Część 26

5 0 0
                                    

David:

Nawet nie wiem, kiedy zasnąłem. Wiem jedynie, że ten, kto wszedł do sali i mnie wybudził z mojego płytkiego snu, to nie był Chuck. On by mnie tak nie obudził, zawsze chodził jak na palcach, bylebym go nie usłyszał. Otworzyłem powoli oczy. To, co zobaczyłem, w pozycji stojącej zwaliłoby mnie z nóg, a teraz co najmniej mnie zamurowało. Po chwili oddechu udało wydobyć mi się z siebie kilka słów.

- Przyszedłeś mnie dobić? - patrzyłem na mężczyznę z wyrzutem, ale przeraźliwie zimnym wzrokiem.

Jego tu nie powinno w ogóle być. Powinien dalej gnić w areszcie. Potwory siedzą w klatkach. Musiał powrócić i ponownie mnie chcieć zabrać do siebie? Musiał? Jestem na niego zły. Rozżalony. I on doskonale o tym powinien wiedzieć.

Wiliam:

Patrzyłem na niego chwilę w ciszy. Chciałem dotknąć jego opatrzonego policzka, ale zabrał twarz z dala od mojej ręki. Nie dziwię mu się. Te dłonie powinny go pieścić i zajmować się nim, a nie sprawiać ból i cierpienie.

- Przepraszam...- powiedziałem półszeptem- Wiem że moje słowa są teraz nic nie warte. Skrzywdziłem Cię, mojego anioła i mój skarb. Nie wiem czy kiedykolwiek sam sobie to wybaczę, ale jest coś o czym powinieneś wiedzieć. To nie do końca moja wina. Ja... jestem uzależniony... od wielu różnych środków. Przeciwbólowych, psychotropowych... narkotyków... Nawet teraz jestem na pigułach. Nie potrafię z tego wyjść. Tamtego wieczoru... przeholowałem. Dodatkowo to wszystko wiąże się z alkoholizmem. Ja powoli nie ogarniam sam siebie - patrzyłem na niego cały czas i coraz bardziej bolała mnie ta spowiedź. Chwyciłem lekko jego dłoń, ale zaraz ją ode mnie zabrał. Brzydził się mojego dotyku.

- David, proszę wybacz mi. Jesteś mi potrzebny. Nie bez znaczenia nazywam się moim skarbem, bo ty jako jedyny widziałeś we mnie człowieka. Proszę, Ty jedyny jesteś w stanie mi pomóc. Ty jedyny chciałeś mi pomóc... Nie liczyły się dla Ciebie moje pieniądze, a moja osoba. Liczyłem się jako człowiek. Proszę, pomóż mi się wyrwać z tej sieci szaleństwa. Ja... zrobię wszystko abyś do mnie wrócił. Bez Ciebie... wkrótce może być dla mnie za późno...- czułem jak łzy cisną mi się do oczu. Nie pamiętam kiedy ostatni raz płakałem. Jednego byłem pewien. Jeśli David do mnie nie wróci, jeśli odrzuci moją miłość do niego, to może być naprawdę mój koniec.

- Kocham Cię, słyszysz? Naprawdę Cię kocham, jak nikogo innego wcześniej. Jesteś moim darem od nieba. Więc jeśli najwyższy chce, abym się podniósł z tego bagna za sprawą takiego anioła jak Ty, to proszę, daj mi jeszcze szansę. Jedną jedyną szansę, a pokażę Ci że jest we mnie człowiek którego pokochałeś- mój głos był załamany, ale starałem się mówić jak najbardziej wyraźnie, aby dobrze zrozumiał co do niego mówię i co do niego czuję.

David:

- Na co mi te wszystkie czułe i miłe słówka. Założyłbym się,że po kilku dniach byś o wszystkim zapomniał i dalej traktował mnie jak własną zabawkę. Nie rozumiesz,że ja tobie już nigdy więcej nie zaufam? - odwróciłem od niego wzrok, nie chciałem na niego nawet patrzeć - Zawiodłeś mnie. Bałem się ciebie, ale łudziłem się, że to tylko chwilowy stres. Że ty taki nie jesteś. Nadal próbowałem Cię kochać, próbowałem to jakoś utrzymać, jak normalny związek. Ale na co moje starania, jak Ty nadal tkwiłeś w kółku wzajemnej adoracji, sądząc, że Hrabii Williamowi Taitned należą się wszystkie dobra tego świata, a tego, co go kocha,może wykorzystać, a jak zacznie szwankować, buntować się, jak zabawka nieużywana zgodnie z instrukcją, to można go doszczętnie zepsuć i przestać się nim przejmować. Nie mogę Ci dać kolejnej szansy, bo ta historia zatoczy koło i znowu tu skończę. Albo gorzej. Przestaniesz mnie może wypuszczać z domu, bym spełniał wszystkie twoje chore zachcianki i cieszył oko jak kolorowa rybka akwariowa? Hmm? Co to da, że wrócę do tego wielkiego, chłodnego domu, skoro i tak nie będę w stanie Ciebie odciągnąć od tych wszystkich nałogów? William, którego kochałem, najwyraźniej nigdy nie istniał, może tylko jego widmo, które się pojawiało po odpowiedniej ilości antydepresantów i seksu. Ten taki miły, z lekka zboczony Will, który mnie przygarnął, podwoził do pracy i chciał się opiekować, nie istniał naprawdę. Teraz mażesz się przy mnie jak dziecko, bo znowu chcesz odzyskać swoją drogą zabawkę, by nią następnego rzucać po ścianach i zepsuć ponownie. Nie mam nawet ochoty do Ciebie wracać, bo to nic nie da. Znowu wpakuję się tylko w tę niekończącą się pętle strachu i chwil rozluźnienia, kiedy nie zaciągasz mnie do łóżka, ani nie sprawiasz, że mam ochotę się gdzieś schować, wypłakać i nie wychodzić. Jesteś okropny. Dwulicowy. Nie umiesz siebie już kontrolować. Teraz mnie błagasz o wybaczenie i powrót. Ciekawe, co Ty byś zrobił, gdyby ktoś doprowadził Cię do wstrząsu mózgu i skończyłbyś w szpitalu? A,czekaj, wiem. Urządziłbyś go tak samo. Popadłeś w te wszystkie nałogi, z których najciężej się wychodzi. Ja nie chcę tego hrabii Taitned, tylko tego miłego Williama, który swoim charakterem sprawił ,że ten czas, który spędziłem podczas naszych podróży samochodem, był jednych z przyjemniejszych w moim życiu. - wziąłem urywany wdech.

Tam, gdzie nie sięgają kamery...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz