Rozdział 12. - "Co jeśli ktoś się dowie?"

490 23 23
                                    

Kochani! Zanim zaczniecie czytać to parę słów ode mnie. Pewnie większość widziała zwiastun 58 odcinka Kosem. Przyznam się szczerze, że dobił mnie totalnie. Ciężko mi się piszę o nich skoro wiem, jak zakończy się to w serialu. Nie powinno być błędów.. Jeśli są to z góry przepraszam ale jakoś nie mam dziś zbytniego zapału do niczego. Rozdział dedykowany dla wszystkich fanów #Kosemankes <3 Mam nadzieję, że chociaż trochę Was pocieszy ta kolejna część :/



-Silahtar, nie możemy zwlekać dalej z decyzją o wyjeździe do Bośni. Trzeba jak najszybciej uciszyć lud. Nie zamierzam tłumić kolejnego powstania. -Murad chodził po komnacie. Nie chciał zostawiać stolicy zwłaszcza, że nawet matka była poza nią. Nie miał jednak wyboru. -Wezwij do mnie Bayazida, natychmiast.
Silahtar od razu poszedł po księcia, do jego komnat. Idąc przez długie korytarze pałacu, zobaczył, że w jego stronę kieruję się sułtanka Gevherhan.
-Sułtanko.. -schylił się, następnie patrząc w jej oczy. Odkąd przyjechała do pałacu, widział ją bardzo rzadko. Była piękna i delikatna zupełnie jak jej matka -sułtanka Kosem. Dopiero teraz zauważył podobieństwo między nimi. Te same włosy, rysy twarzy i duże usta.. Jednak oczy sułtanki Gevherhan wyróżniały się zielenią lasów Amasyi.
-Silahtar, coś się stało?
-Na szczęście nic złego. Właśnie idę po księcia Bayazida na rozkaz sułtana.
-W takim razie, nie zatrzymuję Cię, do zobaczenia. -Wiele razy widziała szambelana, ale dopiero teraz miała okazję z nim porozmawiać, chociaż na chwilę. Uśmiechnęła się niewinnie sama do siebie i odeszła.

******

Kemankes siedział przy swoim biurku, przeglądając pisma od sułtana. Zamyślony w swoich myślach, usłyszał pukanie do komnaty.
-Wejść!
Do komnaty weszła jedna ze służek sułtanki Matki. Ubrana jedynie w koszulę nocną prezentowała się niczym anioł. Podeszła do niego i schyliła głowę, nie podnosząc jej. Kobieta, a raczej dziewczyna była piękna i atrakcyjna, ale jedna myśl nie dawała mu spokoju.
-Dlaczego przychodzisz do mnie o takiej porze? -lustrował wzrokiem cały jej ubiór, a raczej jego prawie brak.
Podniosła wzrok do góry, przyglądając się mężczyźnie. Widoczne mięśnie opinały jego rozpiętą koszulę. Wstał i podeszdł do służki uśmiechając się do niej. Dotknął jej zimnego policzka. Ta zarumieniła się niewinnie, podnosząc swoje niebieskie oczy. „Kosem.". Patrząc na nią miał przed oczami szmaragd Imperium. Dotknęła jego torsu, na co ten, wzdrygnął się. Jego niepewność rosła, wraz z zainteresowaniem dziewczyny do Kemankesa.
-Dlaczego tu przyszłaś? -Chwycił ją za nadgarstek i mocno ścisnął.
-Wybacz.. ale -podniosła wzrok. -Jeśli zrobiłam coś złego..
Sprowadzenie do niego tak atrakcyjnej młodej służki, wydało mu się co najmniej dziwne. Zważając na fakt, iż tylko sama sułtanka Kosem miała kontrolę w tym pałacyku. Domyślił się, co tak naprawdę chcę osiągnąć.
„Nie tym razem Kosem. Teraz ja przejmę, kontrolę".
Odepchnął ją i popchnął w stronę drzwi. Był zdenerwowany całym incydentem, którego mógłby żałować. Jednego był tylko pewnien-nie zdradziłby swojego serca.
-Możesz wyjść. -odpowiedział chłodno. Dziewczyna wyszła, cicho łkając.

******

Bayazid właśnie szedł na spotkanie z bratem sułtanem. Rzadko się spotykali, ale ufał bratu tak samo, jak on jemu. Miał na uwadze także swoją matkę, która nie wzbudzała zaufania wobec sułtana i sułtanki Kosem. Musiał uważać na jej ewentualne działania. Nie chciał, aby jego brat zwątpił ani w jego matkę a przede wszystkim w jego samego.
-Panie, chciałeś mnie widzieć.-Książę przekroczył próg i pokłonił się.
-Tak Bayazid, w Bośni źle się dzieje. Jako sułtan muszę dbać o dobro państwa dlatego, chcę wyjechać tam i uspokoić lud. W czasie mojej nieobecności zastąpisz mnie i będziesz pilnował stolicy. Mojej matki na razie nie ma, dlatego proszę,abyś to Ty zaopiekował się moimi bliskimi.
-Oczywiście panie, to dla mnie zaszczyt. Nie zawiodę Cię. -Podszedł z uśmiechem i ukłonił się nisko.
-Chcę wyjechać dziś wieczorem razem z Silahatrem. Wiem, że mnie nie zawiedziesz bracie. Na razie nie pisałem do matki, wolę by nie wiedziała, że wyjechałem. -Murad spojrzał na Bayazida z troską. Wiedział, że nie zrobi nic za jego plecami, ale jego matka..?
-Za pozwoleniem.

******

Kemankes właśnie siedział przy kominku, patrząc w tańczące iskierki. Zamyślił się. I tak pewnie dziś nie zaśnie. W tej samej chwili ktoś zapukał do drzwi. Ale kto o tak później porze? Dotknął swoich mieczy, aby się upewnić, że są na swoim miejscu.
-Wejść!
-Ago, przyszedł list ze stolicy. -Kemankes podszedł i odebrał list, po czym postanowił od razu zanieść go do sułtanki. W końcu cały dzień na niego czekała i przede wszystkim dowie się, co zaszło kilka chwil wcześniej.
-Możesz iść.
Lalezar stała przed drzwiami sułtanki i rozmawiała z jedną ze służek, mocno gestykulując rękoma. Z oddali wyglądało to dość komicznie, dlatego jego kąciki ust mimowolnie się uniosły. Podszedł bliżej.
-Na jutro przygotujcie wszystkie suknie. Nie wiadomo, jaką będzie chciała sułtanka. Pilnujcie wejścia, a ja pójdę odpocząć.. Chociaż na chwilę. -zauważywszy mężczyznę, na jej twarzy pojawił się grymas zdziwienia. -Kemankes co tu robisz o tak później porze? Sułtanka poszła już spać.
-Zapewne nie spodziewałaś się mnie tutaj prawda? Nie martw się ta urocza dziewczyna, pewnie śpi u siebie. Mam list ze stolicy. Przepuść mnie. -Lalezar zastanawiała się, czy narażać się na gniew sułtanki i budzić ją w środku nocy, ale Aga odepchnął ją i sam wszedł.

