Rozdział 7// Ciężar do zniesienia

203 16 0
                                    

Gdy po trzech dniach elfy i smoki zakończyły świętowanie pierwszego od 1000 lat naznaczenia, wszyscy wrócili do codzienności. Ja jak zawsze zajęłam się ogrodem. Niegdyś to elfy uprawiały zioła,które ofiarowywały smokom w zamian za ich smocze zioła i rośliny. Teraz ja zajmowałam się uprawą jednych i drugich a pomagała mi Xena i Aragorn- onyksy bliźnięta, wykluły się z jednego jaja i są równie wyjątkowe jak Safira. Xena ma tęczowe łuski a Aragorn szare, które stają się błękitne pod promieniami słońca. Oboje znają się na roślinach i ziołach jak nikt inny w stadzie, to ich dar.

-To nie tak braciszku. Lwie paszcze sadzi się cebulką do góry nogami, inaczej nie będzie ziać* ogniem a będzie zwykłą lwią paszczą.
-Och masz rację siostrzyczko, wybacz mój błąd.- uwielbiam kiedy Xena i Aragorn tak się przekomarzają. Sama wiele się od nich nauczyłam w uprawie tych niezwykłych roślin. Xena i Aragorn są młodymi smokami ale ich wiedza pozwala zasiadać w Wielkiej Radzie, gdzie Solon pozwala decydować o prawach i zmianach w stadzie w sposób demokratyczny, jednak i tak ostatnie słowo należy do niego i nikt nie może mu się sprzeciwić. Alfą trzeba się urodzić, żadna beta nie może stać się alfą. Jednak gdy młody syn Alfy chce przejąć władze w stadzie walczy z rodzicem i ten kto przegra zostaje wygnany ze stada i nazwany Omegą, a Omega może odebrać Alfie stanowisko wygrywając z nim w walce. (mam nadzieje, że nie pokręciłam za bardzo)
Okej, ale wróćmy do tego do czego zmierzam.
Właśnie zbieraliśmy obumarłe liście morwowego ziela na kompost gdy nagle do ogrodu wbiegł Laiko czarny smok patrolujący. Każde stado ma co najmniej dwa takie smoki. Laiko jest młodym smokiem jak całe nasze stado jednak jest czujny i wie kiedy to do mnie musi się zwrócić gdy w pobliżu stada jest człowiek.
-Sonea. Potrzebujemy cię.- położyłam liście na kompostowniku i spojrzałam się na onyksy. Obydwoje przytaknęli więc ruszyłam za zwiadowcą do pieczary mojego smoka.
-Co się dzieje?- zapytałam gdy tam weszłam i od razu zobaczyłam Iskariota.
-Zobacz!- pokazał mi skrawek materiału. -On znowu tu jest.
-Kto taki?- nie rozumiałam o co chodzi.
-Łowca.- wyjawił Solon.
-Rafael?
-Znasz jego imię?- dopiero teraz zauważyłam jak nierozsądnie postąpiłam mówiąc o tym przy Solonie.
-Tak. Ona z nim rozmawiała!-oskarżył mnie Iskariot.
-Co? A kto zdradził mu moje imię?!- oburzyłam się.
-Byłaś nieostrożna!
-A ty uważałeś? A jeśli wiedziałby o mnie?
-W takim razie od razu by wiedział, ze Sonea nie jest elfem.
-Ale mógł polecieć do Lotaro i mu wszystko wyznać pomyślałeś o tym?
Nagle poczułam ostry ból głowy, Iskariot również złapał się za skronie i usłyszeliśmy w myślach karcący głos Solona.
-CIIISZAAA! OBOJE POSTĄPILIŚCIE NIEROZSĄDNIE.

Uspokoiłam oddech i ból zniknął, Solon wyszedł z mojej głowy.
-Teraz Soneo wypijesz to piwo, którego nawarzyłaś. Pójdziesz tam i znajdziesz Łowcę Rafaela.Sprowadzisz go tutaj.
-Ale to niebezpieczne...
-Wiem Iskariocie, dlatego Sonea zrobi to sama. Jak zauważyłem twoje towarzystwo ją tylko rozprasza i popełnia więcej błędów.- uśmiechnął się do nas jakby myślał, że coś nas łączy. Potem będę musiała mu to wyjaśnić.
-Pójdziesz po niego i przyprowadzisz. Wiesz w jaki sposób. Nie może odnaleźć drogi powrotnej.- Potaknęłam.- i pamiętaj. Teraz możesz używać magii bez pomocy wisiorka, jednak ta moc ma swoje granice. Ja nie będę przy tobie, więc nie zaczerpniesz mojej energii. Używaj zaklęć rozsądnie by żadne z nas nie musiało stracić siebie wzajemnie.
-Przyrzekam mój smoku.- wyciągnęłam w przód swój miecz i uklękłam na jedno kolano. Rytualne pożegnanie jeźdźcy ze smokiem. Trochę się uczyłam.
Za nim wyruszyłam, zapytałam Iskarioty gdzie ostatnio widział łowcę i gdzie znalazł ten fragment jego szaty. Po czym ruszyłam w ślad za łowcą. Nie długo go szukałam.Wdał się w bójkę z kilkoma goblinami, śmiesznie było go obserwować z drzewa, jednak postanowiłam mu pomóc kiedy jeden z nich porządnie ranił go w bok. Solon chce go żywego, by dowiedzieć się co tu robi i ile wie, nie mogłam pozwolić mu umrzeć. Skoczyłam z drzewa w sam środek walki upewniwszy się, że maska i kaptur szczelnie zasłaniają moje pochodzenie. Rafael nie poznał mnie od razu i gdybym nie sparowała naszych mieczy prawdopodobnie nie miałabym już reki.
-Sonea?
-Rafael.
-A więc jednak stęskniłaś się za mym widokiem?
-Raczej to ty usilnie pakujesz się w kłopoty bo trzeba cię ratować.- co jakiś czas musiałam wbić swojego Variona w brzuch goblina lub kopniakiem obezwładnić przeciwnika, a rozmawialiśmy jak gdyby nic się nie działo.
-Oni sami się napatoczyli.
-I niby nie zabrałeś im złotego rogu?
-Ja? Skądże by znowu.
-Przestań kłamać i walcz jak należy, bo na razie tylko ja tu się wysilam.
-Jakbyś nie zauważyła jestem dość mocno raniony moja miła, walka już nie ta sama.
-Och jak mi ciebie nie szkoda.- W tym momencie Rafael stał przodem do mnie więc nie mógł zobaczyć goblina, który zamachnął się na niego. Wybiłam się do góry i robiąc salto nad nimi wylądowałam za goblinem i odcięłam mu głowę. Rafael stał jak osłupiały i przyglądał się jak na ten widok pozostała garstka ucieka w popłochu. Ja nadal z wyciągniętym Varionem podeszłam do niego. Podniósł ręce do góry i uśmiechnął się.
-U lala całkiem nieźle maczasz tą wykałaczką.
-Co tu robisz? Miałeś tu nigdy nie wracać...
-Spokojnie, pięknooka. Złość piękności szkodzi.
-Powtarzam, co tu robisz?- podeszłam krok bliżej. -Mów albo skończysz jak ten ostatni!- pokazałam mu głową martwego goblina.
-Okey okey... Tylko uspokój się, odłóż miecz. Ciężko mi mówić gdy masz mnie na widelcu.
Opuściłam miecz i spojrzałam się na niego.
-No więc??
-No więc, musiałem się wrócić po... SSS Ał!- nagle poczuł ból zranionego boku, bo złapał się za niego i padł na kolana.
-Co ci jest?
-Ten toporek... chyba... był zatruty...- ledwo oddychał. Zabrałam jego rękę i przyłożyłam swoją krew miała dziwny niebieskawy kolor, powąchałam ją, nie pachniała metalicznym zapachem, a rozkładającą się substancją.
-To tojad i jemioła, typowe dla tych tchórzy.
-Czy teraz zdejmiesz kaptur i pokarzesz mi swoją śliczną twarzyczkę?- zawahałam się. -Przecież i tak umieram. Błagam. -Przewróciłam oczami i zdjęłam kaptur oraz maskę.

Spojrzałam się na niego, jego spojrzenie powędrowało ku mnie i nagle z ogromnego zdziwienia jego twarz zaczęła wyrażać wielki podziw

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Spojrzałam się na niego, jego spojrzenie powędrowało ku mnie i nagle z ogromnego zdziwienia jego twarz zaczęła wyrażać wielki podziw.
-Ty... ty jesteś.. czło.. człowiekiem. Piękna... piękna... teraz mogę umierać.- jego ręka podniesiona w górę w mym kierunku opadła bezwładnie, usta i oczy zamknęły się. Szybko przyłożyłam ucho do jego piersi. Serce biło ale słabo. Podniosłam ręce do jego boku i wypowiedziałam.
-Ignis- co po łacinie znaczy palić. Tak musiałam wypalić jego ranę by pozbyć się tego paskudztwa. Po czym zrobiłam nosze z tego co miałam pod ręką i zaczołgałam go do naszego stada. W razie gdyby miał się obudzić założyłam mu kaptur na głowę. Kiedy znalazłam się u wejścia naszych granic zaraz stróżujący Stroke pomógł mi go przetransportować przed jaskinię alfy.

Solon wyczuł moją obecność i powoli zaczął wychodzić z pieczary co i ja wyczułam gdy zaczął się zbliżać. Gdy zobaczył Rafaela w taki stanie spojrzał na mnie.
-Nie kazałem ci go zabijać.
-Nie zabiłam go.
-Więc kto.
-On żyje. Ledwo. Kiedy go znalazłam walczył z goblinami. Jeden go ranił. Miał zatrute ostrze.
-W takim razie zawołajcie Xenę i Aragorna. Pomożesz im przygotować antidotum i zaopiekujesz się nim póki nie wróci do siebie.
-Co? Ale to wróg. Jak mam się nim zajmować? Nie mamy nawet więzienia.
-Soneo. On jest teraz naszym gościem.
Zdziwiłam się. Tyle się namęczyłam, żeby go tu dostarczyć. I nie dość, że Solon mi nic nie chce powiedzieć to jeszcze mam go niańczyć?
Wielkie dzięki Solon.

Żyjąc w OgniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz