XLII

369 52 10
                                    

Taniec z Calumem okazał się naprawdę dobrym sposobem na poprawę humoru. Co prawda po tym, jak męczyłam go prawie pół godziny, to poszedł do Ashtona, żeby się napić czegoś. Mówił, że tylko soku czy coli, ale zdawałam sobie sprawę, że na imprezie jest alkohol, który było widać, że Michael i Luke już spróbowali. Mimo wszystko to fajnie, że mają do nas takie zaufanie, że piją i robią to, co lubią przy nas i się nie wstydzą

Mimo, że miało być tutaj też karaoke, to jeszcze nikt nie zgłosił się do niego, każdy się bał. Nie dziwiło mnie to, w końcu było tutaj kilka set osób, a my jesteśmy tylko fanami i nie jesteśmy jakoś utalentowani. Zmęczona już trochę tym tańcem poszłam usiąść, odpocząć i napić się jakiegoś soku. Cieszył mnie widok tych wszystkich ludzi, którzy tak dobrze się bawią razem. Miałam jedynie nadzieję, że nic się nikomu nie wydarzy, ponieważ miała to być ostatnia wspólna impreza przed rozpoczęciem jednej, wielkiej bitwy. Każdy oczywiście wiedział, że to wszystko nie jest na poważnie i nie chodzi tu o zrobienie sobie wzajemnie jakiejś krzywdy. Uważałam jednak, że większość nie wiedziała jeszcze nic na temat tego całego konfliktu. Zdążyłam wypić dwie szklanki soku, kiedy przede mną pojawił się Harry Styles. Był teraz ubrany w koszulę z krótkim rękawem oraz krótkie materiałowe spodenki. Spoglądał na mnie swoim radosnym wzrokiem i śmiejąc się od ucha do ucha. Nie byłam pewna o co chodzi i czy mam się go bać przez jego zachowanie czy może on się po prostu cieszy? Musiałam przyznać, że nie raz trudno było wyczytać z jego twarzy dominujące emocje. Bardzo możliwe było, że on planuje coś zrobić. Tyle myśli przebiegało po mojej w głowie tylko przez ten szalony błysk w jego oku.

- Nalejesz mi soku Vanesso?

- Proszę? - pytam roztręsiona. On chciał ode mnie jedynie sok, a ja zaczęłam już panikować. - Znaczy tak, pewnie, już ci nalewam. - Wzięłam ze stołu sok pomarańczowy i zaczęłam wlewać go do jego kubeczka.

- Fajna impreza Vanesso, cieszę się, że mnie tu zaprosiłaś.

- Naprawdę?

- Pewnie, przynajmniej wszyscy się dobrze bawią i nikt nie myśli, żeby zrobić komuś jakiegoś psikusa. O to w końcu ci chodziło, nieprawdaż?

- W sumie tak, jednak nie ja wpadłam na pomysł imprezy, a kilka osób z mojej grupy. Ja im tylko pomogłam. - Odłożyłam z powrotem butelkę na stół i usiadłam, a Harry też to zrobił.

- Szkoda, że nikt nie chce zaśpiewać. Miło byłoby posłuchać czegoś oprócz naszych piosenek czy innych znanych hitów.  W sensie jakichś innych, miłych głosów. Tylko potrzeba kogoś, kto byłby w stanie stanąć tam i zaśpiewać bez strachu. Znasz kogoś takiego?

- Sama nie wiem, ale raczej nie. Sama się trochę boję... Może i byłoby to ogromne przeżycie i szansa na pozbycie się nieśmiałości, ale... - Tutaj urwałam. Nigdy nie chciałam, żeby ktokolwiek dowiedział się, że komponuję i śpiewam, ponieważ nikt z mojej rodziny nie uważał, że dzięki temu cokolwiek można osiągnąć i kiedy tylko wpominałam o muzyce, to słyszałam śmiech mojego ojca, który to wciąż uważał, że ludzie śpiewając, mogą zarobić na utrzymanie rodziny. Uznałam jednak, że jeśli nie spróbuję, to nigdy się nie przekonam czy miał rację. Tak samo teraz, powinnam spróbować zaśpiewać przed nimi, aby później móc przełamać się przed ojcem i zdołam go przekonać do mojej pasji.

- Może jednak powinnaś spróbować? - Dzięki jego głosu przestałam wspominać ojca i spojrzałam znowu w jego zielone tęczówki. - Słyszałem już jak śpiewasz i podobało mi się, więc z pewnością spodoba się to tym wszystkim ludziom. Zawsze dobrze jest przezwyciężyć strach, gdybym sam tego nie zrobił, to nie zaszedłbym tak daleko. - Siedziałam całkowicie osłupiała. W pewnym sensie miał rację, to właśnie powinnam zrobić. Przestałam podejrzewać go o cokolwiek, miał dobre zamiary, chciał mi pomóc, a ja nie powinnam doszukiwać się w każdym wroga.

Bitwa Zespołów / 5sos & 1D \ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz