dancing on my own

498 54 8
                                    

Nie lubię chodzić w sukienkach. Czuję się w nich jak w tubie albo jakby ktoś owinął moje ciało folią aluminiową. Niepewnie zerkam na swoje odbicie w lustrze, żałując, że nie dałam się dziewczynom wyciągnąć się na zakupy. Niby wszystko jest w porządku, ale czuję się, jakbym nie była sobą. Po chwili zastanowienia decyduję się rozpiąć jeszcze jeden guzik w mojej czarnej, długiej sukience w kwiaty. Zazwyczaj nie lubię się przesadnie malować, ale dzisiaj muszę wyglądać dobrze. Nakładam na powieki odrobinę cienia, po czym zaczynam tuszować rzęsy. Maluję usta czerwoną szminką i stwierdzam, że wyglądam dobrze. W takim wydaniu jeszcze mnie nie widział, myślę. Pokręciłam szybko głową, idę tam dla siebie, a nie dla niego. Słyszę dzwonek do drzwi i szybko zabieram swoją torebkę. Narzucam na ramiona marynarkę i wychodzę z mieszkania. Przede mną stoi Eva, która wygląda, jakby dopiero wróciła z imprezy, a nie na nią szła. Uważnie się jej przyglądam i dostrzegam, że kurtka, którą ma na sobie z pewnością nie należy do niej.

- Wszystko w porządku? - Pytam, przekręcając klucz w drzwiach.

- Nawet nie pytaj – kręci głową.

- Wiesz, że nie dam ci spokoju, co? - Uśmiecham się do niej, a ona tylko wzdycha.

- Dzisiaj chodzi o ciebie Saetre – wysila się na słaby uśmiech. - Świetna kiecka, dlaczego nigdy cię w niej nie widziałam? - Unosi do góry brew.

- Bo w niej nie chodziłam – wybucham nerwowym śmiechem.

- Uspokój się – delikatnie głaszcze moje ramię. - A teraz chodź, bo spóźnimy się na autobus.

- Autobus? - Spojrzałam na nią pytająco. - Myślałam, że Chris nas zawiezie.

- Też tak myślałam – rzuciła pod nosem. - Chyba coś mu wypadło – wzrusza ramionami, a ja widzę, że ciągnięcie tego tematu może okazać się katastrofą. Dlatego tylko kręcę głową i niepewnie chwytam Evę za rękę.

Nawet nie wiem, kiedy ten mały gest stał się naszą tradycją. Wcześniej nie lubiłam zbędnego dotyku, jednak uścisk Evy jest czymś innym. Ku naszemu zdziwieniu autobus przyjechał przed czasem. Zajęłyśmy miejsca naprzeciwko siebie i wyglądałyśmy przez okno.

- Kurwa – usłyszałam z ust Evy i automatycznie na nią spojrzałam.

- Co się stało?

- Wzięłam kurtkę Chrisa, a nie swoją – westchnęła. - Co oznacza, że mam zapas prezerwatyw i papierosy, a nie mam swojego telefonu i pieniędzy – pokręciła głową.

- Eva – pokręciłam głową.

- Przyszłam do niego – wzruszyła ramionami. - Bo sam zaproponował, że nas zawiezie. Myślałam – na chwilę przerwała, po czym parsknęła – sama nie wiem, co ja właściwie myślałam. Ale przyszłam do niego i zastałam go w łóżku z jakąś laską. - Spojrzała przez okno. - Wiem, że nie jesteśmy parą, ale – zadrżała jej warga – myślałam, że coś z nas będzie – zaśmiała się, po czym pokręciła głową. - Jesteś gotowa go zobaczyć? - Szybko zmieniła temat, a ja poczułam się, jakby dała mi w twarz.

- Nie – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Jedna część mnie nie chce go widzieć. Z nią – pokręciłam głową. - A druga pragnie znów go zobaczyć – pokręciłam głową. - Brzmię jak jakaś idiotka – parsknęłam.

- Myślisz, że do siebie wrócicie?

- Przecież już kogoś ma – spojrzałam na nią ze zdziwieniem.

- Ten, którego imienia nie wypowiem, powiedział, że to nic poważnego – wzruszyła ramionami. - Znaczy, niby William się z nią spotyka, ale to głównie seks.

- Czy ty właśnie porównałaś Chrisa do Voldemorta? - Wybuchnęłam śmiechem.

- Masz rację, obraziłam tym Voldemorta. Mam nadzieję, że mi wybaczy – parsknęła.

Chwilę później stałyśmy pod klubem, gdzie Eva zagadywała ochroniarza. Ku mojemu zdziwieniu, jej gadka poskutkowała, bo weszłyśmy bez kolejki, co wzbudziło niezadowolenie wśród osób czekających pod wejściem.

- Czego się napijesz? - Eva próbowała przekrzyczeć głośną muzykę.

- Nie piję – pokręciłam głową.

- Na odwagę – Eva uśmiechnęła się do mnie i zniknęła przy barze.

Rozglądałam się po tłumie tańczących osób i zdążyłam już zauważyć Vilde, która obrzydliwie obściskiwała się z Magnusem. Sana razem z Chris gadały o czymś, siedząc w loży. Kieruję się do nich, kiedy nagle, w połowie drogi zamieram. Dostrzegam cholernie znajome włosy, które opadają na przystojną twarz wysokiego chłopaka. Ubrany jest w zwykłe jeansy i jakąś koszulkę, a i tak wygląda oszałamiająco. Uśmiecham się do siebie, bo właśnie takiego go zapamiętałam. Uśmiech jednak schodzi mi z twarzy, gdy obok niego dostrzegam nieco niższą blondynkę, z ustami pomalowanymi na czerwono. Przez moment myślałam, że w klubie jest jakieś lustro, w którym się odbijam, ale uzmysłowiłam sobie, że William obok mnie nie stoi. I to nie ja jestem dziewczyną, która właśnie go całuje.

- Wzięłam ci rum z colą – usłyszałam głos Evy, jakby był z zaświatów. - Noora?

Powoli na nią spojrzałam i wyraz jej twarzy mnie zaniepokoił.

- Noora, dlaczego płaczesz? - Spojrzała na mnie z troską, a ja dopiero teraz się zorientowałam, że po moich policzkach spływają łzy. Nie potrafiłam się odezwać, więc wróciłam do patrzenia na Williama i jego dziewczynę.

Eva podążyła za mną wzrokiem i westchnęła.

- Pieprzyć rum z colą, potrzebujesz czegoś mocniejszego – powiedziała i pociągnęła mnie w przeciwnym kierunku.

Szłam przed siebie, ale wciąż przed oczami miałam widok, którego nie chciałam oglądać.

- Ma pieprzony typ – usłyszałam Evę, gdy siadałyśmy przy barze.

- Co? - Spojrzałam na nią jak na wariatkę.

- Ta laska to niemal twój klon – westchnęła. - Pieprzony Magnusson – pokręciła głową.

- To ja go zostawiłam – powiedziałam i chyba w końcu do mnie to dotarło. - Miał prawo ułożyć sobie życie – wzruszyłam ramionami.

- Ale on tu przyjechał by z tobą pogadać – Eva niemal krzyknęła – a z tego, co widzę, to pożera twojego klona. Co to pieprzony atak klonów?

- Nie lubię Gwiezdnych wojen – parsknęłam.

- Pij! - Dziewczyna wskazała na trunek przede mną. Wiedziałam, że to głupota, bo mam strasznie słabą głowę, ale chciałam zapomnieć. Zapomnieć o tym, że wcisnęłam się w sukienkę. Że zmieniłam makijaż. Że myślałam, że wrócę do domu z Williamem. Że myślałam, że on wciąż mnie kocha. Że zapomnę, że ja go kocham. A zamiast tego siedzę przy barze i obserwuję, jak miłość mojego życia całuje się ze swoją dziewczyną. Dociera do mnie, że nie ważne ile dałabym z siebie, nie jestem dziewczyną, którą William zabierze do domu. Zostałam sama. I to na własne życzenie.

Until you come back home | SKAM ONE SHOTSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz