Nie poczułam nic co by mnie zaniepokoiło. Jednak miałam dziwne przeczucie, że jest coś nie tak. Powoli otworzyłam oczy. Dostrzegłam, ze nie jestem w osadzie. Koło mnie nie śpią Elf i łowca a siedzą związane kobiety, które nie wiedząc co się dzieje zaczęły panikować. Spróbowałam wstać, ale dopiero teraz poczułam więzy na rękach i nogach. Więc zaczęłam rozglądać się gdzie się znajdujemy. Dostrzegłam niedaleko dym. "Czyżbyśmy byli tylko kilka metrów od osady?" pomyślałam. Jednak nim zdążyłam sie upewnić widok przysłoniła mi czyjaś sylwetka. Podniosłam głowę i zobaczyłam mężczyznę ubranego jak na rycerza jednak jego zbroja składała się z kolczugi i napierśnika, resztę, albo utracił albo nie zdążył ukraść.
-Kim jesteś?- zawarczałam, -czego chcesz?- mężczyzna zaśmiał się.
-Masz tupet dziewucho, by zabierać głos pierwsza.- otrzymałam siarczysty policzek.
-Wyjaśnię ci kilka zasad. To ja zadaję tu pytania i to ja czasem mogę udzielić ci głosu, inaczej pożałujesz. Rozumiesz?- kiwnęłam głową, ale miałam ochotę splunąć mu pod nogi.
-Więc wyjawię paniom kim jestem. Nazywam się Mundrand i jestem handlarzem. A czym handluję? Jak widać chyba się domyślacie.- wytrzeszczyłam oczy...
On porwał same kobiety by wyhandlować je na nałożnice. Zaczęłam się kręcić by spróbować wyswobodzić ręce, więzy nie były solidne więc udało mi sie je poluźnić i sie oswobodzić. Wyciągnęłam z buta sztylet i rzuciłam się na mężczyznę. Dźgnęłam go w brzuch przez co ten zachwiał się i zgiął w pół, po czym zemdlał. W ten sposób uwolniłam kobiety i kazałam im wrócić do wioski, by ostrzegły osadników.
-A co z tobą księżniczko?
-Cii. Nikt tu nie może wiedzieć kim jestem. Idźcie ja rozprawię się z nim i sprawdzę czy nie miał pomocników. Osada jest w tę stronę. Poślijcie tu moich kompanów. Szybko! Za nim się obudzi.-
Kobiety, głównie młode dziewczyny żwawo ruszyły w stronę wioski. Jeśli będą cały czas biec w godzinę się wyrobią. Więc ja powoli zaczęłam zwiedzać obóz jaki rozłożył handlarz. Dziwiło mnie, ze był sam. Nie mógł przecież porwać ponad dziesięciu kobiet sam jeden. Usłyszałam trzask łamanej gałązki, odwróciłam sie i wtedy zostałam zdzielona w głowę. Nim zemdlałam, skarciłam sama siebie, jak mogłam być tak nieuważna.
Kiedy odzyskałam przytomność, poczułam że jestem ciągnięta na noszach. Nim ktokolwiek zorientował sie, że się zbudziłam zaczepiłam na gałązce wstążkę by mogli mnie odnaleźć moi towarzysze podróży. Szli dalej nie wiedząc, że ja co kilkanaście kroków zostawiam kolejne ślady w postaci wstążek, złamanych gałązek lub śladami krwi, która leciała z rozcięcia na głowie. "Amatorzy" pomyślałam i przekonałam się o tym gdy po godzinie marszu stanęli na postoju. "Czy oni w ogóle myślą?" Przecież dziewczyny już dawno dotarły do wioski i prawdopodobnie najmężniejsi mężczyźni już pędzą na ratunek z Iskariotem i Rafaelem na czele.
Nagle zobaczyłam jak podchodzą do nich kolejni najemnicy, prowadzili właśnie kobiety, które uratowałam. "Więc ratunek nie nadejdzie, tak szybko."
Iskariot
Właśnie przebudziłem sie ze snu i sobaczyłem, że Sonea wyszła z szałasu. Kiedy wstałem i przekonałem się, że Rafael również już opuścił posłanie wyszedłem z szałasu. Kiedy to zrobiłem zostałem od razu zaatakowany przez mężczyzn.-Porwali je! Dwanaście kobiet i księżniczkę! Porwali je łowcy nagród!!
-Co?! Kiedy?!- nagle zorientowałem sie co dokładnie powiedział. Złapałem go mocno za oba ramiona i potrząsnąłem. -Zabrali Soneę?!
-T.. Tak. Elfie musisz pomóc Rafaelowi je znaleźć. On już rozpoczął poszukiwania śladów.
-Nazywam sie Iskariot człowieku- powiedziałem zbyt ostro. Martwiłem sie o Soneę. Na pewno poradzi sobie jednak wolałbym nie wiedzieć do jakich okrutnych kar się dopuszczą jeśli im podpadnie. Poszedłem w ślad za Rafaelem, nie mogliśmy nic znaleźć w promieniu kilometra, jeśli dalej tak pójdzie Sonea zostanie czyjąś nałożnicą jeszcze tej nocy.
-Rafael, znalazłeś coś?
-Nie. A ty?
-Musimy ją znaleźć.
-I to zaraz.
-Martwisz się?
-A ty nie?
-Jest moją przyjaciółką, znamy się od dziecka, jak mam się nie martwić?
-Ona uratowała mi życie, teraz mogę się odwdzięczyć.
-Nie grozi jej utrata życia. Jedynie utrata wolności.
-Wiesz, jednak myślę sobie, że ona wolałaby tą pierwszą wersję, dlatego chcę ją uratować by uniknąć obu.
-Masz rację, nie powinniśmy się spierać w takim momencie.
-To co? Rozejm?- Rafael wyciągnął do mnie rękę. Spojrzałem na niego i uścisnąłem jego przegub.
-Rozejm.
Nagle z osady zaczęli nawoływać nas mężczyźni. Pobiegliśmy w tamtą stronę, ludzie wyglądali na lekko zadowolonych ale nadal niepokój krył sie na ich twarzach.
-Co się stało? Widzieliście coś?
-Znalazły się. Dwie dziewczynki. Powiedziały,że Sonea zabiła jednego z nich i wypuściła je, karząc im uciekać w stronę wioski, sama została by pokonać innych. Jednak kiedy uciekały pojawili się inni, wyłapali wszystkie kobiety ale one schowały się w norze i przybiegły tutaj. Sonea kazała wam ruszać na północ, to handlarze niewolnicami.- odezwał się rudobrody.
-Gdzie one są? Muszę z nimi porozmawiać.- zacząłem.
-Iskariot.. Nie ma na to czasu, jeśli to handlarze niewolnic sprzedadzą Soneę na nałożnicę. Nie możemy do tego dopuścić.
Rafael miał racje. Zacisnąłem pięści i potaknąłem. Zabraliśmy swój rynsztunek, zebraliśmy najodważniejszych i ruszyliśmy na północ. Już po dwóch godzinach drogi Rafael dostrzegł coś na krzaku. To była wstążka. Sonea zostawiła ślad. Wiedziałem, że tak łatwo sie nie podda.
Szliśmy dalej i co kilkanaście kroków Rafael znajdował kolejne ślady. Dobry z niego tropiciel. Kiedy nagle przystanął, podszedłem do niego i zobaczyłem czym się przejął. Na liściu była spora ilość krwi.
-Jest ranna.- powiedział.
-Skąd wiesz, że to jej krew?
-A czyja? Nie zraniła by kogoś by zostawić ślad pomyśl. Możliwe, że zorientowali się co robi i uderzył ktoś ją w głowę. Straciła przytomność i ma ranę na głowie. Więc użyła tego jako informacji że nie może walczyć.
Miał rację. Znowu. Nie chciałem tego głośno przyznawać, ale świetny z niego tropiciel i nieźle dedukuje. Nie dziwi mnie to, że imponował Sonei, ona tez świetnie tropi i uwielbia polować.
-W takim razie musimy przyspieszyć.
-Jasne. Za mną panowie! To już nie daleko!
Skąd wiedział, że niedaleko? Nie wiedziałem. Nigdy nie lubiłem tropić zwierzyny, to Sonea zawsze szła z przodu. Ja nie znalazłbym lisiej nory, nawet jeśli miałbym ją przed sobą. Zaczęliśmy biec powolnym truchtem, po kilku minutach Rafael schylił się i zwolnił. Ja i nasi kompani zrobiliśmy to samo. Łowca schował się w gęstwinie roślin i pokazał nam byśmy byli cicho. Zaczęło się zmierzchać i nasi wrogowie rozpalili właśnie ogień. Rafael prychnął. Szepnąłem do niego.
-Co jest?
-To amatorzy. Powinni uciekać, a są tylko dzień drogi od osady. To nieprofesjonalne. Na ich miejscu nie rozpalałbym ogniska, jest za wcześnie, ktoś mógłby zobaczyć dym, bo niebo jest jeszcze jasne.
-Wkraczamy?
-Nie. Poczekamy, aż wyciągną trunek. Wkroczymy jak się napiją.
-Skąd wiesz..?- chciałem za pytać skąd wie, że wyjmą alkohol kiedy nagle jeden z nich krzyknął.
-Hej! Mundrand! Znalazłem rum w naszych zapasach! Zaraz zszyje ci tą paskudną ranę!
-Byle szybko! Jak tylko mi to zszyjesz, rozprawię się z tą dziwką, która ukrywa ostrza w butach!- zawarczał Mundrand. Domyśliłem się, że mówi o Sonei. Już wstałem by tam iść i zemścić sie za to jak odzywa sie do niej kiedy poczułem rękę Rafaela na ramieniu.
-Nie teraz. Później go zabijesz. Choć tez mam taką ochotę, ale zostawię ci go. - mrugnął okiem. Więc czekaliśmy, zastanawiałem sie co go ugryzło, że był taki miły. Jednak wolałem się skupić na czekającej nas walce. Po niecałej godzinie całe towarzystwo było pijane, Rafael odwrócił sie do nas i powiedział.
- Kobiety są w namiocie. Pilnuje ich dwoje strażników, są jedynymi którzy są trzeźwi, więc ja ich załatwię, reszta rzuca sie na pozostałych pijanych mężczyzn jasne? Nie zostawiamy jeńców.- spojrzał na wszystkich i kiedy każdy potwierdził że rozumie zawołał. -Wkraczamy!Mężczyźni z głośnym okrzykiem wbiegli do obozowiska. Postanowiłem również krzyknąć, tak by się uspołecznić z nimi. W sumie dodało mi to odwagi i energii choć na początku nie widziałem w tym sensu. Rafael obszedł obozowisko dookoła i zniknął. Prawdopodobnie chciał zaatakować strażników znienacka. Ja w tym czasie poszedłem szukać Mundranda.
Sonea
Siedziałyśmy w namiocie, kobiety płakały, albo siedziały cicho z przerażeniem w oczach. Każda spoglądała na mnie z nadzieją. Ja w tym czasie próbowałam się oswobodzić. Porywacze zabrali mi wszystkie ostrza i tym razem więzy były solidniejsze. Już czułam na rekach ciepłą ciecz krwi kiedy usłyszałam zbiorowy męsku krzyk. Nie zdążyłam zorientować się o co chodzi kiedy z tylnej strony namiotu wczołgał się pod materiałem nasz wybawiciel.
-Rafael- szepnęłam z ulgą. - Odkąd mnie uratowałeś z Laikiem nie cieszyłam sie tak bardzo na twój widok.
-Uznam to za komplement.- zażartował.
Rozwiązał moje ręce i powoli zaczynał oswobadzać inne kobiety, ja w tym czasie zabrałam swój rynsztunek, który mi odebrali i rozcięłam materiał od tyłu by kobiety mogły wyjść niepostrzeżenie.
-Czekajcie tu i nie wychodźcie. Wrócę po was kiedy to sie skończy dobrze?
Najodważniejsze przytaknęły. Wiec odwróciłam się i poszłam pomóc Rafaelowi. Wyszliśmy z namiotu i łowca zażartował.
-No to co panowie? Po jednym?- strażnicy odwrócili sie i nie zdążyli nic powiedzieć, bo obojgu zabiliśmy.
-W każdej chwili żartujesz?
-Zawsze i wszędzie moja droga.- mrugnął do mnie i zaatakował kolejnego. Zranił go i odepchnął. Ja walczyłam z kolejnym, ale zakrwawione ręce spowodowały, że miecz wyślizgiwał mi sie z ręki. W tym momencie Iskariot sparował kolejny jego atak, bo mi prawie wypadł miecz. kiedy go zabił oboje z Rafaelem podeszli do mnie. Elf złapał moją rękę.
-Co to?
-Więzy były trochę za mocne.- wzruszyłam ramionami. Iskariot pokręcił niezadowolenie głową.
-Opatrzę ci to.
Okazało się, że wszyscy zostali pokonani. Mężczyźni z osady zaczęli oglądać skarby handlarzy i zabierali co bardziej przydatne rzeczy. Rafael wszedł do namiotu poszukać bandaża, a ja zostałam sama z Iskariotem.
-Martwiliśmy się o ciebie.
-Nie potrzebnie. Zobacz jestem cała.
-Nie żartuj.
-Dlaczego?
-Bo zaczynasz przypominać tego łowcę.
-To źle?- Spojrzał na mnie jak na idiotkę. -No co?
-Nic. Już nic. - zapanowała niezręczna cisza. -Rafael świetnie tropi. Odnalazł cię w niecałe kilka godzin. Ja bym nie wiedział co robić. Na prawdę się martwiłem.
Skoczyłam mu na szyję obejmując go.
-Dziękuję, że nie zabiłeś sie z Rafaelem i przyszedłeś mi na ratunek.
-Ale oni maja tam bałagan! Właśnie znalazłem...- Rafael podniósł wzrok akurat kiedy przytuliłam Iskariota. Odskoczyłam od niego jak oparzona. Łowca odchrząknął głośno, nie wiedząc co powiedzieć.
-Rozumiem. Nie będę przeszkadzał...
Zaczął sie odwracać do tyłu kiedy podbiegłam do niego i wtuliłam sie w niego. On chwilę był zaskoczony, ale potem wtulił się we mnie z przyjemnym westchnieniem i wplątał swoje palce w moje włosy. twarz ukrył w zagłębieniu mojej szyi.
-Tobie również jestem wdzięczna.- wyszeptałam mu i gdy Iskariot nie widział Rafael pocałował mnie w policzek i uśmiechnął się szelmowsko. Odepchnęłam go niby to zła, ale jednak sprawiło mi to przyjemność. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje.
Wróciliśmy do wioski. Alazar gdy mnie zobaczył zaczął skakać wkoło mnie jak mały źrebak czym rozbawił wszystkich, którzy go widzieli. Dzieci polubiły go i nie chciały by odchodził więc postanowiliśmy spędzić tu jeszcze jedną noc. Straciliśmy kolejny dzień, ale tym razem ustaliliśmy wachtę by nie było kolejnych takich wyskoków.
Mamy coraz mniej czasu, nim dojdzie do walk między smokami, o przywództwo.
CZYTASZ
Żyjąc w Ogniu
Fantasy[ZAWIESZONE/ POPRAWKI] Gdy małe niemowlę zostaje porzucone, Solon postanawia się nim zająć i wychować. Jednak trudno jest wychować ludzkie dziecko gdy jest się... Smokiem....