Rozdział 8// Zaufanie

173 13 0
                                    

Razem z młodymi onyksami przyrządziliśmy antidotum. Xenia poleciła bym zmieniała mu opatrunek z antidotum dwa razy dziennie. A więc położyłam go z pomocą Alazara w swojej komnacie na wolnych materacach. I tak zajmowałam się "gościem" Solona. Byłam zła na niego. Kazał mi się wysilać i sama narobiłam sobie nadziei, że będę mogła uczestniczyć w sądzie i karze tego łowcy. A zostałam jego niańką. Rafael dostał gorączki i majaczył. Poszłam do źródła, z którego piliśmy i zmoczyłam w niej ręcznik. Woda była chłodna więc mogła zbić temperaturę. Weszłam z powrotem do pieczary i zauważyłam, że intruz już nie śpi. W połowie siedział i oglądał cały mój pokój, dopiero po chwili zorientował się, że tu jestem.
-To tu mieszkasz?
-Tak. Leż trucizna jeszcze z ciebie nie wyszła. Masz gorączkę.- pokazałam mu ręcznik -Przyniosłam okład.
-Jeszcze niedawno chciałaś mnie zabić, teraz się mną opiekujesz? Dlaczego?- spojrzał na mnie zadowolony z siebie.
-Ktoś mi zabronił cię zabijać.
-Pracujesz dla kogoś?
-Raczej on się mną opiekował od urodzenia.
-Ojciec?
-Moi rodzice nie żyją.- jego mina zrzedła, spoważniał i spojrzał na mnie. W jego oczach czaiło się zrozumienie, ale i smutek.
-Wybacz. Nie chciałem.- spojrzał na swoje ręce. - ja swoich nawet nie znałem. Wiem, tylko że po tym jak zabrali mnie do akademii łowców ich wioskę zaatakował smok. Nikt nie przeżył.
-Moich zabił mój wuj. Odebrał im władzę, bo nienawidził smoków, a moi rodzice żyli z nimi w harmonii.
-Da się?
-Co?
-Żyć ze smokami w harmonii?
Podeszłam do okna wykutego przez Solona, które znajdowało się blisko łóżka Rafaela.
-Sam zobacz.- odsłoniłam grubą kotarę, która odcinała zimne powietrze i światło od mojego pokoju. Rafael podniósł się by lepiej widzieć. Za oknem zobaczył smoki. Całe stado, latały lub człapały, chodziły na dwóch lub czterech nogach grały, lub leżały. Prowadziły normalny tryb życia. Żadne nie szykowało się do ataku na nas. Jednak gdy łowca zobaczył co jest za oknem jego oddech przyspieszył, serce zaczęło mu łomotać. Kucnęłam nad nim chcąc go uspokoić.
-Spokojnie. Nic ci nie grozi. Nikt tu cię nie skrzywdzi. Słyszysz?- uspokoił trochę oddech i spojrzał na mnie.
-Więc jednak zależy ci na mnie?- uśmiechnął się zawadiacko, a ja przewróciłam oczami i szturchnęłam go w ramię. Rzuciłam mu na nogi wilgotną szmatkę.
-Masz. To powinno zbić gorączkę bo majaczysz.- uśmiechnęłam się do niego. Nim jednak jeszcze wyszłam zatrzymał mnie.
-Soneo?
-Tak?
-Lepiej ci jako człowiek. Nie udawaj elfa.
-Nigdy nie próbowałam.

-A przy naszym pierwszym spotkaniu?
-Nie udawałam elfa. To ty tak myślałeś przez mojego przyjaciela, a ja nie wyprowadzałam cię z błędu. W tym lesie moje pochodzenie musi być tajemnicą dla niemagicznych istot.
-Przez wuja?
-Bystry jesteś. A myślałam, ze nie będzie z ciebie żadnego pożytku.
-Może jednak na coś się zdam?
-Najpierw musisz dojść do zdrowia. Potem poznasz mojego smoka.
-Twojego?- nic nie mówiąc pokazałam mu znak na dłoni. Niby minęło 1000 lat od ostatnich jeźdźców, jednak wciąż krążą o nich legendy i matki opowiadają swoim dzieciom bajki.
-A więc jeźdźcy istnieją...- Rafael był w czystym szoku. Z podziwem przyglądał się znakowi.
-Tak. Jestem pierwszym jeźdźcem od  tysiąca lat.
-Fiu fiu. Szmat czasu.
-Fakt. Spróbuj zasnąć. Obudzę cię kiedy będę musiała zmienić opatrunek.
Rafael spojrzał pod koc i zamyślił się.
-To ty mnie rozebrałaś?
-Miałam tyle szczęścia, że syn mojego smoka jest na tyle młody by wejść do tego pokoju. To on się tym zajął.- łowca wyraźnie odetchnął jednak spojrzał sie na mnie łobuzersko.
-Jednak miałaś pecha. Mogłaś zobaczyć to i owo.- chcąc przygasić jego ego odpowiedziałam.
-Wątpię czy miałabym na co patrzeć z tego co mówił Alazar.
Rafael wytrzeszczył oczy i bez słowa położył się nakrywając sobie głowę kocem. Ja śmiejąc się pod nosem zeszłam na sam dół pieczary i wyszłam odetchnąć świeżym powietrzem.
Safira kręciła się po pieczarze wieszając wiązki suchych ziół pod ścianą.
-Safiro. Miej oko na niego. Obudził się.
-Pokazałaś mu gdzie mieszkasz.- bardziej stwierdziła niż zapytała ale odpowiedziałam.
-Tak. Jak sama to wyczułaś był przerażony.
-Powiedziałabym, że bardziej zaskoczyło go, że jest w śród stworzeń, których uczył sie zabijać.- połknęłam głośno ślinę. Nie pomyślałam o tym wtedy ale teraz zapytałam.
-Myślisz, że...?
-Nie. Nie zaatakuje stada. Nie jest taki głupi. Wie, że nie wygrałby. Z resztą teraz.- Nagle umilkła jakby wsłuchiwała się w cichy szept. Ja wiem że starała się wyczuć jego emocje. -Właśnie zasnął tak jak mu kazałaś. Jednak nie ma jeszcze dość sił.
-Właśnie. Musze pogadać z bliźniakami by znaleźli zioła na wzmocnienie.
-Widziałam ich. Mówili, że już jutro powinien wstać na nogi. Xenia dała to.- Safira pokazała na wiązkę ziół. -Kazała ci zrobić z tego rosół, ale musisz upolować mięso. Tego  będzie potrzebował już dziś rosołu i mięsa z zupy by odzyskać siły.
-Okey upoluje coś i zrobię rosół na dwa dni. Będę miała spokój z tym.

Wzięłam swój łuk i poszłam na obrzeża naszych granic, tych bardziej zalesionych. Tam też jest sporo zwierzyny, na pewno znajdę jakiegoś królika, albo dziką kaczkę.
Po godzinie chodzenia po lesie w końcu udało mi się zastrzelić dwie przepiórki. Z tego też będzie rosół.
Wracając do pieczary zaszłam jeszcze do ogrodu z moimi uprawami, by wziąć marchewkę, pietruszkę, seler i cebulę.
Weszłam do pieczary Safira pomogła mi swoim ogniem rozpalić piec wstawiłam garnek na ruszt wlałam tam wody i dodałam oskubane i wypatroszone przepiórki. Gdy warzywa zioła a przede wszystkim mięso były już ugotowane odstawiłam kociołek na płaskie kamienie i wlałam jedną porcję do glinianej miski. Wzięłam ze sobą srebrną łyżkę i poszłam na górę. Wszystkie przedmioty do codziennego użytku albo otrzymałam od elfów, albo ukradłam tym, którzy w lesie ze strachu zostawiali swoje rzeczy, lub ginęli w walce lub w mniej przyjemny sposób.
Kiedy odsunęłam kotarę zobaczyłam, że Rafael wstał. Ubrany tylkow spodnie, zaprezentował mi nieco wysportowany tors, jednak nie wzruszył mnie ten widok w żaden sposób. Podeszłam do stolika z krzesłem i postawiłam miskę i łyżkę na nim.
-Zrobiłam rosół. Xena dodała od siebie ziół na wzmocnienie. Musisz zebrać siły. Solon chce z tobą jutro porozmawiać. A on potrafi zadać męczące pytania.
-Kim jest Xenia? Kto to jest Solon?
-Oboje są smokami. Solon jest alfą. A Xena jest zielarką.
-Czy Ta cała Xenia? Można jej ufać? Skąd wiesz, że mnie nie otruje?- przewróciłam oczami. Wyjęłam z kieszeni drewnianą łyżkę, która nosze przy sobie w razie gdybym musiała jeść poza stadem i wzięłam łyk rosołu z jego miski. Przyglądał mi się, jakby szukał jakichś skutków ubocznych, a gdy nic sie nie działo niepewnie zasiadł do jedzenia.
-Okey teraz ci ufam.
Wziął kilka łyżek do ust, gdy wtem Safira odsunęłam kotarę i podała drugą miskę, dla mnie. Rafale widząc ją wypluł to co miał w ustach rozbryzgując wszystko na ścianie.
-Wybacz Rafaelu, nie chciałam cię wystraszyć. -powiedziała spokojnym głosem.
-Ty..Ty mówisz?
-Oczywiście. Jak każdy ze smoków. Nie uczą was tego w akademii?
-Nie. Jak widać niewiele o was wiedzą.
-Widzisz? Jednak nie jesteśmy tacy straszni. Bo toje nerwy się uspokoiły.- Rafael spojrzał na nią nic nie rozumiejąc i zerknął na mnie niemo prosząc o wyjaśnienia.
-Safira jest Onyksem i ma dar wyczytywania emocji jak każdy Onyks.
-Onyksy nie powinny być niebieskołuskie?
-Tak. Ale w naszym stadzie jest kilka wyjątkowych smoków, w tym onyksów, które maja dodatkowe dary niż tylko wyczuwanie emocji przez co maja również inne łuski. Safira na przykład jest też ognioziejką.
-Ciekawe. Dlaczego mi to mówisz? Nie powinnaś ufać łowcy.
-Skoro Solon ci ufa. Ja także.
-Solon to ta alfa tak?
-Tak. I jednocześnie mój smok.- znowu plunął rosołem.
-Jesteś jeźdźcą alfy?!
-Yhhym.
-No nieźle...- i tym komentarzem zaczął wcinać resztę zupy, której nie zdążył jeszcze wypluć. A ja w duchu liczyłam, że jednak mogę mu zaufać i być może będzie pierwszym człowiekiem, z którym zaprzyjaźnię się.

Żyjąc w OgniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz