Rozdział 20 "Znalazłam go!"

274 20 0
                                    

Skradaliśmy się korytarzami bazy Łowców modląc się by na nikogo się nie natknąć. Na nasze nieszczęście okazało się, że lochy znajdują się po drugiej stronie bazy. Całkiem strategiczne podejście - wróg musi przebyć cały budynek aby dotrzeć do celu. Dzięki temu Łowcy mieli dużo czasu aby zorganizować na wroga pułapkę. Nagły głos Damiana w słuchawce spowodował że aż się wzdrygnęłam:
- Schowajcie się. W waszą stronę zmierza trzech uzbrojonych Łowców- zakomenderował
-A jaki Łowca nie jest uzbrojony?- mruknęłam zirytowana
Mój humor jest jak najbardziej odpowiedni w tej sytuacji, bowiem już szósty raz musieliśmy się kryć. Za każdym razem gdy Łowcy mijali naszą kryjówkę miałam ochotę wyskoczyć i zaatakować ich od tyłu. Od, takie przyzwyczajenie. Kiedy przeciwnicy zniknęli za rogiem i ucichło echo ich kroków odważyłam się wyjść z ukrycia. Oczywiście Wiktor był jak cień i powtarzał każdą moją czynność. Ledwie ruszyliśmy dalej, a już musieliśmy się chować. Zaczynałam się niecerpliwić. Jestem już tak blisko Arka i nadal muszę chować się po kątach jak szczur. Na szczęście już po chwili ujrzeliśmy pancerne drzwi prowadzące do lochów. Wyciągnęłam dłoń aby je otworzyć jednak słowa wypowiedziane przez Damiana skutecznie mnie od tego odwiodły:
-Zaczekajcie chwile. Muszę wam otworzyć drzwi. Z notatek wynika, iż są one nasączone wilczym zielem i jadem kanimy. Wystarczy jedno źle ulokowane dotknięcie i oprócz paraliżu z powodu jadu dochodzi też ból z powodu wilczego ziela- na całe szczęście Łowca ostrzegł nas zanim dotknęłam drzwi
Po chwili pełnego napięcia wyczekiwania zamek w drzwiach szczęknął i mogliśmy przejść. Już w wejściu uderzył nas odór krwi, potu i niemytych ciał. Do tego swoim szóstym zmysłem wyczuwaliśmy strach i panikę, a czasami rezygnację i brak nadzieji. Przed nami ciągnęły się w mrok kamienne schody oświetlane co kilka metrów pochodniami. Jednak nam nawet takie światło nie było potrzebne. Zmieniłam swoje oczy na wilcze, które dzięki podczerwieni, ukazywały mi nawet najciemniejsze zakątki. Zaczęliśmy schodzić ostrożnie czujni na jakikolwiek dźwięk czy ruch. W pełnej napięcia ciszy podążaliśmy za pochodniami w dół. W końcu, po 1000 schodku -  owszem, liczyłam - doszliśmy na sam dół. Tam smród bardzo mocno drażnił nasze nosy. Zniesmaczona spojrzałam na Wiktora i zauważyłam że jemu te nieprzyjemne zapachy przeszkadzają w tym samym stopniu co mi.
-Ty szukaj na lewo, ja na prawo- zadecydowałam
Rozeszliśmy się po lochach szukającpowodu Arka. Zaglądałam do każdej celi mając nadzieję że to właśnie on. Jednak pomimo starań nie udało mi się go odszukać. Wróciłam z powrotem w okolice schodów, a chwile później dołączył do mnie Wiktor. On także nie znalazł Arka. Zrezygnowana i załamana odezwałam się do Damiana:
- Nie ma go w lochach- mój głos lekko zadrżał pod koniec
-Z tego co widze na kamerach w jednym z białych pomieszczeń które mijaliście stoi ktoś przykuty do ściany. Może jest nim Arek, bo na pewno jest to mężczyzna- słowa Damiana wlały w moje serce odrobinę nadzieji
Spojrzałam z uśmiechem na Wiktora, a chłopak odpowiedział mi tym samym. Czym prędzej wspięliśmy się po schodach i... Stanęliśmy oko w oko z dwudziestoparoletnim mężczyzną. Szatyn już otwierał buzię żeby krzyknąć na alarm jednak ja skutecznie temu zaradziłam.
-Lepiej żebyś milczał- mruknęłam trzymając nóż przy jego gardle
Łowca pd razu się uspokoił. Bardziej wyczułam niż usłyszałam drugiego wroga za plecami.
-Jeszcze krok a poderżnę mu gardło- warknęłam kładąc większy nacisk na nóż przez co po szyi przeciwnika pociekła szkarłatna krew
Nagle usłyszałam głuche uderzenie i koło mnie upadło bezwładne ciało Łowcy. Zza moich pleców wychylił się Wiktor zacierający ręce z zadowoleniem:
-Nareszcie się na coś przydałem- oznajmił z satysfakcją
Jego słowa wywołały na mojej twarzy uśmiech, który niemal od razu zniknął:
-Wrzuć go do lochów żeby nie wydał naszej obecności- wskazałam na nieprzytomnego mężczyznę
Zauważyłam że Łowca przede mną uśmiecha się wrednie:
-Z czego się śmiejesz?!- warknęłam zdenerwowana
Szatyn w odpowiedzi uniósł w górę ręce nadal się ze mnie podśmiewając. Po chwili dołączył do nas Wiktor. Ignorując kolejne śmieszki Łowcy ruszyliśmy w dalszą drogę. Tym razem, o dziwo, nie natknęliśmy się na żaden patrol. Było to trochę podejrzane, ale mój umysł zaprzątała pewna osoba - mój brat. Mijaliśmy różne pomieszczenia. Z jednych dobiegał do mnie śmiech lekko podchmielonych Łowców, a z innych nieco mniej przyjemne dla ucha odgłosy. W każdym bądź razie maszerowaliśmy przed siebie. Po pewnym czasie zaczęła mi cierpnąć ręka, w której trzymałam nóż. Jednak nie mogłam nawet na sekundę go odłożyć, bowiem wtedy byłabym już martwa. Więc szłam tak siłą woli utrzymując swoją rękę w tej niewygodnej pozycji. Cisza zdawała się być nie do zniesienia, a głosy zza różnych drzwi n ie były w stanie jej przerwać. Tak więc niemal podskoczyłam z przerażenia kiedy w moim prawym uchu rozległ się głos Damiana:

- Kolejne drzwi na prawo- westchnęłam wściekle i skręciłam zgodnie ze wskazówką

Znaleźliśmy się w śnieżnobiałym pokoju, który nie posiadał żadnych przedmiotów. No może poza jednym - łańcuchów krępujących półprzytomnego chłopaka. Niewiele myśląc odrzuciłam Łowcę na bok i podbiegłam do chłopaka.  Odgarnęłam jego przydługawe czarne włosy i spojrzałam w zamglone, pełne bólu, piwne oczy:

- Arek, braciszku. Co oni Ci zrobili- westchnęłam ze łzami w oczach oglądając jego rany

Wampir był w opłakanym stanie. Z wielu ran nadal ściekała krew co znaczyło, że mój brat jest zbyt słaby aby się chociaż uleczyć. A to z kolei znaczyło, że trzymają go na cienkiej granicy między życiem a śmiercią. Arek z trudem podniósł głowę i spojrzał na mnie z przerażeniem:

- Niunia...- wyszeptał

- Cśśśś, wszystko dobrze. Zabierzemy Cię stąd- obiecałam gładząc go po policzku

Chłopak zebrał się w sobie i delikatnie pokręcił głową:

-N-nie rozumiesz...T-to...Pułapka- wywarczał

Nieomal w tym samym momencie drzwi otwarły się z hukiem, a do pokoju wpadło pięciu uzbrojonych po zęby Łowców. Wiktor warknął gardłowo gotowy mnie bronić. Jeden z Łowców wyciągnął pistolet i skierował jego lufę w stronę mojego przyjaciela. Nim się obejrzałam Wiktor leżał bez życia na podłodze a z jego piersi wystawał pocisk z lekiem usypiającym. Zerwałam się na równe nogi i niemal w tej samej chwili poczułam ostry ból w okolicy przedramienia. Wystawała z niego taka sama fiolka jak z piersi Wiktora. Ostatkiem sił rzuciłam się na najbliższego Łowcę z pazurami. Zdołałam jeszcze zaryć nimi w jego ciele nim druga strzałka wbiła się boleśnie w moje udo. Upadłam na kolana czując jak tracę wszystkie siły. Jak przez mgłę usłyszałam otwierające się drzwi, a po chwili zobaczyłam szefa ich wszystkich. Chwila... Dlaczego jest ich trzech? Poczułam jeszcze trzecie ukłucie nim pogrążyłam się w ciemnościach...


_______________________________________________________

Wybaczcie, że wciąż tak nieregularnie wstawiam rozdziały, ale tak już chyba zostanie. Mam nadzieję, że kolejny uda mi się o wiele szybciej napisać i o wiele ciekawszy. Szczerze Wam się przyznam, iż nad tym siedziałam ponad tydzień. Z bólem muszę chyba przyznać, że zaczyna mi brakować na to weny. Postaram się jak najwcześniej wstawić kolejny rozdział, ale uczciwie mówię, że nie nastąpi to zbyt szybko. Tak więc bardzo Was przepraszam za wszystko.

Pozdrawiam, Poszukiwaczka00


Alfa Alf~ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz