W momencie, w którym Sayuri spotkała Tagiri, wiedziała, że znienawidzi tę wampirzycę. Tagiri wyglądała niewinnie i uroczo. Była drobna, miała bardzo długie włosy w kolorze morskim i w takim samym odcieniu oczy. W spódniczce z falbankami i prostej koszuli wydawała się zagubioną dziewczynką. Zero miał ją zaprowadzić do Księżycowego Akademika, a Sayu uparła się, by mu towarzyszyć. Przez całą drogę cała trójka milczała. Sayuri nie odzywała się, bo nie miała pojęcia ile może powiedzieć przy nowej. Zero z kolei był nadal wściekły na Sayuri i postanowił z nią nie rozmawiać. Tagiri przyglądała się bez zainteresowania otoczeniu, w którym się znalazła. Szła dumnym krokiem przed siebie, z głową uniesioną wysoko. Sayuri już jej nienawidziła. Za to, że wampirzyca traktowała ją tak wyniośle. I Zero. Byli od niej gorsi, zwykła śmiertelniczka i łowca-wampir. Byli niczym. Ale Zero zabił czysto krwistego rok wcześniej. I był kandydatem na Przewodniczącego Związku Łowców. Z nim Tagiri musiała się liczyć. Problem polegał na tym, że to Sayuri była w tym trio nikim. Ot, mała, wścibska, ludzka istotka. Ale z drugiej strony nie była "tylko" człowiekiem. Z jakichś przyczyn ktoś pragnął jej śmierci. Ale jak na razie nie musiała się tym przejmować. Miała całodobową ochronę.
-Księżycowy Akademik-oznajmił zimno Zero, gdy stanęli pod bramą rzeczonego miejsca. Sayu spojrzała na Tagiri. Wampirzyca wpatrywała się z jakimś dziwnym błyskiem w oku w Kaname, który wyszedł by ją powitać. Z kolei wampir wyglądał na całkowicie nieporuszonego, ale Sayuri nie była tym zdziwiona. Kuran zawsze wyglądał tak, jakby nic go nie ruszało. Sayuri w pewnym sensie się go bała. Tego lodowatego spokoju. Dla niej to było nienaturalne, by ktoś tak się zachowywał. Choć jeśli miała być szczera... dopóki nie trafiła do Akademii Cross zachowywała się podobnie. Jakby nic ją nie ruszało. Ale ona przy tym pyskowała komu się da, a Kaname zachowywał dystans i był grzeczny aż do bólu.
-Dziękuję Prefekcie-wampir zwrócił się do Zero, a ją obdarzył przelotnym spojrzeniem.-Możesz już wracać. I odstaw pannę Kawaii do dormitorium-dodał i machnął ręką na Tagiri, która w międzyczasie skinęła mu głową. Sayuri zastanawiała się, czy Tagiri jest czystej krwi. Sądząc z jej zachowania, to tak. Kaname odwrócił się od nich i zniknął za bramą wraz z Tagiri. Sayuri przez moment wpatrywała się w jego plecy, a potem sama odeszła. Zorientowała się, że Zero już był spory kawałek przed nią. Musiała go dogonić.
-Zero!!! Zaczekaj!-krzyknęła zdyszana. Dogoniła łowcę i złapała za rękaw marynarki, zmuszając go tym samym do zatrzymania się.-Kurcze... mogłeś poczekać...-wysapała.
-Mogłaś nie wzdychać na widok Kurana-odparł zrzędliwie.
-Ja nie wzdycham, Kiryuu-warknęła.
-Jak sobie tam chcesz-wzruszył ramionami.-Puść mnie z łaski swojej-Sayuri z rezygnacją potrząsnęła głową.
-Jesteś irytujący, Zero-kun, ale mimo wszystko... świat byłby bez ciebie uboższy-zachichotała, widząc minę Prefekta. Wyminęła go bez słowa, by po chwili rzucić przez ramię:-Idziesz? Czy wzdychasz?-zaśmiała się na głos, a Zero z morderczym wyrazem twarzy zrównał z nią krok. Sayuri w rewelacyjnym humorze wróciła do Dziennego Akademika. Z uśmiechem na ustach rozwaliła się na swoim łóżku. Kimiko próbowała dociec, skąd wziął jej się ten świetny humor, ale nic nie wskórała. Sama szykowała się na randkę z Aidou wieczorem. Sayuri zastanawiała się jak będzie przebiegać to spotkanie i czy Kaname o nim wiem. Zakładała, że nie.*** Zbudził ją huk. Sayuri jak oparzona zerwała się z łóżka. Po ciemku wymacała lampkę nocną i zaświeciła ją. Zorientowała się, że jest w pokoju sama i że z półki spadła książka. Wstała i podniosła ją. Z zaskoczeniem zauważyła, że to zeszyt z rysunkami Kimiko. Otworzyła go i podeszła do światła. Obejrzała rysunki, bardzo realistyczne, przedstawiające w dużej mierze Hanabusę. Lub ją, Sayuri. Z zaskoczeniem dostrzegła parę komentarzy. Najwyraźniej to było coś w rodzaju pamiętnika, więc Sayu odłożyła go na półkę. A potem obejrzała się. Ze ściany spływała krew. Krzyk zamarł jej na ustach, gdy krew zalała cała podłogę. Sayuri wybiegła z pokoju i pognała prosto przed siebie, zapominając zupełnie, że ma na sobie jedyni spodnie od dresu i czarny top, służące jej za pidżamę. Zbiegła po schodach i wypadła na zewnątrz. Zamarła, widząc jak przy fontannie jakiś wampir pochyla się nad jakąś brunetką. Z opóźnieniem poznała Aidou i Kimiko. Tym razem wrzasnęła na całe gardło. I...
Usiadła. Była w swoim pokoju. Kimiko spała, a po ścianie nie ściekała krew. Oddychała głęboko. Opadła z powrotem na poduszkę. Sen... znów sen... Tym razem bardziej realistyczny niż zazwyczaj. Była tym przerażona. Co rusz miała koszmary. Od kiedy po raz pierwszy śniła o tamtym miejscu... o tym jak była mała... Zamknęła oczy, przypominając sobie korytarz i spadanie podczas snu. I JEGO. O nim śniła, jego pamiętała. Kim był? Nie wiedziała. Ciemne włosy, okrutny uśmiech... Zapadła w głęboki sen. Nie sądziła, że znów go spotka... Ale spotkała, choć wcale nie chciała. Pojawił się znikąd. Miał na sobie jedynie czarne spodnie. Był umięśniony i opalony na złoty kolor. Ciemno granatowe włosy opadały mu na twarz. Na ustach czaił się uśmiech wyższości. Znajdowali się na skraju skarpy. Klifu. Morze szalało, ale jednocześnie świeciło słońce, choć w oddali były ciemne chmury.
-Dlaczego znów jesteś w moim śnie?-zapytała.
-Znów mnie wezwałaś, hime-odparł po prostu.
-Nie wezwałam cię! Odejdź!-krzyknęła. Bała się, a przez strach, słońce powoli znikało, zastąpione ciemnością.
-Wezwałaś. Gdyby tak nie było, nie pojawiłbym się.
-Nie masz ochoty na kolejną bitwę? Nieważne... Kim jesteś i czego ode mnie chcesz?
-Kim jestem? Demonem, ale pewnie już się domyśliłaś...-powiedział z kpiącym uśmiechem.-Zastanawiam się, co też sądzi o tym Kuran... Ten głupi wampir wtrąca się w coś co może kosztować go życie...-powiedział niezadowolony.
-Kaname... Czego od niego chcesz?
-By dał ci spokój. I ten mały łowca wampir również. Należysz do mnie-oznajmił zaborczo. Sayuri cofnęła się. Była nad urwiskiem. W dole szalały spienione fale. Co jej zależało? To w końcu tylko sen. Nie utonie, ani nie umrze. Odwróciła się plecami do demona i skoczyła. uderzyła w wodę, poczuła przeraźliwy chłód. Nie mogła wypłynąć. Czemu do cholery się nie obudziła? Powinna się obudzić! Nie mogła również wypłynąć na powierzchnię, a zaczynało brakować jej tlenu. Po chwili napiła się lodowatej wody, a płuca zapiekły ją żywym ogniem. Ciemność... otaczała ją ze wszystkich stron... i przeraźliwe zimno... Ciemność i chłód... A potem nie było nic.*** -Obudź się... obudź się...-te słowa coś znaczyły. Nie wiedziała co, ale...-Sayuri otwórz oczy... nie śpij już...-usłyszała miękki, kobiecy głos. Nie był to głos Kahori, ale kogoś innego. Wydawało jej się, że już go gdzieś słyszała. I wtedy dostrzegła białe jak śnieg włosy. I ukrytą pod nimi twarz. I uśmiech. Ciepły i przyjazny.-Sayuri, nie czas spać! Musisz się obudzić! Nie chcesz iść dalej... To nie twoja kolej-powiedziała. Kobieta pomachała jej na pożegnanie.
-Obudź się!-ten głos był bardziej natarczywy i należał do mężczyzny. Ale ona nie chciała wstawać. Chciała zapytać kim była ta kobieta.-Kawaii, pożałujesz jeżeli natychmiast nie otworzysz tych cholernych oczu!
-Zamknij się, Zero-burknęła Sayuri.-Wrzeszczysz mi wprost do ucha...-dodała na swoje usprawiedliwienie. Chłopak odetchnął głęboko.
-Dobrze, łowco-pochwaliła go Kahori. Sayuri natychmiast usiadła i rozejrzała się dookoła. Zero siedział obok niej i trzymał ją za ramiona, by czasem się nie przewróciła, Kahori stała za nim, a Hanabusa pod drzwiami.
-Ojć... Chyba was obudziła...
-Nie "ojć", mała. Znów miałaś sen i się nie obudziłaś! Cholera! Kawaii! Co ty sobie myślisz?!
-Gomen, ale ja... chciałam się obudzić, ale nie mogłam!-wyjaśniła.
-Taak... wiem... dobrze, że jednak żyjesz...-powiedziała demonica. Sayuri nie skomentowała tego słowem.
-Co z nią zrobimy?-zapytał Aidou.
-My? Odmelduj się Kuranowi, pieseczku-warknęła Kahori.
-Kahori! On tu zostaje!-zaprotestowała Sayuri.-Jest moim ochroniarzem!
-Jak sobie życzysz...-mruknęła ze złością demonica.
-Zero?-zapytała Sayu.-Skąd się tu wziąłeś?
-Przeczucie...-wzruszył ramionami.
-Soka... Przykro mi, że sprawiam tyle problemów... Kahori, czy jest jakiś sposób, bym przestała mieć te sny?
-Pieseczek może cię usypiać, ale to nie daje nam żadnej gwarancji na... Toteż sporządziłam pewien wywar.-Sayuri dostrzegła błysk zaniepokojenia w oczach Zero i Aidou.
-Pomoże?
-Z pewnością. Problem polega na tym, że uzależnia. Jeśli będziesz go za często, albo za dużo pić, to po pewnym czasie nie będziesz mogła bez niego normalnie funkcjonować i nawet na jawie będziesz miała halucynacje. Dlatego daję ci tylko tyle. Do czasu, aż znajdę coś innego-podała jej małą fiolkę.-Nie pij na raz wszystkiego! Tylko kilka kropel!-dodała surowym tonem.-Hej! Piesku Kurana!-Aidou skrzywił się.-Przypilnuj by za dużo nie wypiła, bo zaśnie na następne stulecie!-demonica wyszła, zamykając za sobą drzwi.
-Kimiko!-nagle przypomniała sobie Sayu.
-Śpi. Do rana się nie obudzi-powiedział Aidou.
-Och... to dobrze... chyba...
-A teraz napij się tego... specyfiku i śpij-powiedział Zero.
-A wy?-zapytała Sayu.
-Ja tu zostaję-oznajmił Aidou.
-Nie zostawię cię w pokoju z wampirem-wtrącił się Zero. Dziewczyna westchnęła. Odkręciła małą zakrętkę i zgodnie z poleceniem wypiła tylko kilka kropel. Po chwili poczuła się zrelaksowana. Położyła się i gapiła na sufit.
-Chyba działa...-powiedział zamyślony Hanabusa. Sayuri nie miała ochoty odpowiadać.
-Śpij dobrze, Sayu-chan-powiedział Zero. Sayuri zamknęła oczy, nie fatygując się, by odpowiedzieć. Zasnęła spokojnym, kamiennym snem, bez wizji.*** Ranek powitał ją swoim blaskiem. Zero i Aidou zniknęli, a Kimiko o niczym nie wiedziała. Sayuri czuła się znakomicie. Była wypoczęta i w końcu nikt w snach nie złożył jej wizyty. Na lekcjach uważała, co rzadko się zdarzało ostatnio. Aż do wieczora, do wymiany klas, była radosna i ożywiona. Przypisywała ten stan magicznemu specyfikowi Kahori. Wyjątkowo poszła zobaczyć wymianę klas. Obserwowała przede wszystkim Yuuki. Nie wiedzieć czemu, chciała zobaczyć właśnie ją. Ale wampirzyca miała ją gdzieś. Tak samo jak resztą Dziennej Klasy. Majestatycznym krokiem szła obok Kaname. Z kolei wampir wydawał się dziwnie nieobecny. Bardziej niż zazwyczaj. Gdzieś z tyłu za nimi szła Tagiri. Z wrednym uśmiechem wpatrywała się w Dzienną Klasę. Ona zachowywała się tak, jakby to do niej należał cały świat. Była sto razy gorsza od Yuuki. Sayuri nie miała ochoty dalej patrzeć na to przedstawienie. Odeszła, nim ktokolwiek ją dostrzegł. Usiadła w środku parku pod drzewem i rozmyślała. O snach, wizjach i o NIM. O demonie, który nie dawał jej spokoju.
-Czemu siedzisz tu sama?-zapytał jakiś chłopak. Był w rozpiętej koszuli, a ciemne oczy wpatrywały się w Sayuri z jakimś dziwnym błyskiem. Dziewczyna odniosła wrażenie, że już go spotkała.
-Mam taki kaprys.
-Taka śliczna, a taka pyskata...-powiedział, pochylając się nad nią. Sayuri cofnęła się, ale za nią było drzewo. Przełknęła ślinę.-Czemu się mnie boisz? Przecież nic ci nie zrobię...-uśmiechnął się czarująco. Sayuri czuła... dziwne, magnetyczne przyciąganie, które kazało jej zbliżyć się do chłopaka. Zrobiła to wbrew sobie. Wbrew zdrowemu rozsądkowi. Popatrzyła na jego usta... I wpadła. Nie mogła się ruszyć. Czułą dziwne otępienie. Chciała zaprotestować, ale nie mogła. Czuła się, jakby była związana.
-Wąż hipnotyzuje swoją ofiarę, zanim się na nią rzuci. Czeka, obserwuje-usłyszała spokojny głos Kaname. Nie mogła na niego spojrzeć, choć bardzo chciała. Nie mogła się uwolnić spod władzy chłopaka o pionowych źrenicach.-A potem atakuje... Nie ładnie, Isei-powiedział. Sayuri wyczuła wściekłość wampira.-Uwolni ją-zażądał.
-Chcesz zostać uwolniona?-zapytał ją Isei. Sayuri chciała powiedzieć tak, ale jej usta powiedziały nie.
-Sayuri, czy chcesz się uwolnić?-zapytał Kaname.
-Iie...-powiedziała, gdy jednocześnie myślała "hai". Tak, chciała. Ale nie mogła. Była całkowicie zdana na łaskę Isei.
-Odejdź Kuran. Ona nie chce byś się nią przejmował... Odejdź i nie wracaj... Sayuri, ma odejść?-zawrócił się do bezwolnej dziewczyny.
-Ka... na...me...-jęknęła z rozpaczą. Nie mogła i nie potrafiła się uwolnić, a wampir mógł to zrobić.
-Spójrz na mnie-polecił jej.
-Nie rób tego-odezwał się jednocześnie Isei.
-Walcz z nim. Chyba nie chcesz, by ktokolwiek podejmował za ciebie jakiekolwiek decyzje? Walcz z nim-powtórzył.
-Nie opieraj mi się. Chodź ze mną. Pokarzę ci świat bez bólu. Bez wampirów. Gdzie jest tylko radość i rozkosz...-Sayuri siedziała w tym samym miejscu i starała się jak mogła by uciec spod władzy demona.
-Czym... według...ciebie... jest... radość...?-zapytała Isei, ku jego ogromnemu zdziwieniu.
-To rozkosz w najczystszej postaci-odparł zbity z tropu.
-Więc się... mylisz...-powiedziała z największym trudem.-To... nie... jest... tak...
-A jak, Sayuri-chan? Co da ci ten wampir, czego ja ci nie dam?-zapytał demon.
-Odejdź-warknęła, wyrwawszy się spod jego władzy. Isei zamrugał gwałtownie. Uwolniła się, gdy on się zirytował na jej słowa i silną wolę.-Zostaw mnie i Akademię w spokoju. Wynoś się i nie wracaj-wstała, choć musiała się podpierać o drzewo.-Jak ci się wydaje, że możesz ty lub ktokolwiek inny mnie kontrolować, to...-zachwiała się. Odetchnęła głęboko.
-To co Kawaii-chan?-zapytał Isei bardzo spokojnie. Sayuri nie zerknęła na niego, tylko gapiła się na noski swoich butów.
-Wyniesiesz się stąd?-zapytała.
-Niby dlaczego? Podoba mi się tutaj. I tobie też moje towarzystwo odpowiadało...
-Hm... może... ale już mi nie odpowiada... może należałoby wynieść się stąd, nim odzyskam całkowitą kontrolę nad swoim ciałem, co? To nierozsądne denerwować...-Isei walną pięścią w drzewo, a potem powoli cofnął rękę, a w miejscu, w które uderzył, zostało wgłębienie.-Fajnie...-mruknęła.-Może przestaniesz się popisywać i zrobisz coś pożytecznego dla społeczeństwa, biorąc swoją demoniczną dupę w troki i wynosząc się stąd?-zapytała uprzejmie. Usłyszała chichot Kaname. Sama uśmiechnęła się do siebie. Nie popełni tego samego błędu i nie spojrzy na tego Oni.
-Może cię jednak nie doceniłem... To prawda, że dzieci z domów dziecka mają silną wolę...-powiedział. Sayuri z najwyższym trudem powstrzymała się przed podniesieniem głowy.-Może jednak miała w tym udział twoja krew?-zapytał znowu.
-Jak lubisz krew, to powinieneś zaprzyjaźnić się z jakąś wampikurwą. Albo miłośniczką kłów. Może znajdziesz coś w Nowym Orleanie. Albo w Bon Temps? Idealne miejsce dla ciebie...-dodała z wściekłością.
-Za dużo czytasz-zauważył Kaname, odzywając się po raz pierwszy, od momentu, w którym Sayu odzyskała władzą nad ciałem.
-Jak uważasz-mruknęła. Wyprostowała się. Czuła, że może już stawić czoła demonowi.-Więc jak będzie, demonie?-zapytała, zerkając na niego, ale jednocześnie unikając spojrzenie prosto w jego oczy.-Sam stąd pójdziesz, czy dać ci kopa w ten demoniczny tyłek?
-Jak odejdziesz ze mną, to pójdę-oznajmił.
-Ah tak...-zapytała Sayuri.-Cieszy mnie twoja odpowiedź. Naprawdę, bardzo mnie to cieszy...-i nim ktokolwiek się zorientował, pięść Sayuri przecięła powietrze i uderzyła w twarz demona. Dziewczyna dumna z siebie zrobiła krok ku niemu. Zamachnęła się ponownie, ale tym razem "ktoś" ją powstrzymał. Poczuła, że "ktoś" ją obejmuje od tyłu i przytrzymuje jej wyciągniętą rękę. Nagle znalazła się kilka metrów dalej. Szarpnęła się.
-Uspokój się-syknął jej do ucha Kaname.-I tak ze mną nie wygrasz. A to było bardzo lekkomyślne. Bić demona?-pokręcił głową.
-Puścisz mnie?-zapytała z irytacją.
-Dopiero jak się uspokoisz.
-No to już. Puszczaj!-warknęła.
-Proszę bardzo-odepchnął ją, a Sayu upadła na trawę. Posłała wampirowi wściekłe spojrzenie i wstała, otrzepując się.
-Delikatniej się nie dało?-zapytała z sarkazmem. Kuran nie skomentował tego. Patrzył tylko jak Isei z wrogim uśmieszkiem na ustach znika w kłębie siarki. Wampir ledwo zauważalnie westchnął.
-Wracaj do dormitorium. Nie powinno cię tu być. Nie o tej porze.
-Tak, tato-powiedziała Sayuri z wrednym uśmiechem na ustach.-Powodzenia na zajęciach-rzuciła przez ramię i poszła sobie. Kaname przez moment wpatrywał się w jej plecy, a potem sam odszedł.
Sayuri nie miała ochoty na żadne rozmowy, ale musiała jakoś wytłumaczyć się Kimiko ze swojej nieobecności. Uciekła się do starego, sprawdzonego sposobu. Skłamała. A przynajmniej częściowo. Przyjaciółka nie musiała wiedzieć, że Sayuri była z Kaname i że napadł ją demon.
-Aidou-senpai chciał bym dziś się z nim spotkała-wyznała dziewczyna. Sayuri uśmiechnęła się szeroko.
-Teraz?
-Hai. Ale nie wiem czy iść...
-Jak nie pójdziesz, to będziesz żałować do końca swojego życia!-oznajmiła Sayuri. Zmusiła Kimiko do ubrania jasnej sukienki, z nadrukiem w kwiaty, ubrania balerinek i założenia sweterka. Potem rozczesała jej ciemnofioletowe włosy i spięła je w niedbałego koka.
-I co myślisz?
-Jestem geniuszem-zauważyła Sayuri z uśmiechem.-Ale trzeba coś zrobić z Zero. On czasem szwenda się po korytarzach...-zauważyła.
-Wiem-pokiwała głową Kimiko.
-Moja tym głowa, by Zero cię nie zobaczył!-powiedziała Sayu.*** Sayuri uważała się za geniusza. Zmusiła Zero do nocnego treningu, tłumacząc się, że nie może spać. Prefekt był, delikatnie mówiąc, niezadowolony. Ale Kiryuu zemścił się na niej, dając jej niezły wycisk. Sayuri po całonocnym treningu z Kiryuu miała serdecznie dość. Prefekt tylko śmiał się z jej kondycji i nieporadności w posługiwaniu się bronią białą. Ale Sayuri w zastraszająco szybkim tempie przyswoiła umiejętności w sztukach walki. Zero nic nie powiedział, ale wydawało mu się to dziwne. Wyglądało to tak, jakby dziewczyna przeszła w przeszłości jakiś solidny trening, a teraz przypominała sobie, to czego niegdyś się nauczyła. Zero nie chciał tego komentować po ich ostatniej rozmowie, ale coś się mu tu nie podobało. Zaczynał nabierać pewności, że albo Sayuri Kawaii kłamie w związku ze swoją przeszłością, ale naprawdę nie ma pojęcia kim była. Kurani udowodnili, że można ukryć wampira pod postacią człowieka. Więc dlaczego jakiś kolejny wampirzy ród nie mógł zrobić czegoś podobnego?
~*~Wszystkiego najlepszego! :D
Pozdro,
K.L.
PS. dziękuję za podzielenie się Waszymi przemyśleniami pod poprzednim rozdziałem ;)
CZYTASZ
Mroczna Przepowiednia ✔
FanficJest to FanFiction mangi Vampire Knight. Historia dzieje się w szkole Dyrektora Crossa. Zero Kiryuu nadal jest Prefektem, Yuuki i Kaname przewodzą Nocnej Klasie... Ale pojawia się dziewczyna, która nie pasuje ani do Dziennej Klasy, ani do Klasy Noc...