W naszym mieszkaniu panuje mrok. Nie wiem, czy jest to spowodowane tym, że zapomniałam opłacić rachunki, czy może dlatego, że od kilku dni nie mam siły, by podciągnąć rolety do góry. Tak jest lepiej. Jest mi strasznie niewygodnie. Zamek gorsetu wpija się w moje plecy, a wyszczuplająca bielizna, którą wciąż mam na sobie uciska mój pęcherz. Nie czuję policzka, ale jakoś się tym nie przejmuję. Nie potrafię przewrócić się na drugą stronę. Nie potrafię wstać. Odnoszę wrażenie, że nie potrafię żyć. Słyszę, że ktoś krząta się po kuchni, ale kompletnie mnie to nie interesuje. Niech włamywacze biorą, co chcą, to nie ma znaczenia. Nagle w pokoju robi się jaśniej i słyszę, jak ktoś otwiera okno.
- Wstań – słyszę przerażająco smutny, ale mimo wszystko silny głos Williama.
Nie odpowiadam mu, bo nie mam siły. Albo nie mam ochoty? Nie wiem. Chłopak ciężko wzdycha, po czym czuję jego ręce na swoich ramionach. Próbuje mnie do siebie przyciągać, ale mu się nie daję.
- Nie możesz tak leżeć – jego głos jest słabszy niż poprzednio. - Proszę cię, wstań.
Co to znaczy, że nie mogę tak leżeć? Kto mi niby zabroni? Mam ochotę się roześmiać, ale wiem, że wtedy rozbolałby mnie każdy centymetr mojego już i tak obolałego ciała. Przyglądam się jego butom. Ostatnio jak tutaj był, miał eleganckie, czarne do garnituru. Dzisiaj ma jakieś sportowe. Zastanawiam się, czy nie jest mu za ciepło. Przecież jest czerwiec. Moich uszu ponownie dochodzi krzątanie po kuchni i jakaś rozmowa i zaczynam się zastanawiać, kto jeszcze oprócz Williama tutaj jest i dlaczego sobie nie pójdą. Powinni widzieć, że nie jestem w nastroju na odwiedziny. Widzę przed sobą buty Noory, te śmieszne. Obcas w nich wygląda, jakby miał się za chwilę oderwać, ale ona i tak w nich wciąż chodzi. Chwilę później widzę jej twarz, na wysokości mojej. Jest delikatnie pomalowana, widzę, że uważnie pociągnęła rzęsy tuszem. Na czole dostrzegam źle roztarty korektor. I ku mojemu największemu zdziwieniu, jej usta są niczym nietknięte. Uśmiecha się do mnie słabo i czuję, jak chwyta moją rękę. Drugą gładzi moją głowę, a ja czuję, jak łzy napływają mi do oczu.
- Cii – szepce i delikatnie ściera łzę, która spłynęła po moim policzku. - Musisz wstać. - Jej głos jest spokojny.
W odpowiedzi tylko kręcę głową, co sprawia, że spinka przypięta do welonu wbiła mi się w głowę. Lekko się skrzywiłam, ale ten ból jest niczym, przy tym, co czuję w środku.
- Proszę cię – jej głos się łamie, a ja zastanawiam się dlaczego. Przecież nawet go nie lubiła. Wpatruję się w jej oczy i dostrzegam smutek i winę. Mrugam powoli i przypominam sobie, jak uwielbiałam wpatrywać się w czekoladowe tęczówki najprzystojniejszego chłopaka, jakiego znałam. Były piękne, błyszczące, szczere i przede wszystkim wpatrzone we mnie. Czułam się cholernie wyróżniona.
- Nie mogę – wyszeptałam, czując, jak moje suche gardło jest obdarte, przez krzyki.
- Możesz – uśmiecha się słabo. - Jestem przy tobie. William też. Wszyscy jesteśmy.
- Nie wszyscy – mówię i zamykam oczy. Widzę chłopaka, który nerwowo przeszukuje kieszenie. Ja przewracam oczyma, bo pewnie znowu zapomniał telefonu i będzie narzekał, że nie może sprawdzić wyniku jakiegoś tam meczu. Jednak zamiast telefonu wyciąga małe, czerwone pudełeczko. Na jego policzkach pojawiają się rumieńce, a on przez chwile uważnie mi się przygląda. Otwiera pudełeczko i dostrzegam pierścionek, który jest tak cholernie subtelny i piękny, że chce mi się płakać. Mówi, że jestem najlepszą rzeczą, która spotkała go w życiu. Że chce ze mną być już do końca i o jeden dzień dłużej. Mówi, że jestem jego życiem. Jego lepszą połówką, że jest najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. Oboje płaczemy, czego później z uporem maniaka się wypierał. Kolejną migawką jest scena w salonie sukien ślubnych, gdzie razem z Noorą i Saną szukałyśmy dla mnie sukienki. Zdecydowałam się na długą, klasyczną sukienkę z koronkowym gorsetem. Do tego długi welon, z którego nabijała się Sana. Wydałam na nią wszystkie oszczędności, ale wtedy się tym nie przejmowałam. Następną rzeczą, którą pamiętam, jest to, że chłopak wszedł do pokoju, gdy przymierzałam suknię. Wpadłam w panikę, a on tylko się uśmiechnął i powiedział, że nie może się doczekać, aż ściągnie ze mnie tę sukienkę podczas naszej nocy poślubnej. A ja mu odpowiedziałam, że nie może widzieć panny młodej w jej sukni przed ślubem, bo to przynosi pecha, a on tylko pokręcił z rozbawieniem głową
- Eva – jej głos jest słaby. - To nic nie da. Musisz wstać, zjeść coś i się napić. - Widzę w jej oczach łzy i sama mam ochotę się rozpłakać.
- Wrócił? - Pytam, czując jak łamie mi się głos.
Dziewczyna zamiera i widzę, jak walczy sama z sobą. Czuję mocniejszy ścisk na swojej dłoni.
- On już nie wróci Eva – mówi tak cicho, że ledwo ją słyszę. - W piątek jest pogrzeb.
Pogrzeb. Ostateczne pożegnanie. Czerń. Żałoba. Smutek. To wszystko, co do końca życia będzie mnie już prześladować.
Czuję na sobie ręce Williama i nagle podnosi mnie do góry. Próbuję złapać się dywanu, ale chłopak jest szybszy.
- Puść mnie – mówię, chwytając welon, który prawie spadł mi z głowy.
- Nie możesz wiecznie leżeć na podłodze! - William krzyczy, a ja czuję, jak po policzkach spływają mi łzy.
- Zostaw mnie – mówię, przyciągając pod brodę kolana. Dostrzegam, że moja śnieżno biała suknia, jest brudna.
- Nie krzycz po niej – dociera do mnie głos Noory.
- A co innego mam robić Noora? Od tygodnia leżała w swojej sukni na przeklętej podłodze. Nawet sikała pod siebie! - Krzyczy, a ja czuję, że oblewam się rumieńcem.
- Ale to nie powód, żeby po niej krzyczeć. Spójrz na nią.
- Widzę – jego głos robi się słabszy. - Nie wyobrażam sobie, co ona musi czuć, ale nie możemy jej pozwolić, by przeleżała życie na zimnej podłodze.
- Przewróciłam się – mówię.
- Co? - William na mnie spogląda.
- Gdy odebrałam telefon — przerywam — gdy ten policjant powiedział – biorę głęboki oddech – że Chris nie żyje, przewróciłam się – kręcę głową.
- I leżałaś tak przez cały tydzień Eva – w jego głosie jest smutek.
- Myślałam, że to tylko sen – mówię. - Że Chris wejdzie do pokoju i powie, że mam się pośpieszyć, bo przecież mamy się pobrać. Ale on nie przyszedł – przerywam. - Telefon wciąż dzwonił, a ja leżałam i czekałam, aż zobaczę granatowe buty, które sama mu wybrałam do garnituru. Dlaczego William? - Spoglądam na chłopaka i dociera do mnie, że wygląda jak cień samego siebie.
- Nie wiem Eva – odpowiada, siadając obok mnie.
- Mieliśmy być szczęśliwi. Byliśmy szczęśliwi.
- Wiem.
- Miłość ma być najpiękniejszym uczuciem – mówię, kręcąc głową.
- Powinna być – poprawia mnie chłopak.
- Więc dlaczego mnie i Chrisowi przytrafiła się akurat ta brutalna miłość? - Spoglądam w jego oczy, czekając na odpowiedź, której nikt nigdy mi nie udzieli.
![](https://img.wattpad.com/cover/97025428-288-k968776.jpg)
CZYTASZ
Until you come back home | SKAM ONE SHOTS
Fiksi PenggemarKrótkie opowiadania o postaciach z serialu SKAM