XXXV

512 62 12
                                    

Już myślałam, że gorzej być nie może, kiedy Niall rzucił się na tego Gordona z pięściami i powalił go na ziemię.

- Horan, zejdź ze mnie! - krzyknął biedny mariachi, a ja zaczęłam mu pomagać, odciągając Nialla, żeby dał spokój temu biednemu chłopakowi. - Twoje żarty są o wiele gorsze.

Niall stanął obok mnie i już chciał kopnąć tego chłopaka w brzuch, kiedy nagle usłyszeliśmy dźwięk syren i po paru sekundach zobaczyliśmy wszyscy radiowóz.

- No pięknie... - wymamrotał nieznajomy, wstając i otrzepując swój strój z brudu. - Wielkie dzięki Niall.

- Jakby to była moja wina - wybuchł nagle Niall. - Mogłeś się zastanowić, zanim zrobiłeś coś tak głupiego i nie obrażaj moich żartów.

- Dobra uspokójcie się - odezwałam się w końcu. - Zaraz będzie tu policja i albo zaczniemy uciekać albo spędzimy miłą noc na komisariacie.

Spoglądaliśmy po sobie przez chwilę, żadne z nas nie wiedziało co robić. W końcu wywróciłam oczami, wzięłam obu za ręce i pociągnęłam ich w przeciwną do nadjeżdżającej policji stronę. Po kilku chwilach puściłam ich ręce, a oni bacznie obserwowali moje ruchy i podążali za mną. Gordon był w kiepskim stanie, ale jakoś dawał radę, choć od czasu do czasu obijał się o mury kamienic. Niall za to biegł najbardziej na tyłach i nie wiem czy to z powodu jego złej kondycji, czy zabezpieczał tyły. Ja próbowałam nas uratować, ale nie szło mi za dobrze. Biegłam przed siebie ile sił w nogach, jednak ucieczka przed policją nie była taka łatwa: radiowozów było naprawdę sporo, a ja już nie wiedziałam, w którą stronę mam biec. Stanęliśmy w miejscu, gdzie musiałam wybrać czy pobiec w prawą czy lewą uliczkę, jednak Gordon nie zatrzymał się, tylko biegł dalej przed siebie, wybierając w ten sposób ulicę po prawo. Pobiegłam szybko za nimi, ale po chwili okazał się to zły wybór... trafiliśmy na ślepą uliczkę, a tuż za nami słychać było nadjeżdzające policyjne wozy. Kiedy myślałam, że już po nas, że policja wrzuci nas za kratki, że moi rodzice dowiedzą się o wszystkim i stracą do mnie całe zaufanie, to z jednych drzwi wybiegł jeden chłopiec.

- Szybko, tędy! - wykrzyczał, a my posłuchaliśmy się go bez chwili zastanowienia. On zamknął za nami drzwi na klucz i wszedł po schodach na pierwsze piętro. Weszliśmy do jakiegoś małego mieszkanka, a następnie na jeszcze mniejszy balkon, na którym ledwo się pomieściliśmy. Widziałam teraz jedną z ulic, przez które przed chwilą biegliśmy. - Jeśli szybko tam zejdziecie, wejdziecie do taksówki, to dacie radę uciec.

- Jak ja mam tam zejść w mojej... no dobra nie mojej, ale jak mam tam zejść?

- Ja zawsze po prostu skaczę - odparł zmartwionym głosikiem chłopczyk, a mi się zrobiło przykro. On nam pomaga, a ja i tak reaguję tak głupio. Nie raz wchodziłam po drzewach, to i teraz powinnam dać radę, chociaż w sukience to z trudem biegłam, a co dopiero skakać z piętra...

- Dobra, trzeba się pospieszyć - rzucił nagle mariachi. - Dzięki chłopcze, uratowałeś nam tyłki... Tu masz mój numer, jak byś czegoś potrzebował, to dzwoń. - Gordon podał mu kartkę z numerem, którą wyjął z jakiejś małowidocznej kieszeni, a ja zaśmiałam się bardzo głośno w środku. To wyglądało trochę tak, jakby ten Gordon lubił małych chłopców i chciał się właśnie z jednym z nich umówić. Brakowało tu tylko, żeby on mrugnął do tego chłopczyka, a już miałabym go za geja. Nie żebym coś do nich miała, jednak to tak wyglądało. Do tego on był w tym stroju mariachi, przez co sytuacja była jeszcze bardziej komiczna. Przeszedł on jednak na drugą stronę barierki i skoczył na dół jak jakiś żółw ninja. Skok był niemal idealny i wszystko byłoby okey, gdyby nie to, że od razu do mieszkania tego młodego chłopczyka wpadła policja. Sami wpadliśmy w panikę, chłopak pobiegł w ich stronę, żeby ich trochę zatrzymać, Niall pomógł mi przedostać się na drugą stronę barierki, pocałował mnie w policzek i szepnął ciche "powodzenia". Ja szybko, jednak mega wystraszona, skoczyłam na łapiącego mnie mariachi, który i w łapaniu się sprawdził. Staliśmy tam chwilę, czekając aż Niall też skoczy, jednak nic takiego się nie wydarzyło, nastała kompletna cisza. Zawołałam kilka razy go po imieniu, jednak nikogo nie było widać. Po chwili jednak na balkonie pojawił się policjant, który uśmiechnął się, kiedy nas zobaczył.

Bitwa Zespołów / 5sos & 1D \ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz