Część 27

31 2 6
                                    

David:

- Każ jej zadzwonić do mnie, jak stawisz się u niej na miejscu - położyłem się z powrotem i odetchnąłem głęboko.

Kiedy opuścił pokój, miałem serdecznie dość. Jestem za słaby. Nie umiem mu odmówić. Teraz muszę bardzo ładnie to wszystko ugadać z Karoliną. Żeby nie było, że ja coś sobie wymyślę, a ona swoje...

Czekałem, gapiąc się w ekran i licząc minuty. Ile mu to zajmie? Musi zadzwonić. Bo Karolina jest w stanie go spacyfikować na wejściu. Dosłownie. Mogłem mu powiedzieć, że ma zadzwonić zanim wejdzie. Boję się. Cholera jasna. Nie zasnę.

Wiliam:

Pojechałem do domu, spakowałem tylko to co potrzebne na tydzień, zabrałem dokumenty i wszystkie inne potrzebne mi rzeczy i wróciłem do auta. Pojechałem do domu w którym wcześniej mieszkał David. Po drodze zastanawiałem się czy dobrze robię. Miałem wiele różnych myśli, nawet tych najgorszych, ale zależało mi na tym chłopaku i nie chciałem, nie mogłem go zawieść.

Gdy byłem już na miejscu, spojrzałem na okno w jego mieszkaniu. Światła były zgaszone. Może ta cała Karolina jednak już śpi i nie martwi się o Davida tak jak mu się wydawało? Łyknąłem niemal garść tabletek uspokajających i przeciwbólowych i wszedłem do kamienicy. Gdy byłem już przed drzwiami zadzwoniłem do Davida. Miałem nadzieję że jeszcze nie spał.

- No cześć skarbie. Jestem przed Waszym mieszkaniem. Jeszcze nie pukałem do drzwi, bo szczerze mówiąc mam cykora. Jednak Twoja przyjaciółka mi groziła ostatnim razem, więc chyba mam prawo się bać, co nie?- zaśmiałem się, mimo że to wcale nie było śmieszne, a prawdziwe.

David:

- Uhm... Zadzwoń lepiej ukrytym za ruchomą deseczką dzwonkiem, nie pukaj, bo Daisy przylatuje na pukanie tych, którzy są nowi i nie wiedzą o dzwonku - ziewnąłem do słuchawki - Za chwilę zjawi się Karo, dasz jej słuchawkę i wszystko będzie cacy - poprawiłem sobie pod głową poduszkę - I nie bój się psa i tak nie gryzie - westchnąłem - Nie rozłączaj się, dobrze?-

Karolina:

Z mojej nocnej zadumy wyrwał mnie dźwięk dzwonka. Był przecież ukryty, a o tej godzinie nikt raczej nie przychodzi. Czyżby David?

Podeszłam do drzwi i spojrzałam przez judasza. Widok mnie nie zachwycił. Otworzyłam drzwi z grobową miną.

- Już wylazłeś z kicia? - mruknęłam, lustrując faceta wzrokiem. Powiedział, że wysłał go tutaj David. Czyli już u niego był? Podał mi swój telefon, już był połączony.

- David, co to ma być za przedstawienie? - nie ukrywałam specjalnie poirytowania - Że on ma tutaj mieszkać? Ma przecież wielki dom! - chodziłam w tę i wew tę po korytarzu - Co? Mam nie mówić? Jak chcesz. Ale jeśli ten twój ukochany od siedmiu boleści spróbuje chociażby na mnie podnieść głos, to oberwie tam, gdzie najbardziej boli - zmroziłam Williama wzrokiem i zaprosiłam go machnięciem ręki do środka, po czym odciągnęłam doskakującą do niego Daisy. Pożegnałam się z Davidem, życząc mu dobrej nocy i szybkiego powrotu do zdrowia. Ale mam teraz tego oto tu pana na karku. Czy to kara boska?

- Dobra, panie gwiazdo. To jest mój dom i moje zasady - oddałam mu telefon i podparłam się rękoma pod boki - Więc tylko ja mam prawo się rządzić i rozdzielać obowiązki. Nie masz prawa myśleć, że posiedzisz tu i poleniuchujesz jak jakiś pasożyt. Jako, że na czas określony stajesz się domownikiem, to musisz co nie co wokoło siebie porobić. A teraz idziemy spać. David zawsze spał na sofie, a ja na wersalce w pokoju obok, więc zajmiesz jego miejsce. I nie zdziw się, jeśli sunia przyjdzie do ciebie w nocy się przytulić. Masz zakaz podnoszenia na nią ręki, bo wyrwę Ci tę rękę ze stawu. Resztę obgadamy rano -zakluczyłam drzwi od mieszkania i zaprowadziłam go do salonu.

Tam, gdzie nie sięgają kamery...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz