Dzyń-dzyń... Dzyń-dzyń...
Otworzyłam oczy. Nie byłam pewna czy to co się stało działo się naprawdę.
Dzyń-dzyń... Dzyń-dzyń...
Musiałam poprowadzić trening i zająć się klasztorem. Wstałam więc dość szybko. Ubrałam się, związałam włosy i wyszłam na plac. Zane'a jeszcze nie było.
Gdy zauważyłam, że nadchodzi wiedziałam, że muszę dać z siebie wszystko.
- Witaj An. – Przywitał się ze mną, kłaniając się delikatnie. Jak nakazuje etykieta w klasztorze.
Kiwnęłam mu tylko głową.
Zaczęliśmy rozgrzewkę. Poprowadziłam ją w miarę sprawnie. Zrobiliśmy ćwiczenia rozciągające i poprawiające koncentrację. Trwała trochę mniej niż piętnaście minut. Tuż po porannej rozgrzewce udaliśmy się do pawilonu jadalnego i przygotowywaliśmy posiłek.
Naleśniki. Przynajmniej taki był plan. Jednak podczas przygotowania składników oberwałam mąką. Niby przypadkiem. Zane chwycił torebkę z mąką, która była otwarta a on myślał, że nie była jeszcze używana więc chciał mi ją rzucić. Nie tylko ja, ale i także cała podłoga w kuchni była w mące. Na szczęście Zane też się pobrudził. Zaczęliśmy się do siebie uśmiechać. Staraliśmy się jednak zachować spokój, przynajmniej ja. W końcu miałam pełnić rolę Wu, a on by się nie zaśmiał. Tak więc kazałam Zane'owi to posprzątać. Strzepałam mąkę z siebie i wyszłam na chwilę z kuchni. Wzięłam z pomieszczenia gospodarczego szufelkę i dwie zmiotki. Oboje zabraliśmy się do pracy. Choć trzeba przyznać nie było łatwo zmieść mąkę. Osiągnęliśmy jednak sukces. Udało nam się w miarę szybko ogarnąć bałagan i do tego zrobiliśmy obiecane sobie naleśniki.
W spokoju siedzieliśmy przy stole w jadalni i powoli jedliśmy śniadanie. Miałam plan by tego dnia na chwilkę się wyrwać i spróbować znów spotkać się z Lloydem. Miałam nadzieje, że Zane przez jakiś czas zajmie się sobą. Z tego co wiedziałam od Wu i jego samego to lubi ćwiczyć w samotności więc nie powinien to być problem. Zastanawiało mnie czy nie wydarzy się nic złego pod moją nieobecność, miałam nadzieję, że kościotrupy dadzą sobie na chwilę spokój.
- Zane. – Przemówiłam spokojnym tonem. – Po porannym, wspólnym treningu opuszczę na chwilę teren klasztoru. – Poinformowałam go i mówiłam dalej. – Podczas mojej nieobecności będziesz miał do dyspozycji plac treningowy, więc zajmiesz się sobą.
- Tak jest An. – Powiedział z powagą i skinął mi głową.
Poczułam, że Zane darzy mnie szacunkiem. Tak jak powinien, wcześniej nie zdawałam sobie z tego sprawy, ponieważ nie przejmowaliśmy się różnicą stopnia w dojo między nami, oboje byliśmy traktowani prawie na równi przez senseia, teraz jednak dało się odczuć to, kto tak naprawdę jest wyższy stopniem. Sądzę, że Wu byłby dumny.
Byliśmy gotowi. Trening zaczął się spokojnie, ćwiczyliśmy celność. Rzucaliśmy do celu. Później podwyższyłam poprzeczkę i cel był ruchomy. Jednak nie sprawiło to nam większego problemu. Nasze ruchy były zwinne i precyzyjne. Pod koniec postanowiłam zaproponować małe starcie. Zane'owi bardzo spodobał się mój pomysł. Trzy mini konkurencje. Przy każdej z nich była świetna zabawa a do tego sprawdzaliśmy swoje umiejętności. Zakończyliśmy tą potyczkę zasłużonym remisem i chwilą wytchnienia.
Pobiegłam do swojego pokoju. Wzięłam szybki prysznic by się odświeżyć i ubrałam się w ciuchy wyjściowe. Jasne dżinsy i białą, delikatną koszulę z drobnym, szarym, kwiecistym wzorem. Włosy miałam upięte w koński ogon. Wzięłam z szafy małą torebkę i przerzuciłam ją przez ramię. Gdy przechodziłam przez pawilon główny napotkałam jeszcze Zane'a. On także był po kąpieli. Miał na sobie szare dresy i bezrękawnik. Na ramieniu miał przewieszony biały ręcznik. A jego włosy były w lekkim nieładzie. Widać było na nich jeszcze krople wody. Gdy weszłam do pawilonu wykonał delikatny ukłon.
CZYTASZ
Dla Ciebie Ninja
PertualanganZastanawiacie się dlaczego moja historia jest tak wyjątkowa, że wam ją opowiadam? Co prawda są w niej momenty akcji, walki oraz wiele zagmatwanych spraw, ale ona mówi głównie o miłości, przyjaźni a także o rodzinie. Czyli o tym co większość książek...