******

Sułtanka Kosem leżała na swoim fotelu z wyciągniętą głową do góry. Odpoczywając, służka masowała jej skroń. Nie miała często bólów, ale przynajmniej mogła zapomnieć na chwilę o problemach. Jej długie włosy lekko opadały na ziemię, tworząc fale. Ubrana w nocną koszulę, niedługo miała kłaść się spać. Dbała o zdrowie, nie denerwowała się. Przez jej głowę, przechodziły różne myśli. „Co Ty teraz robisz Kemankes.. ?"
-Sułtanko, musisz jeszcze wziąć leki przed snem. Daj Bóg, szybko wrócisz do stolicy Pani. -Służąca podała fiolkę z lekarstwem.
-Możecie już odejść. -Kosem machnęła ręką, aby sługa odeszła.
Wstała, skierowała kroki do łoża. Odkryła jedwabne prześcieradło i położyła się, zamykając oczy. Mimo później pory nie mogła zasnąć, myślała o swoich dzieciach. Żadne z nich nie napisało.. Może coś się stało. Gulbahar? Nie, to niemożliwe w końcu Murad jest w stolicy. Nie ośmieliłaby się na taki krok, narażając się na gniew jej syna.
Usłyszała ciężkie kroki, to nie Lalezar. Otworzyła oczy, wstała i podparła się na rękach.
-Kemankes? Co Ty tu robisz o tak później porze, w mojej komnacie? Lalezar! -Przechyliła głowę, patrząc w pustą przestrzeń. -Lalezar!
-Sułtanko, wybacz. Kemankes Aga, wszedł bez mojego pozwolenia.
-Masz mi przynieść szlafrok.
-Już podaje Pani. -Wstała i ubrała jedwabny materiał. Kemankes stał z boku ze spuszczoną głową, trzymając w ręku list.
-Możesz wyjść. Przygotujcie mi napar, abym szybko zasnęła. Nie śpię od kilku nocy. -wszyscy wyszli, a sama usiadła naprzeciw kominka -Co się stało?
-Przyszedł list ze stolicy sułtanko.-Podał jej metalową tubę, a ta od razu ją wzięła i zaczęła czytać. Kemankes stał tylko i patrzył na nią. Miała takie piękne długie włosy. Twarz jak laleczka porcelanowa. Ale o czym on myśli.. Zganił siebie za swoje myśli.
-To Atike. Piszę, że wszystko dobrze. Dzięki Bogu.. -odłożyła zawartość. Wzięła obydwie dłonie i schowała w nich twarz, lekko garbiąc się. Podniosła się i odwróciła się, ale nie widziała go. Stał dalej za nią, gdzie jej wzrok nie docierał. -Coś jeszcze?
-Tak. -odpowiedział twardo.
Kemnakes spojrzał się w fotel, na którym siedziała, wpatrując się w żarzące się płomienie w kominku. Nie widział jej twarzy, ale był pewien, że nad czymś rozmyśla. Drzwi otworzyły się, a w nich stanęła Lalezar z naparem na tacy. Podeszła do sułtanki, chyląc się. Starała się uniknąć jej wzorku. Było mu jej żal, nie zasługiwała na takie traktowanie, ale była zwykłą sługą.. Zresztą tak jak on sam.
-Lalezar co Ty wyprawiasz?!
Po raz kolejny jej służka, próbowała zwrócić uwagę jej strażnika. Tego było już za wiele.. Nie zamierzała tolerować takiej zniewagi wobec niej. Jej ręka mimowolnie podniosła się i trafiła w sam policzek kobiety. Upadła. Nie podniosła się. Skupiła wzrok na księżycu, który świecił prosto na nią. To miejsce źle na nią wpływa.. Nie potrafiła dać upust emocjom. W tym momencie płacz służki został zagłuszony przez jego głos.
-Gdzie ta niewinna Anastazja? Gdzie moja kochana Mahpeyker? Gdzie moja sprawiedliwa Kosem? Nie daj się zwieść nienawiści.
Ahemd.. Jej ukochany. Jej znienawidzony ukochany. Księżyc ukrył się, a całe pomieszczenie zaszło mrokiem, które wypełniło komnatę. Stała, a słowa odbijały się w jej myślach. Ta chwila stała się wiecznością. Przewróciła oczyma, nie odwracając wysoko podniesionej głowy. Stał i wpatrywał się w nią. Na twarzy miał wymalowane zdziwienie, pogardę i cierpienie? Ręką wskazała drzwi.
-Możesz odejść. -Służąca ledwo podniosła się, cała dygocząc z przerażenia. Włosy miała rozczochrane, a twarz purpurową oblaną cierpieniem. Mężczyzna nie mógł pojąć, jak bardzo się pomylił co do sułtanki.
-Teraz mnie znienawidzisz prawda? Podobał Ci się prezent? -podeszła bliżej, wytężając swój wzrok. W jej oczach zamiast gniewu okazało się cierpienie i ból. Po słowach Ahmeda poczuła się jak zwykły człowiek, a nie silna sułtanka. -Kim dla Ciebie jestem?
-Dla mnie jesteś Iskrą. Może spowodować ból i cierpienie lub ciepło, spokój. Masz w sobie Pani te dwie postacie. -Na jego twarzy wymalowało się rozczarowanie. -Nie skorzystałem z Twojej propozycji, jeśli o to pytasz. -na jej licu ukazał się wyraz ulgi, co nie przeszło uwadze mężczyźnie. -Widzę, że dzięki tej informacji będziesz spała spokojniej.
-Odkąd mnie uratowałeś, zawsze widzę jak patrzysz na mnie w inny sposób. -Spuściła głowę i usiadła na swoim łóżku, pocierając dłońmi swój pierścień. -Chciałam sprawdzić Twoją wierność. Po słowach Silahtara nie mogłam spokojnie spać.
-Dlaczego Pani chowasz się pod osłoną zimnej, bez uczuć sułtanki. Trudno mi patrzeć na Twoje czyny i chłód, ale.. Chyba nic nie ma tak dużej mocy, abym się odwrócił od Ciebie.
-Domyśliłam się tego. Najlepiej smakuje zakazany owoc prawda? Ten niedostępny dla ludzkiego wzroku. Niedostępne uczucie dla zwykłego sługi.. -Kiwnęła głową, a jej ciało przeszedł dreszcz. Była zbyt słaba, aby usłyszeć, te słowa, których się bała.
-Starałem się, abyś czuła się bezpiecznie sułtanko. -Coś go ukuło w serce.. Prawda wyszła na jaw. Od dawna liczył się z konsekwencjami. Teraz gdy przyszło mu się z nimi zmierzyć, chciałby cofnąć czas.
Postawiła pierwsze kroki, idąc ku mężczyźnie. Lekkie podmuchy wiatru otulały gęste loki sułtanki, kołysząc je. Tak naprawdę wewnątrz siebie już wiedziała, że sługa był kimś więcej dla niej. Nie przyznała się do tego nawet w myślach. Tylko jej „zamarzłe" serce wiedziało, dla kogo szybciej bić. Nie kierowała się sercem, tylko rozumem. Uczucia odstawiła na bok, ale teraz coś pękło.. Wszystkie chwile z Ahmedem były szczęśliwe, ale to było kiedyś. Teraz już go nie ma. Nie mogła ponieść się uczuciom, a co więcej zakochać się. Bardziej nie mogła jednak znieść myśli, że Kemankes mógłby obejmować jakąś kobietę. Nie zniosłaby jego zdrady. Tylko jaka zdrada skoro ta miłość nigdy nie będzie miała prawa wyjść i ujrzeć światło dzienne. Stanęła naprzeciwko Kemankesa, podnosząc wzrok do góry. Tak jakby próbowała znaleźć jakieś iskry w jego oczach. Zagłębiła się w tym bursztynie. Ból, smutek ale i troska.. Czuła ciepło, które tak lubiła. Kąciki ust lekko podniosły się.

„Nie daj się nienawiści.. Spójrz, kto stoi tuż przed Tobą. Kogo widzisz?
Dowódcę Janczarów, sługę, pomocnika czy kogoś więcej?
Nie bój się szczęścia, tylko złap je. Porzuć chłód i okaż uczucia.
Zabiłaś wiele ludzkich dusz. Jesteś iskrą!
Nie bądź zbyt dumna, krocz drogą sprawiedliwości.
Nie podcinaj swoich skrzydeł, bo to dzięki nim stoisz właśnie w tym miejscu.
Im wyżej zajdziesz, tym bardziej będzie bolał upadek.
Co, jeśli na dole jest ktoś, kto Cię złapię. Ktoś, kto nie pozwoli Ci upaść.
Jesteś najpotężniejszą sułtanką i nigdy o tym nie zapominaj, ale i człowiekiem.
Potrafisz kochać i właśnie to zrobiłaś.
Nie bój się upadku swojej potęgi.
Twoim największym bólem będzie strata Twojego Anioła.
Stoi tuż przed Tobą.
Nie daj mu odejść."

-Nie zniosłabym myśli, że teraz mógłbyś ją obejmować. Dobrze wiesz, co się stanie, jak ktoś się dowie. Musisz się z tym kryć. Im dalej stolicy, tym łatwiej. Niedługo stąd wyjedziemy i będziesz dla mnie chłodny-tak jak ja do innych.
-Nikt, nigdy nie będzie w stanie zastąpić Cię Pani. Zapominam się, ale.. Nie mam nic do stracenia. Jeśli przyjdzie mi umrzeć za moje słowa i uczucie-jestem na to gotów.
Kosem zbliżyła się jeszcze bliżej. Jedna łza potoczyła się po jej policzku. Gorycz jego słów przepełniła jej serce.
-Nie pozwolę Ci umrzeć. Nie teraz.. Prawdą jest, że zwątpiłam w Ciebie. -uśmiechnęła się. Zimną dłonią dotknęła jego policzka. Ciepło przeszło przez jej ciało. Kemankes wziął jej kruchą rękę i przyłożył do swoich ust. Lekko musnął skórę i spojrzał na nią pewnie.
Możliwe, że popełniła błąd mówiąc o swoich uczuciach. Dopóki będą tu, wszystko będzie łatwiejsze. Bała się o swoją przyszłość. Jednak po raz pierwszy poczuła nadzieję. Wiedziała, że dopóki Kemankes będzie przy niej, ona zawsze pójdzie z podniesioną głową.

******

Gulbahar szła na spotkanie z Sinanem Paszą. Minęły dopiero kilka dni od wyjazdu Kosem, ale nie miała zamiaru tracić okazji, póki cała podpora sułtana Murada jest poza stolicą. Wszystko się tak pięknie złożyło, że sam Padyszach wyjeżdża, więc tym bardziej musi działać. Najpierw musi się pozbyć dzieci Kosem. Zaczynając od jej synów - pretendentów do tronu zaraz po Bayazidzie. Jej sojusznik Sinan zdobywał poparcie wśród Spahisów oraz Paszów, którzy oburzeni obecnym traktowaniem poddanych przechodzą na ich stronę. Czekała na sługę w ogrodzie w Marmurowym pałacyku.
-Sułtanko.. Jak kazałaś, wszystko idzie według planów. Sułtan Murad jeszcze dziś opuszcza stolicę. Myślę, że za kilka dni z pomocą Boga pozbędziemy się książąt.
-Doskonale. Co z Paszami Kosem?
-Nimi zajmiemy się na końcu, musimy się skupić na książętach. Sprawy haremowe zostawiam Ci Pani. Kosem na pewno ma szpiegów w haremie, którzy będą śledzić Twe ruchy sułtanko.
-Tym się zajmę sama. Aczkolwiek, już niedługo ukochane dzieci Kosem powinny zginąć już niedługo. -zadarła głowę do góry i uśmiechnęła się perfidnie do swojego towarzysza.

Krótki ale przełomowy dla całego fanfiction. Od tego momentu ich uczucie będzie jawne dla nich. Będą wiedzieć o swoich wzajemnych uczuciach. Macie tą kobitkę :D Powiem Wam, że ten rozdział ma wiele poprawek.. Nigdy aż tak bardzo nie zmieniłam pierwowzoru ale mam nadzieję, że się podobał. ;* Jak mówiłam ja jestem w rozsypce i ciężko będzie mi to ciągnąć dalej.. Póki co mam jeszcze zapas kolejnych rozdziałów. Nie wiem na ile wystarczy mi weny i nerwów przy pisaniu :/

Piszcie komentarze, co sądzicie o rozdziale. Jak ktoś jest na bieżąco to jestem też ciekawa waszej opinii o zwiastunie 58 odcinka :( Dajcie gwiazdki, to może zmotywuję mnie to do pisania dalej! <3

Do zobaczenia Kochani! <3


,,Nie istnieje większa rana, niż Twoja nieobecność&quot; - Kösem&Kemankeş ZAKOŃCZONE!Where stories live. Discover now