40

5.8K 342 61
                                    

Minęły dwa dni odkąd widziałam się ostatni raz z Tomasem. Dwa dni odkąd mieszkają ze mną przyjaciele i dwa dni odkąd jest ze mną Ashton. Teraz właściwie siedzę w jego objęciach i uśmiecham się do tych przepięknych piwnych tęczówek. Widzę, że wpatruje się intensywnie w moje usta, na co prowokacyjnie przygryzam dolną wargę. Mimo tak zapowiadającego się świetnie poranka cały czas pryska, gdy rozlega się pukanie do drzwi. Patrzę niepewnie na przyjaciół, którzy leżą razem na łóżku Tris, po czym z powrotem zerkam na drzwi. Chłopcy od razu zrozumieli przekaz i założyli bejsbolówki, jednak dziewczyna patrzyła się na mnie jak na jakiegoś wybawiciela.

- Ubieraj się- rzucam do zielonowłosej.

- A co?- pyta z drwiną- Jestem naga?

- Dobra, zamknij się i zakładaj kaptur- kiedyś naprawdę albo to ona wykończy mnie albo to ja ją.

Mimo niechęci naciąga kaptur na głowę i wstaje z łóżka. Przyglądam się całej trójce i dopiero, gdy jestem pewna, że nie widać im ich zdradzieckiego koloru włosów otwieram drzwi.

- Hej- mówię zdziwiona co da się wyczuć w moim głosie. Chyba te dwa dni bez Tomasa to za dużo.

- Uczniowie mają się zabrać w dużej sali- uśmiecha się i odchodzi. Nie jestem pewna o co chodzi, ale wolałabym, żeby oni zostali w pokoju.

- Wy zostajecie- mówię wyprzedzając słowa bruneta, który stoi za mną z otwartymi ustami.

- Wiem, że w tej sytuacji najlepiej byłoby tu zostać i cię posłuchać, jednak znasz mnie. Nie posłucham cię, a jeżeli tu zostanę i tak wyjdę po kryjomu, więc najlepiej od razu jest iść z tobą- uśmiecha się triumfalnie. Muszę z nią coś kiedyś zrobić, ale dopiero wtedy, kiedy cała ta wojna pomiędzy akademikami minie.

- W porządku- przytakuję zrezygnowana, na co dziewczyna wychodzi pierwsza z pokoju, a ja biegnę za nią, żeby nie zrobiła nic głupiego.

**

Przechodzę przez próg i zamieram. Brunet też, czuję jak jego klatka piersiowa cała się spina. Podchodzę nieco bliżej i odsuwam swoje plecy torsu Asha. Przyglądam się sali, która jest zapełniona uczniami tej akademii i tej z którą mieliśmy niedługo walczyć. Patrzę zdezorientowana na Tamare McKartney, która stoi na samym środku tego łańcuszka ludzi. Tym razem Rebeka nie stoi obok swojej babki, ani też matki, ciekawi mnie jako jest tego powód, ale z czasem pewnie i tego się dowiem. Pomiędzy kobietami stoi również białowłosy starszy mężczyzna, wygląda na około pięćdziesiąt cztery lata. Nigdy tu go jeszcze nie widziałam, tak przynajmniej mi się wydaje. Jest ubrany w czarny dopasowany garnitur, który nijak ma się do zasad, którym my byliśmy poddawani. W końcu omijam go wzrokiem i szukam w tłumie Tomasa, jednak jest to ciężkie, żeby dostrzec go pomiędzy dziesiątkami osób. Patrzę z powrotem na sam środek sali gdzie stoi ważna trójka. Dyrektorka podnosi w górę dłoń, a wszystkie rozmowy i szmery cichną, a w sali rozlega się cisza.

- Moi drodzy uczniowie doszły mnie słuchy o waszej walce, która miała się odbyć w nadchodzącym czasie, jest mi bardzo przykro z tego powodu, że te kilka lat w tej akademii nie nauczyło was wzajemnego szacunku do siebie, jednak jeżeli chcecie tak naprawdę walczyć macie okazję to jest dyrektor urzędu żywiołów Chuck Wollis- zakańcza swoją przemowę i wskazuje na mężczyznę stojącego po jej prawej stronie.

- Dziękuję Tamaro, za przedstawienie mnie. Słuchajcie!- zwraca się do nas- Chcieliście pozabijać swoich z chciwości do ich mocy, a nie działać razem. Chcieliście stanąć przeciwko sobie, a nie walczyć razem. Mówią, że przemoc nie jest jedyną drogą ucieczki, jednak oni nie dają nam wyboru. Spytacie pewnie kto taki, a ja wam odpowiem. Ludzie. Oni będę winni śmierci waszych bliskich. Powiedzieli byście pewnie, że ty my jesteśmy ludźmi, jednak my mamy moce. To co zwykli, nie odróżniający się od tej tego monotonnego życia ludzie, będę odpowiadać za wasze cierpienie. Nie chcecie wierzyć to nie wierzcie, jednak jedną akademię już splądrowali, nie możemy pozwolić, żeby zrobili to samo z tą tutaj. Jestem odpowiedzialny za was, więc proszę walczcie w obronie swojej rodziny i przyjaciół. Chcielibyście pewnie wiedzieć jeszcze po co oni to robią, przecież nie zyskają przez to naszych mocy, jednak nie na tym im zależy. Chcą wypędzić nas z tej planety, ale skoro tak się nie da to nas pozabijają. A teraz moje pytanie do was, czy jesteście gotowi stanąć w obronie naszych i pokonać śmierć dla życia innych niewinnych ludzi.

Akademia Żywiołów [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz