwycić Łucznika, ale po jego ciele przeszedł dreszcz. Otworzył szeroko oczy i opadł nieprzytomny na jej drobne ciało. Na jej dłoniach poczuła ciepłą ciesz, która spływała pomiędzy jej palcami. Podciągnęła wyżej rękę i jej palce wyczuły strzałę. Spanikowana puściła go, a słudzy chwycili jego ciało. „Nie żyje.. Kemankes nie żyje"
-Natychmiast zanieście go do medyków! No dalej! -Murad krzyknął na cały głos, po czym dwójka mężczyzn wyniosła ciało Kemankesa.
-Okłamałeś mnie Murad. Miałeś mi go oddać, a Ty go zabiłeś! Jesteś mordercą, tak samo, jak ja! Zapłacisz za to! -Po jej policzkach spływały łzy, których nie kryła. Objął matkę, która waliła w niego pięściami. Przed oczami nadal widziała jego ciało, które swobodnie opadło na jej ramiona. Jej miarowy oddech przyśpieszył, a obraz trumien zaczął zamazywać się. Czuła na sobie ramiona, w które opadła nie słysząc, ani nie widząc nikogo, ani niczego. „Ciemność, pustka i złamane serce. Nie dam rady, tym razem poddam się woli Bożej. Nie będę walczyć z przeznaczeniem, tylko umrę za miłość, tak samo, jak Kemankes".
YOU ARE READING
,,Nie istnieje większa rana, niż Twoja nieobecność" - Kösem&Kemankeş ZAKOŃCZONE!
FanfictionOdkąd Sułtanka Kösem rozpoczęła okres regencji, minęło 10 lat. Przez ten cały czas, utrzymywała państwo, aby kiedyś oddać je w ręce swojemu synu Muradowi IV. Nie do końca ufając swojej matce, chcę, aby jego wierny sługa Kemankeş Aga pilnował sułtank...