Murad właśnie kroczył po kamiennej posadzce na spotkanie z bejlerbejem Bośni Abazą Mehmetem Paszą. Darzył go zaufaniem, ale nie tak bardzo, jak jego Matka. Od wielu lat sprawował pieczę w jego imieniu. Jego nagły powrót, nie zwiastował niczego dobrego, a Murad doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Wielkie drzwi otworzyły. Zasiadł na tronie, odgarniając swoją szatę do tyłu. Oparł rękę na swoim kolanie i spojrzał na zebranych, gdzie wśród nich stał bejlerbej.
-Abaza Mehmet Pasza, co Cię sprowadza do stolicy? Z pewnością nie przyjechałeś tu bez powodu. Mów, co się dzieje.
-Panie, nie chciałem wysyłać gońca z taką sprawą. Janczarzy buntują się i sieją zamęt w miastach. Ludzie boją się wychodzić na ulicę. Zbuntowani, chcą w końcu wyjechać na wojnę. Odkąd zmarły sułtan Osman wyruszył na podbicie Rzeczypospolitej, nie odbyła się żadna wyprawa.
-Dopiero co zasiadłem prawomocnie na tronie, wojsko już się buntuje.. Niewierni! Nie będą pustoszyć mojego państwa. Zajmę się tą sprawą osobiście, wyjedziemy i pokażemy zdrajcom, jak kończą tacy jak on! -frustracja Murada narastała, nie potrafił pohamować narastającego gniewu.******
Droga do Amasyi dłużyła się, była niczym wieczność. Sułtanka Kosem nie wiedziała, co ją może czekać z dala od stolicy. W końcu tak dawno jej nie opuszczała. Nie ma nawet Haciego, który od śmierci Handan stał się jej najwierniejszym sługą i przyjacielem. Dobrze wiedziała, że tylko mu może zaufać, gdy opuści pałac w obecności Gulbahar. Jej rozmyślania skończyły się wraz z podróżą. Drzwi od powozu otworzyły się. Wychodziła ostrożnie, a ręka Kemankesa już czekała aby pomóc jej wysiąść. Nie spoglądając na schodki, chwyciła mocno jego dłoń i postawiła krok. Pantofel osunął się pod wpływem mokrej nawierzchni. Już miała upaść, gdy silne ramiona chwyciły ją, mocno zaciskając się. Całe jej ciało przeszedł dreszcz. Odwróciła głowę w drugą stronę, głośno wypuszczając powietrze.
-Sułtanko, nic Ci nie jest? -Stali tak w bezruchu, sami na środku drogi. Trzymał ją tak mocno, jakby za chwilę miał ją puścić by na zawsze odeszła.
-Kemankes natychmiast mnie zostaw! -czuła się niezręcznie w takiej sytuacji. Zimny podmuch wiatru sprawił, że cała zaczęła dygotać z zimna.
-Wybacz, Pani.-puścił ją, podał laskę i oddaliła się w stronę pałacu.
Weszła do pałacu, spojrzała na wnętrze. Przewróciła oczami, głośno nabierając powietrze. Tuż obok niej zjawiły się służki. Zdjęły jej płaszcz, a sama wyprostowała się, gromiąc wzrokiem każdego, kto ośmielił się spojrzeć w jej bursztynowe oczy. Tuż obok zjawił się jej „pomocnik", o ile nadal może go tak nazywać.
-Zabierzcie rzeczy sułtanki do jej pokoju. Pani, medyczki, będą tuż obok twojej komnaty. Mój pokój znajduję się w drugim korytarzu. Jeśli będziesz czegoś potrzebowała..-zanim dokończył, Kosem uśmiechnęła się i dopowiedziała za niego.
-To mam do Ciebie przyjść z każdym problemem tak? Jeszcze dziś chcę wyjść, dawno tu nie byłam..
-Jak rozkażesz Pani. -Słudzy wnosili skrzynki sułtanki, gdy nagle jedna ze służek upadła, wyrzucając jedną z wielu koron.
-Co ty robisz?! Dopiero co przyjechałam do tego pałacu, a wy już niszczycie moje rzeczy i nerwy? Wiesz, ile warty jest ten diadem? Jest ze złota, wysadzana rubinami. Twoje życie jest mniej warte niż ta korona. -całą swoją frustrację związaną z powrotem do tego miejsca, przelała na dziewczynę, która trzęsła się ze strachu.
