Siedziałam na łóżku i przyglądałam sms. Dostałam ich dziesięć. Osiem było od Diany, a dwa od numeru nieznanego. Przeczytałam pierw te od przyjaciółki, wróć... byłej przyjaciółki.
Diana: Gdzie jesteś?
Diana: Wstałam rano i nie znalazłam cię ani w domku ani nad jeziorem.
Diana: Już po ciebie jadę.
Diana: Twoja mama mi powiedziała, że pojechałaś odwiedzić daleką rodzinę, ale ja w to nie wierzę, bo byś mi o niej opowiedziała.
Diana: Lynn, martwię się.
Diana: Dlaczego mi nie odpisujesz?
Diana: Co się stało na tym ognisku?
Diana: Odezwij się. Buziaki.Kiedy czytałam te wszystkie sms'y z moich oczu poleciało kilka łez, wyobraziłam sobie, że już nigdy jej nie zobaczę. Nie będzie żadnych wyjazdów, pogaduszek czy wspólnych imprez. Otarłam kciukiem łzy które miałam na policzku i spojrzałam na kolejne sms'y od nieznanego numeru.
Nieznany: Co się stało na ognisku, że uciekłaś? Byłem aż tak pijany, że postanowiłaś się od nas zerwać?~ Nial
Nieznany: Odpisz mi lub Dianie, bo bardzo się martwimy o ciebie ~Nial.Czyli on niczego nie pamiętał? Czyli mogłam nie wyjeżdżać? Zaraz, nie. Musiałam wyjechać. A jakby powtórzyło by się to gdzieś na mieście, albo jakby byli trzeźwi? Podjęłam słuszną decyzję. Mam taką nadzieję. Moje rozmyślania przerwało głośne pukanie w drzwi. Boże, a to co? Zwariował do reszty. Po co tak walić?
- Już idę!Podeszłam do drzwi i otworzyłam je na oścież, brunet nie czekając na zaproszenie po prostu wszedł do środka. Popatrzyłam się na niego ze zdziwieniem.
- Aha, aha dobra.- wyszeptałam- śmiało wejdź.
Chłopak usiadł na moim łóżku i zaczął się na mnie patrzeć.
- A więc o co ci chodziło z tym ,,nikomu tego nie pokazuj" - powiedziałam mu dokładnie to, co powiedział mi on kilka godzin temu.
Chłopak wpatrywał się we mnie przez chwilę i w końcu się odezwał.
- To co ty zrobiłaś, nikomu się jeszcze nie udało. Znaczy, tylko nielicznym.
- Wybacz, ale dalej za bardzo nie rozumiem.
- Poczekaj- wstał i podszedł do parapetu, po czym ściągnął z niego doniczkę z pięknym zielonym kwiatem. Podszedł do mnie i położył mi go na kolanach.- teraz przyłóż dłoń do ziemi.- popatrzyłam się na niego krzywo. O co mu chodzi? Panuje nad wodą, a nie nad ziemią.
- Posłuchaj. Ashton, tak? Nie wiem o co ci chodzi, ale jak dobrze wiesz to ja nie potrafię panow... - oczywiście, jak wszyscy nie dał mi dokończyć.
- Uwierz mi.
- Nawet cię nie znam, a ty każesz mi- wskazałam na siebie palcem - żebym tobie- wskazałam na niego palcem - uwierzyła.
Ashton popatrzył na mnie tymi swoimi ślicznymi oczami, i wiedziałam, że gdybym teraz stała to kolana by się pode mną ugięły.
- Ugh. Dobra.
Położyłam dłoń na zimnej, mokrej ziemi. Dlaczego ona jest mokra? Pewne dlatego, że jak jeszcze spałam to Tris podlewała kwiatki? Nieważne.
- Co dalej? - spytałam bez jakichkolwiek emocji, bo wiedziałam, że nie ma szans, żeby to się udało.
- Podnieś rękę lekko i powoli do góry, ale zaciśniętą w pięść.
Zrobiłam to co mi kazał. I... nic. Kiedy miałam się odezwać przerwał mi machnięciem ręki.
- Czekaj, nie poddawaj się. Spróbuj jeszcze raz.
Zrobiłam to o co mnie prosił, ale wciąż bez rezultatów.
CZYTASZ
Akademia Żywiołów [ZAKOŃCZONA]
FantasyKSIĄŻKA BYŁA PISANA W 2017 I ZDAJĘ SOBIĘ SPRAWĘ Z ILOŚCI BŁĘDÓW ORTOGRAFICZNYCH JAK I INNYCH. KIEDYŚ MOŻE TA OPOWIEŚĆ ZASŁUŻY NA METAMORFOZE, JAK TYLKO ZNAJDĘ CZAS WEZMĘ SIĘ ZA TO. Nazywam się Lynn Villey, przez całe życie myślałam, że jestem zwykłą...