Bezsenność ma swoje plusy, jak i minusy. Bezsenność jest męką, gdy ktoś niszczy coś, w co się wierzyło, bo masz przed sobą caluteńką noc na rozmyślania, analizowanie i pytanie się, dlaczego i co poszło nie tak. Tak właśnie wyglądała moja dzisiejsza noc. Wczoraj jeszcze przed klipem, bo praktycznie od samego rana na tumblr, twitterze, a nawet instagramie, pojawiały się wpisy, zdjęcia, które pokazywały, za co dziękujemy Skam. Pojawiały się podsumowania i podziękowania. Ja się z tym wstrzymywałam, bo nie lubię oceniać czegoś, co jeszcze trwa. Jednak muszę się przyznać, że w głowie już sobie coś układałam. Dziękuję sobie za to, że tego nie spisałam i nigdzie nie wstawiłam, bo po wczorajszym klipie musiałabym to wszystko usuwać i to byłby mój WSTYD. Swoją przygodę ze SKAM zaczęłam w trakcie 3 sezonu. Skusiła mnie Eva, a może Lisa? Nieważne, w każdym razie zachęciły mnie gify, zdjęcia, które widziałam na tumblr. Zaczęłam oglądać i w ciągu dnia albo dwóch, już nie pamiętam, połknęłam 1 sezon w całości. Zakochałam się w Evie, która dla mnie była sztandarową postacią. Jej droga z niepewnej, zagubionej dziewczyny do bycia pewną siebie, znającą swoją wartość kobietą była dla mnie mistrzostwem. Podziwiałam Julie za to, że stworzyła takie arcydzieło. Bo powiedzcie same, czy nie widziałyście w Evie samej siebie? Chociaż raz? Czy ta zmiana, nie dała Wam siły i nadziei na to, że można się zmienić i stanąć na nogi? A dzisiaj? Dzisiaj nie potrafię uwierzyć, że cała ta droga była jednym wielkim kłamstwem i jednym wielkim, cholernym żartem. Argument, że ludzie się zmieniają, mnie nie kupuje, bo Jonas się nie zmienił, a najgorsze w tym jest to, że Eva ma tego świadomość, a i tak postanowiła ponownie w to wejść. Nie wiem, co brała Julie, gdy to pisała, ale ja pod tak zniszczoną historią, nie podpisałabym się imieniem i nazwiskiem. W Skam nigdy nie chodziło o związki i naprawdę moim problemem nie jest to, że moja para została potraktowana jak żart. Boli mnie to, ale nie to skreśla w moich oczach ten serial. Skreśla go to, że Skam miało uczyć, miało pokazywać prawdziwe życie, dawać nadzieję i sprawiać, że poczujemy się lepiej, że uwierzymy w siebie. I odnoszę wrażenie, że Julie w pewnym momencie o tym zapomniała. Boli mnie to, jak została potraktowana postać Sany. Cholera, czekałam na jej sezon od czasu, gdy zaczęłam oglądać ten serial. Miał tak cholernie ogromny potencjał, który został zniszczony tym, że Julie nie potrafiła się pozbierać, po własnym toksycznym związku. Trzy pierwsze sezony, były zaplanowane i dopracowane pod każdym najmniejszym względem. Trzeci sezon, który do pewnego momentu lubiłam najmniej to dla mnie mistrzostwo świata, bo Julie od pierwszego sezonu tak zbudowała Isaka, że z ukrytego geja, którym kierowały złe motywy, stał się dumny, znalazł chłopaka, miłość i w końcu był szczęśliwy. Trzeci sezon jest tak rozpisany, że aż chciałabym zobaczyć notatki Julie, by porównać je ze swoimi, które tworzę, gdy zaczynam coś pisać. A sezon Sany? To chaos, o którym mówił J*nas w przemówieniu dla Sany, które wcale nie było dla niej przemówieniem. Eva w pierwszym sezonie była tłem, we własnym sezonie, ale zwalałam to na to, że to właśnie pierwszy sezon, że to wprowadzenie i dlatego jest tak, a nie inaczej. Sezonu Sany nie mam zamiaru tłumaczyć tym, że był ostatnim i trzeba było wszystko pozamykać, bo prawda jest taka, że wszystkie odcinki były słabe, chaotyczne i kompletnie nic z nich nie wynikało. Zostało pełno niedomówień, niedopowiedzeń, a chyba nie tak miało być, prawda? Kolejną rzeczą, która nasuwa mi się na myśl, jest to, że Julie chyba nie potrafi pisać fabuły dla par heteroseksualnych, bo to, co odstawiła z wszystkimi tymi parami to śmiech na sali. Bo dostaliśmy ponownie toksyczny związek Evy, z wiadomo kim, o czym nawet nie chcę już mówić, bo chyba nie mam nawet już na to nerwów i siły, Noorhelm, który został tak spłycony i jak usłyszałam w ostatnim klipie ich rozmowę, o tym, gdzie jeszcze się nie pieprzyli, to myślałam, że się przewrócę. Na serio? Para, po takich przejściach, po takiej historii zostaje pokazana w takim świetle? Nie mam pytań. Wychodzi na to, że jedyną normalną parą okazała się Vilde i Magnus, chociaż ich początki też nie są zbyt przekonujące, tak ich małe sceny i gesty, jakoś mnie kupiły. No i na koniec moje dwie największe katastrofy. Yousana i Mohnstad. Tego, co zrobili z Mohnstad nie wybaczę im nigdy, poważnie. To, jak potraktowali Evę i Chrisa sprawia, że na 99% już nigdy nie wezmę się za powtórkę Skam (a miałam to w planach), wiedząc, jak to się skończy. Jeśli mam być szczera, to spodziewałam się, że możemy nie dostać Mohnstad, ale że to będzie na zasadzie otwartej furtki, że Eva powie, że nie jest jeszcze (boli mnie to słowo, naprawdę) gotowa, a Chris jej powie, że poczeka i ja bym to kupiła. Bolałoby mnie to, ale bym to kupiła, bo miałoby to sens. Sensu z kolei nie ma to, co odpierdoliła Julie i nawet już nie chcę o tym się rozpisywać. No i moja biedna Yousana. To jak traktowano Sanę w jej sezonie, powinno być przykładem dla scenarzystów, jak nie tworzyć serialu. Wszystko poszło nie tak i było to widoczne od razu. Widać ten moment, w którym Julie zmieniła scenariusz. Cały ten sezon wyglądał tak, jakby Julie nie wiedziała, nie była pewna co zrobić i to może mieć sens, bo może przez ten cały czas negocjowała z Thomasem, żeby wrócił. 4 sezon wyglądał dla mnie tak, jakby Julie wstawiała przypadkowe rzeczy, bo te, które chciała, jeszcze nie były w jej posiadaniu. Pozaczynała pełno wątków, kończąc je w śmieszny, żałosny sposób, albo w ogóle. Dalej nie ogarniam, dlaczego właściwie Yousef musiał wyjechać. Czy tak ciężko było dać im happy end, który dostał Noorhelm czy Evak?
Plusem i wręcz niespodzianką jest to, że przekonałam się w jakimś stopniu do Isaka, którego nie trawiłam od samego początku. Przekonałam się też do Evaka. Polubiłam parę Vilde/ Magnus i dzięki bogu, że żyli sobie w tyle, bo Julie nie miała jak ich spieprzyć. W moim wymarzonym świecie były 4 postacie, których sezon chciałabym dostać. Była to Vilde, której szczerze nie lubię, ale chciałabym zobaczyć jej perspektywę. Była to Chris, która jest najbardziej niedocenioną postacią w tym serialu i tak cholernie szkoda mi Iny, że dali jej postać, na którą nikt nie miał pomysłu i spłycili ją do bycia „pozytywną grubaską", jeśli mogę to tak nazwać. Kolejny sezon powędrowałby do Chrisa, bo strasznie chciałabym go poznać i zobaczyć świat jego oczyma. I na koniec, pewnie ku zaskoczeniu wszechświata dałabym sezon Williamowi. Jestem jedną z nielicznych o ile nie jedyną osobą, która Williama lubi. Jest dla mnie jedną z tych postaci, której potencjał tak cholernie został zmarnowany, że mnie to boli. Bo przepraszam bardzo, ale trudna relacja z rodzicami, śmierć siostry i chory psychicznie brat to wręcz wymarzona historia do rozwinięcia, która tłumaczyłaby i pokazała, dlaczego William jest, jaki jest. Nie lubię tłumaczenia, że ktoś jest zły, bo miał ciężkie dzieciństwo, bo wszyscy mamy jakieś problemy, aIe to by pokazało, co go ukształtowało i dlaczego. Chciałabym, żeby to był sezon Williama, a nie Noorhelm. Ale cóż, to tylko moje pobożne życzenia, a raczej byłe marzenia, bo po wczoraj jestem wdzięczna, że nie będzie kolejnych sezonów.
Podsumowując, SKAM to garść cytatów, które zostały nam wciśnięte, byśmy poczuli się dobrze, a tak naprawdę były mydleniem oczu, by ukryć hipokryzję niektórych postaci. Noora i jej cytat o byciu miłym, gdy sama upokorzyła Williama, wyjeżdżając mu z hasłami o ojcu, czy Eva, która chce znaleźć własne opinie, a nie czyjeś, by na końcu wylądować z kretynem, od którego wszystko się zaczęło. Cytaty Sany i Eskilda to złoto i za to jestem wdzięczna.
Plusem jest to, że dzięki Skam poznałam świetnych aktorów, bo na pewno będę śledziła poczynania niektórych z nich. Czekam na dalsze projekty Hermana czy Thomasa. Na pewno będę śledziła to, co dzieje się u Cengiza i Lisy, o ile będzie mi to dane i Lisa przestanie być ninją. Z checią zobaczę, co będzie robiła Ulrikke czy Josefine i to by chyba było na tyle, bo reszta mnie jakoś nie porwała. Chociaż nie, jeszcze jest Carl i Ina. I na pewno Iman.
Skam sprawiło, że się otworzyłam. Przed serialem pisałam dla siebie, do szuflady. Dzięki serialowi otworzyłam się na to, by wstawić gdzieś swoje wypociny. Pisanie ponownie zaczęło sprawiać mi radość. I jak Skam zaczęło się przemową J*nasa i się nią zakończyło, serial zatoczył koło i czuję, że ja też to zrobiłam, z tym że ja mam chęć ponownie się zamknąć. Chciałam w swoim podsumowaniu opisać poszczególne sezony i postacie, ale po wczoraj kompletnie nie jestem w stanie tego zrobić. Pewnie zapomniałam o całej masie rzeczy, które chciałam tutaj napisać, ale chyba mówi się już trudno. Jak sobie coś przypomnę, to najwyżej dopiszę w komentarzu hahaha.
Na koniec powiem, że teraz całkowicie rozumiem zachowanie Lisy i Hermana na tym "Skam Party". Rozumiem to, czemu wręcz uciekli przed dziennikarzami, bo ja na ich miejscu zrobiłabym dokładnie do samo, mając świadomość, jakie zakończenie dla ich postaci zgotowała Julie. Mam ochotę napisać do Hermana list i niemal przeprosić go za to, jakie świństwo zrobiła mu Julie i za to, jak zniszczyła Chrisa, ale tego nie zrobię, bo nie chcę wyjść na psychopatkę hahaha.
Jak ktoś dotrwał do końca, to szczerze podziwiam i zachęcam Was do podzielenia się swoimi opiniami i wrażeniami, już „na spokojnie", bo chętnie poznam Wasz punkt widzenia i chętnie z Wami porozmawiam.
![](https://img.wattpad.com/cover/97025428-288-k968776.jpg)
CZYTASZ
Until you come back home | SKAM ONE SHOTS
FanficKrótkie opowiadania o postaciach z serialu SKAM