Część 22

10 1 0
                                    

David:

Potarłem sprawną ręką ten policzek z lekkim niedowierzaniem, odprowadzając go zaskoczonym wzrokiem. Tego się naprawdę nie spodziewałem... Co to w ogóle za dziwny gest. Otrząsnąłem się, przynajmniej zaraz wróci. Tak, to najważniejsze...

I nagle ktoś wpadł do pokoju i doskoczył do mojego łóżka. Och, to Karolina. Chwyciła mnie za policzki z zatroskanym wyrazem twarzy.

- No i co ci ten gwiazdobuc zrobił... - wydęła swoje policzki również - Też go tak załatwię. Ledwo wyjdzie z kicia, niech się szykuje na stado wściekłych koszykarek z ciężkimi piłkami lekarskimi!-

Zaśmiałem się i poczochrałem ją po głowie. Puściła moją twarz (dzięki bogu).

- Nie musisz się na nim mścić w tak okrutny sposób... - westchnąłem - Nie mieszaj w to dziewczyn w ogóle. Jasne? Dla waszego dobra-

Zmarszczyła brwi. To jednak jest prosta dziewczyna. Żyje zasadą, że oko za oko, a ząb za ząb, i trzyma się lepiej ode mnie.

- Zrozum. On zrobił z Ciebie mielone, a ja mam to zostawić tak bez niczego, żadnego odwetu? Przecież czym taka ciapka jak ty mogła mu zawinić? - usiadła obok mnie, poprawiając swój sportowy t-shirt. Widać (i czuć) było, że jest świeżo po treningu...

Chuck:

Poszedłem do lekarzy, mówiąc że mój klient się obudził i czuje się już trochę lepiej. Dopytywałem się ile musi zostać w szpitalu i kiedy będę mógł go zabrać na hospitalizację do domu. Wspomniałem również o meczu za kilka dni, i czy gdyby musiał zostać dłużej w szpitalu, czy mógłby chociaż na te dwie godziny dostać przepustkę, bo to dla niego bardzo ważne.

Lekarze mówili wszystko to, co chciałem usłyszeć. Widzieli moją kompetencję i znajomość wielu medycznych zagadnień. Wiedzieli że nie mają do czynienia z byle kim.

Poszedłem do automatu z kawą, wziąłem jedno espresso i wróciłem do Davida. Mogłem się spodziewać że jego przyjaciółka w końcu tutaj dotrze.

- O, witaj- podszedłem do dziewczyny- Miło mi Cię poznać, jestem Chuck Whitford, manager Davida... i niestety Wiliama- podałem jej rękę, a ona wyciągnęła ku mnie swoją. Trzeba było przyznać że uścisk miała iście męski.

- David, jak chcesz to ja mogę wrócić później. Nie chcę Wam przeszkadzać- powiedziałem z uśmiechem.

Najchętniej bym poprosił ją aby została z nim jakiś czas. Padam z nóg i jestem od niemal dwóch dni w tych samych ubraniach. Przydałaby mi się porządna kąpiel i kilka dobrych godzin snu, nie mówiąc już o porządnym posiłku. Ale trzymałem się na nogach i trzymałbym się jeszcze drugie tyle gdyby trzeba było. Jego zdrowie i komfort był dla mnie ważniejszy niż ja i moje potrzeby.

Karolina:

Miły ten menadżer i w ogóle. Ale... ile on tu już z nim siedzi? Dwa dni? Widać po nim, że jest umęczony. Musi mu strasznie zależeć na tej białowłosej kupce nieszczęścia.

- Chryste panie, wyglądasz jak trupek - podparłam ręce na biodrach - Panie Whitford, muszę pana natychmiast wydelegować do domu na odpoczynek, zrozumiano? Obejmę wartę nad tym biedakiem, bo i Ty za chwilę zajdziesz się na kozetce obok niego - mimo wszystko się uśmiechnęłam na myśl skakania wkoło dwóch dorosłych mężczyzn, przynoszenia im wody i innych takich. Normalnie, jakbym miała chorego męża.

- Rozumiemy się? Serce się kraja, jak się widzi was obydwu takich wyczerpanych-

David:

Prawdę mówiąc, dopiero teraz zauważyłem, jak bardzo Chuck się zaniedbał i jak okropnie wyglądał. Zrobiło mi się głupio, bo chciałem go jeszcze trochę tutaj przetrzymać. Najlepiej jak najdłużej, bo czułem się bezpieczny. Ale skoro Karolina przyszła go zastąpić, to ja nie mam nic do gadania. Cholernie samolubne to było z mojej strony.

Tam, gdzie nie sięgają kamery...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz