Weź oddech, głęboki i spokojny. Wszystko będzie w dobrze. Dokładnie te dwie sentencje słyszałam non stop w ciągu ostatnich kilku dni. Niemal każdy mój ruch był obserwowany, bym czasem nie zmieniła zdania. Musisz dorosnąć, mówiła Sana. Musisz z nim porozmawiać twarzą w twarz. Maile nic nie dają, dodawała Vilde. Eva dziwnie milczała, a Chris stwierdziła, że mam wziąć zapas prezerwatyw, bo William nie wypuści mnie z łóżka. Łatwo było im mówić. To nie one miały jechać do Londynu i wyjaśniać miłości swojego życia, dlaczego jest się pieprzoną idiotką. Wieść, że William ma dziewczynę, mnie złamała. Chciałam, żeby chłopak był szczęśliwy. Na prawdę. Ale ze mną. Przy moim boku. Nie było dnia, bym nie myślała o naszym zerwaniu. O tym, co ja nazywałam zerwaniem, a powinnam raczej ucieczką. Uciekłam od Williama, problemów i dorosłości. Na ziemię brutalnie sprowadziła mnie ona. Nie znam jej. Nie wiem, jak ma na imię, jak wygląda czy skąd jest. Wiem za to, że istnieje i że zajęła moje miejsce. A to mi się nie podoba. Próbowałam wyobrazić sobie z kimś Williama, ale za każdym razem w mojej wizji pojawiałam się ja. Byliśmy szczęśliwi. Jego ciemne włosy, kontrastujące z moimi. Jego blade policzki, na których odbijałam swoje usta. Nasze splecione dłonie. Jego ogromna dłoń, była jak dwie moje, ale razem tworzyły idealną całość. Czasami nawet czułam jego zapach, tak jakby stał za mną. Wciskam do torby kilka swetrów, bo wiem, jak kapryśny bywa Londyn. Do kosmetyczki wrzucam dwie szminki, wcześniej malując usta jedną z nich. Lekko roztrzepuję włosy i próbuję się uśmiechnąć. Ale nie potrafię. Jestem przerażona. W środku krzyczę jak małe dziecko, ale nikt mnie nie słyszy. Dziewczyny odwożą mnie na lotnisko, komentując jakąś imprezę. I Evę, która nie mogła z nami pojechać. Wykręciła się bólem głowy, ale dobrze wiemy, że wolała zostać z Chrisem. Mój lot jest opóźniony, co powoduje moje czarne myśli. Co, jeśli wszechświat usiłuje mi pokazać, że mam nie lecieć? Co, jeśli mam odpuścić sobie Williama? Nie potrafię. Jego nazwisko idealnie pasuje do mojego imienia. Nasze usta są dla siebie stworzone, a jego wybuchowy charakter musi być tłumiony moim spokojem. W końcu wchodzę na pokład samolotu, zajmując miejsce obok młodej matki i jej dziecka. Chłopczyk spogląda na mnie wielkimi, czekoladowymi oczyma i szeroko się uśmiecha. Chciałabym być taka spokojna jak ten dzieciak. Kilka godzin później jestem w mieście, które kocham i jednocześnie nienawidzę. Londyn przywitał mnie deszczem, dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy przyjechałam tutaj z Williamem. Chaotycznie wzywaliśmy taksówkę, zapominając, że nie wymieniliśmy pieniędzy, co rozzłościło taksówkarza. Dzisiaj ściskam funty w kieszeni swojego płaszcza i spokojnie czekam na czarny samochód, który zamówiłam pięć minut temu. Gdy mężczyzna pyta mnie o adres, bez zająknięcia podaję nazwę, pod którą mieszkałam kilka miesięcy. Spoglądam na Londyn okryty mgłą i czuję dziwny niepokój. Mam ochotę otworzyć drzwi i wyskoczyć z samochodu, jednak wiem, że to byłaby głupota. W końcu dojeżdżam pod blok, który wygląda dokładnie tak, jak zapamiętałam. Drzwi do klatki są otwarte i nieśmiało się przez nie wślizguję. W myślach liczę schody, by chociaż na chwilę się uspokoić. W końcu trafiam pod drzwi z tabliczką Magnusson i niepewnie w nie pukam. Otwiera mi ojciec Williama, co powoduje, że zasycha mi w ustach. Mężczyzna przygląda mi się z dziwnym wyrazem twarzy, jednak bez słowa wpuszcza mnie do niegdyś mojego mieszkania. Na korytarzu dostrzegam kilka kartonowych pudeł i marszczę nos. William się wyprowadza? Spoglądam na mężczyznę, który zostawił mnie samą i poszedł do salonu. Słyszę dźwięk telefonu i niepewnie przeciągam palcem po ekranie. Otwiera mi się wiadomość od Evy, którą od razu czytam. Na początku chcę Cię przeprosić i zrozumiem, jak mnie znienawidzisz. Chciałam Ci powiedzieć, Bóg i Chris mi świadkiem, ale dziewczyny mi zabroniły. William nie ma nowej dziewczyny. Nie ma żadnej dziewczyny. William, William nie żyje Noora. Jakiś wypadek na placu budowy, którą miał nadzorować dla swojego ojca. Jutro jest jego pogrzeb, dlatego chciałyśmy, żebyś pojechała do Londynu. Chris powiedział, że jego ojciec nie ma zamiaru wracać do Oslo i z pewnością nie pochowa Williama w Norwegii. Musisz się z nim pożegnać. Wiem, że nie w taki sposób powinnaś to zrobić. Powinnaś się z nim spotkać, wyjaśnić i żyć długo i szczęśliwie. Wieczorem przylecę z Chrisem, który jest w fatalnej formie Noora. Przepraszam, że Ci nie powiedziałam, ale nie mogłam. Dziewczyny wiedziały, że mogłabyś nie chcieć pojechać na pogrzeb, więc wzięły Cię sposobem. Przepraszam za siebie i za nie. Widzimy się wieczorem. Pamiętaj, że Cię kocham. Że William Cię kocha i będzie kochał na zawsze. Bezmyślnie wpatruję się w telefon, który chwilę później ląduje na podłodze. Idę do salonu, gdzie ojciec Williama pakuje do pudełka nasze zdjęcia.
- Jeśli będziesz chciała coś sobie wziąć, to się nie krępuj – słyszę zachrypnięty głos mężczyzny.
Podchodzę do komody, na której stoi ramka z naszym zdjęciem. Zrobiliśmy je na London Eye. Kolejka się zatrzymała i spędziliśmy na samej górze trzy godziny. Strasznie panikowałam. Pamiętam, że się rozpłakałam, a William wybuchnął śmiechem. Dopiero gdy zrozumiał, że ja naprawdę jestem przerażona, przytulił mnie do siebie i szeptał, że wszystko będzie dobrze. Zrobiliśmy to zdjęcie, siedząc na podłodze. Mam rozmazany makijaż i wyglądam jak postać z koszmaru, a William i tak wpatruje się we mnie z uśmiechem, który cholernie kocham. Jego wzrok wyrażał więcej niż tysiąc słów. Wpatruję się w twarz chłopaka, zastanawiając się co teraz? Bo nie mogę tego pojąć. Co teraz William? Powiedz mi, proszę. Co teraz? Niech ktoś mi powie. Co teraz?
CZYTASZ
Until you come back home | SKAM ONE SHOTS
FanfictionKrótkie opowiadania o postaciach z serialu SKAM