-Pani, ja..-nie zdążyła wypowiedzieć się do końca. Kosem zamachnęła się i uderzyła kobietę z całej siły w blady policzek, który za chwilę zamienił się ogromną czerwoną plamę.
-Chyba zapominasz, kto przed Tobą stoi dziewczyno. Regentka Imperium Osmańskiego, żona zmarłego sułtana Ahmeda. Ta dziewczyna jest przykładem dla wszystkich, którzy będą wobec mnie nieposłuszni! -Podniosła dłoń, ciskając ze swych oczu piorunami. Przecież miała się nie denerwować. Złapała się za skroń, jednocześnie kaszląc.
-Sułtanko, nie powinnaś się denerwować.
Nic nie mówiąc, wyszła z pałacu i poszła w stronę lasu. Nie chciała tu być, zbyt dużo wspomnień. Szła pomiędzy drzewami, próbując się dostać tam, gdzie nie miała nigdy przyjść. Jej nogi odmówiły jej posłuszeństwa i stanęła. Nie miała tu wracać. Pzed nią stała zwykła marmurowa ławka, na której usiadła. Silny wiatr dmuchnął, kołysząc liście, które już pomału zmieniały kolor. Ahemd.. Zawsze lubił ten widok tak samo, jak ona. Cichy szelest pomiędzy krzewami, rozwiał jej myśli.
-Sułtanko, przestraszyłaś mnie. Nie powinnaś zapuszczać się w głąb lasu. Co by było, gdybym nie pobiegł od razu za Tobą..
-I tak byś to zrobił. Pomału przyzwyczajam się, że stajesz się moim cieniem. -odpowiedziała spokojnie, jednocześnie kiwając głową, aby usiadł koło niej. -Wiesz.. Gdy poznałam Ahmeda, najpierw zabrał mnie w to miejsce. Opowiadał mi, że to miejsce przynosi szczęście w miłości. Byłam taka szczęśliwa, gdy urodziłam mu Mehmeda. Moja miłość rosła, ale jego coś niszczyło od środka. Jakbym to ja była tego przyczyną. Zmarł.. Tak po prostu. Zostałam sama z wszystkim. Potem wiesz, jak potoczyła się dalsza historia. Nigdy więcej, tu nie przyjechałam. Znienawidziłam go po tym, jak mnie opuścił. -opowiadała historię jak bajkę, a Kemankes słuchał uważnie każdego słowa. Przechyliła głowę, by zobaczyć reakcję sługi. -Gdy uderzyłam tamtą dziewczynę, nie zareagowałeś -dlaczego?
-Nie śmiałbym sprzeciwić się Twoim czynom Pani.
-To zrozumiałe -uśmiechnęła się delikatnie podnosząc kąciki ust.- Niby mam wszystko, a czegoś nadal mi brakuje. To dziwne, ale widzę w Tobie Ahmeda.. Przypominasz mi go pod wieloma względami. -Kemankes był od niej wyższy. Podniosła wzrok i zobaczyła w nim to, czego szukała - troskę.
Po ostatnich słowach wstała i złapała suknię, po czym oddaliła niczym piękny anioł pośród mroku drzew. Odwróciła się i spojrzała z zimnym wzrokiem na mężczyznę.
-Jeśli brakuje Ci tutaj towarzystwa -zawahała się. -Niedaleko stąd jest tawerna. Zawsze możesz tam pójść i odpocząć ode mnie w ramionach innej kobiety.
-Wszystko mogę wytłumaczyć..
Podniosła ręke, aby nie kontynuował swojej wypowiedzi. Zabolały ją jej własne słowa. „Mężczyzna potrzebuje towarzystwa.. W takim razie je dostanie". Przez jej głowę przeszła jedna myśl, jeden pomysł. Sprawdzi jego wierność, a może jego uczucie?
YOU ARE READING
,,Nie istnieje większa rana, niż Twoja nieobecność" - Kösem&Kemankeş ZAKOŃCZONE!
FanfictionOdkąd Sułtanka Kösem rozpoczęła okres regencji, minęło 10 lat. Przez ten cały czas, utrzymywała państwo, aby kiedyś oddać je w ręce swojemu synu Muradowi IV. Nie do końca ufając swojej matce, chcę, aby jego wierny sługa Kemankeş Aga pilnował sułtank...