Rozdział 21

2.4K 227 42
                                    

Jeon Jungkook:

Kilka dni później był dzień, w którym Jimin miał urodziny. Już od kiedy się dowiedziałem o ich dacie, wiedziałem co mu podaruję, lecz zdawałem sobie sprawę, że to będzie bardzo ryzykowny prezent bo no mimo wszystko mógłby mu się nie spodobać. Postanowiłem nie myśleć tak w pesymistyczny sposób i podchodziłem do tego dnia raczej zupełnie odwrotnie. Moim kolejnym postanowieniem było zaproszenie tego uroczego koteczka na randkę, na której chciałem go poprosić o chodzenie. Zachowywaliśmy się jak para, oczywiście w samotności, ale i tak była duża szansa na to, że ten słodziak będzie wreszcie być mój. Naprawdę zacząłem uwielbiać to jak ja go traktuje, jak staram się, aby mu było dobrze, a nasze pocałunki były moimi ulubionymi pieszczotami, którymi kochałem obdarowywać jego najpiękniejszą twarzyczkę albo te usteczka pełne słodkości.

Tego dnia dałem jednemu z przyjaciół chłopaka liścik, który miał zostać wciśnięty Jiminowi w dłoń. Napisałem tam, że ma poczekać na mnie chwilkę po szkole, bo dzięki Hoseokowi, wiedziałem kiedy kończy lekcje tego dnia. Trzymałem kciuki, żeby mój plan się powiódł bo naprawdę mi na tym zależało. Żeby jego urodziny były najbardziej idealne. Żeby cieszył się tego dnia. Przygotowałem skromny piknik nad jeziorem kilka chwil przed moim domem, wiedząc jednocześnie, że prezent, który mu przygotowałem, nie zostanie ukradziony bo to teren raczej w którym ludzie nie przebywają.

Czekałem przed szkołą Jimina, idealnie o godzinie, o której kończył lekcje. Tuptałem nogą nieco zdenerwowany, lecz nadal miałem dobre myśli. Trzymałem w jednej z rąk bukiet czerwonych róż, zastanawiając się jeszcze czy na pewno mu się spodoba to wszystko co dla niego zrobiłem. Cholera, naprawdę nie wiedziałem co sądzić o tym wszystkim. Randki były strasznie stresujące. Kiedy dzwonek zadzwonił, moje serce jeszcze bardziej przyspieszyło swoich obrotów, a ja zacząłem obserwować wyjście ze szkoły. Widziałem, że ludzie, którzy z niej wychodzili, zastanawiali się po kogo tutaj przyszedłem, ale mnie to najmniej obchodziło. Dzisiaj liczył się Jiminnie i jego szczęście. W momencie, kiedy zauważyłem jak ten zaczyna biec w kierunku swojego domu, zagrodziłem mu szybko drogę, żeby tylko mi nie uciekł, ale w równym szybkim tempie, złapałem go w pasie jedną ręką, żeby nie upadł.

- Koteczku, a ty, gdzie pędzisz? Miałeś na mnie poczekać - powiedziałem rozbawiony, cmokając go krótko w te słodkie usteczka.

- J-Jungkookie? - zapytał zaskoczony, a na jego twarzy pojawił się rumieniec - T-to od c-ciebie? T-ta karteczka?- spojrzał mi w oczy z niepewnością, na co przytaknąłem głową z uśmiechem - W-wystraszyłem się...

- Jiminnie...- westchnąłem, kręcąc głową. - Kto by inny podpisał się rysunkiem ciastka jak nie Kookie?

- N-nie wiem. F-fanatycy słodkości a-albo p-psychopaci? - wyszeptał jąkając się.

- No już, spokojnie - wyszeptałem mu do ucha. - To tylko ja. Przepraszam, że cię tak nastraszyłem, ale chciałem cię zaprosić na randkę, w bardziej oryginalny sposób.

- R-randkę? - wytrzeszczył oczy, a rumieniec przybrał na sile - A-ale, że j-ja i ty?

- Tak - uśmiechnąłem się jeszcze szerzej na widok tych uroczych rumieńców koteczka. - Mam nadzieję, że się zgodzisz, bo przy okazji będziemy jeszcze świętować twoje urodziny, koteczku. Wszystkiego najlepszego.

- P-pamiętałeś... - spuścił wzrok zawstydzony, ale uśmiech igrał się pod jego nosem - T-tylko ja nie jestem... odpowiednio u-ubrany - potarł swoją rękę dłonią.

- Jesteś śliczny, nie widzę potrzeby, żebyś się przebierał - musnąłem jego skroń czuło i odsunąłem, żeby wręczyć mu bukiet. - Proszę, mam nadzieję, że ci się spodobają.

- D-dziękuje, ale nie trzeba było. - przyjął bukiet, podnosząc na mnie z nieśmiałością wzrok - Moje urodziny to nie święto. N-nie musisz mi dawać prezentów, a czuję się głupio, gdyż j-ja dałem ci tylko całusa i k-karnet, którego jeszcze nie wykorzystałeś.

- To w zupełności wystarczy - zapewniłem go. - A zresztą obiecałem ci, że dostaniesz prezent, więc go dostaniesz. Mam nadzieję, że się ucieszysz bo miałem mało czasu, ale udało mi się go zdobyć.

- Z pewnością m-mi się spodoba - wtulił się we mnie uważając na bukiet - T-to gdzie mnie zabierasz?

- Zabieram cię w takie pewne miejsce, które mi się strasznie spodobało, więc liczę, że tobie też się spodoba - złapałem go w talii, przyciskając go jeszcze bardziej do siebie. Uwielbiałem jak był blisko mnie. - W takim razie chodźmy - posłałem mu ostatni uśmiech, po czym pociągnąłem go w kierunku jednej z niespodzianek, która była jakąś drogę spod jego szkoły. Nie odzywaliśmy się do siebie, ale nie mogłem powstrzymać czułych pieszczot z mojej strony, z których kotek czerpał przyjemność, bo byłem w stanie zauważyć jego przepiękny uśmiech.

---------------------------------------------------

I cooo? ^^ Fangirlujecie? xDDD

Do następnego, ludziki ^*^

Singer To Love |Kookmin [p.jm & j.jk]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz