Rodział 20// Nadejdzie Wojna

69 5 0
                                    

Kiedy wróciliśmy do Smoczej Nory Rafael podbiegł do mnie i z niepokojem zaczął mnie wypytywać.
- Co się stało? Laiko mówił, że coś się pali. Chciałem tam z nim lecieć, ale powiedział mi, że Solon zakazał nam opuszczać Złotą Dolinę. Nic ci się nie stało? Jesteś cała?
- Rafael nie wszystko na raz.
- Tak się bałem.- przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Jego dłoń wplątała mi się we włosy. Twarz ukryłam w zagłębieniu jego szyi i zatraciłam się w jego zapachu. Pachniał lasem i czymś jakby metalicznym, ale uwielbiałam ten zapach. Nie wiem czy to możliwe, ale  chciałam w tym momencie zostać na wieczność. Niestety musiałam mu odpowiedzieć. Odsunął się ode mnie i spojrzał pytająco. Na samą myśl, że sanktuarium  mamy na polanie doszczętnie spłonęło, cisnęły mi się łzy. Przed tem byłam przerażona tym widokiem, teraz jestem smutna, ale i wściekła. Opowiedziałam wszystko nowemu jeźdźcy a ten słuchał. Reagował na każde moje słowo spinając się coraz bardziej. Kiedy skończyłam  kolejne pytania się zaczęły.
- Myślisz, że cię rozpoznał? A może tylko mu przypominasz swoją matkę? Może się nie domyślił. A co z ludźmi? Będą próbować? Pójdą za tobą?
- Rafael nie wiem tego. Nie wiem czy mnie rozpoznał, nie wiem czy ludzie spróbują przejść próbę. Jednak utrata zmysłów nie jest najlepszą opcją. A nie mają pojęcia, że mgła działa tak długo jak jest w płucach. Jeśli wyjdą spod jej wpływu i zaczną oddychać normalnym powietrzem to efekty znikają. Ale to wiemy tylko my. A jeśli chodzi o Lotaro. To mógł mnie rozpoznać. Mam to gdzieś. Jestem gotowa. Mogę z nim walczyć. Zniszczył jedyna rzecz, która przypominała mi kim jestem. Sam wywołał wojnę. Ale nie zaatakuje pierwsza. Poczekam na jego potknięcie i wtedy zaatakuje.

Na drugi dzień kiedy właśnie ćwiczyłam z byłym łowcą podszedł do mnie Solon z Xenią. Spojrzałam się na nich. Xenia miała na sobie moje siodło jeszcze niezapięte i dwa kosze w swoich potężnych łapach.
- Xenia chce pomóc przy odnowie łąki. Wszystko spłonęło, ale nasze rośliny rosną na pogorzeliskach. Posadzisz je razem z Xenia a Laiko i Rafael przypilnują by nikt was nie zaatakował. Twoja mama zasługuje by jej sanktuarium było piękniejsze niż na początku.
Ucieszyłam się na jego słowa podeszłam do Alfy i przytuliłam się do niego. Po czym podeszłam do Xenii zapiełam jej siodło i poczekałam aż Rafael przygotuje się do drogi. Kiedy wszystko było gotowe polecieliśmy na polanę i wzieliśmy się do pracy. Rafael pomagał nam sadzić smocze paszcze, Xenia poinstruowała go jak ma je sadzić by ziały ogniem. Na miejscu starej wierzby młody tęczowy onyks zorał ziemię pazurami i dzięki jej magii wyrosło tam nowe drzewo, o wiele większe i rozleglejsze od wierzby. Do tego zakwitało białymi kwiatami i przyciągało motyle. Widok był piękny. Na koniec naszej pracy smoczyca wzelciała w powietrze i rozsypała zawartość koszy. Na miejsce nasion na tych miast urosła cydrowa trawa. Jest to magiczny rodzaj trawy, ponieważ kiedy zawieje w nią wiatr wydaje z siebie melodię piękną i spokojną. Ustaliśmy na skraju łąki i przyglądaliśmy się sanktuarium. Teraz naprawdę przypominało to czym było. Wielki, piękny królewski nagrobek. I obiecałam sobie w tym momencie, że znajdę  szczątki lub chociażby najmniejszą pamiątkę po ojcu i umieszcze je tu by moi rodzice chociaż symbolicznie mogli spocząć razem na jednej mogile.
Wytarłam czoło, bo był to gorący poranek. Odwróciłam się w stronę wiatru, w stronę lasu i dojrzałam cień. A raczej wiele cieni. Podobnych do sylwetek ludzi. Wyjęłam z pod pasa sztylet i przyjęłam pozycję obronną. Rafael spojrzał na mnie i zobaczył to co ja. Wyjął Variona i przygotował się do walki. Ludzie zaczęli do nas podchodzić, ale ich twarze wyrażały bardziej niepokój niż wolę walki. Opusciłam sztylet, Rafael mocno zdziwiony również opuścił miecz. Po chwili niepewności podeszła do nas sędziwa kobieta o srebrzyste szarych włosach i twarzy mocno pooranej zmarszczkami. Miała szarą suknię i biało szary welon. Była chyba uczona bo odezwała się łaciną.
- Grata filiae dracones* (witaj córko smoków)
- Sapiens mulier salve* (witaj mądra kobieto) Co tu robicie?
-Jestem zakonnicą kochanie, a nie mądrą kobietą.- nie wiedziałam co to znaczy ale słuchałam jej dalej-  Tu zmarła nasza królowa. Zastanawiamy się co robią tu dwa smoki i ich jeźdźcy.
- Naprawiany szkody samozwańczego króla.
- Widzę, że jeźdźcy także nie uznają jego władzy.
- Owszem bo wiemy kto jest prawowitym władcą.
- Nikt z rodu Moroi nie żyje.
- Otóż tak się składa, że żyją. A raczej żyje. Sonea, córka Sofiji żyje. I my jeźdźcy wiemy gdzie jest.
Ludzie mocno zdziwili się moją wiadomością, a ja z uśmiechem kontynuowałam.
- Jestem córką zmarłej tu kobiety.
Zakonnica prawie krzyknęła z zaskoczenia.
- Jestem Sonea, córka Sofiji i Silasa.
O dziwo uwierzyli mi na słowo i chóralnie klękli przede mną.
- Proszę wstańcie. Nie przyszłam tu po pokłony ani o posłuszeństwo. Chciałam naprawić szkody jakie wyrządził wuj.
- Musisz z nim wygrać. Nie możesz się teraz chować. Słyszałem jak żołnierze  mówili, że Lotaro wie o tobie.- odezwał się pewien mężczyzna.- mówili że ta kobieta na czerwonym smoku przypominała mu jego siostrę i domyśla się, że jesteś jej córką. Chce cie znaleźć.
- Domyśliłam się dlatego potrzebujemy więcej jeźdźców. Z resztą Lotaro nie zaatakuje magicznego lasu. Boi się smoków.
- Właśnie. Jednym smokiem pokonałabyć całą armię a ty chowasz się po lasach! Dlaczego?
- Nie chcę być królową popiołów. Nie chce zabijać niewinnych ludzi. Chce tylko zniszczyć Lotaro chce uniknąć walki. Dlatego potrzebuje poparcia. Im więcej bedzie jeźdźców tym większe poparcie zdobede i pokonam Lotaro nie walcząc z nim a zmuszając go do oddania korony.
Wiem że w końcu nadejdzie ten dzień. Dzień kiedy bede musiała się z nim zmierzyć. Ale chce uniknąć wojny. Bo nie zamierzam topić wszystkiego na swojej drodze i niszczyć wszystko co mój ród budował latami.
- Zobaczysz. Czy tego chcesz czy nie. Lotaro się nie podda. Nadejdzie wojna.

Żyjąc w OgniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz