Po wyczerpującym pakowaniu się wszyscy usneli jak dzieci, oczywiście włącznie ze mną. Nie miałam zamiaru gnieździć się razem z Tris na małym łóżku, żeby i tak wylądować obok bruneta, albo co gorsza na nim, więc postanowiłam, że położę się obok niego od razu.
- Chodź tu- wymamrotał, podnosząc kołdrę do góry, odsłaniając tym samym swój nagi tors i na szczęście założone spodnie.
Po dłuższym namyśle wskoczyłam pod kołdrę, stwierdzając, że przez następne tygodnie pewnie i tak się nie zobaczę z chłopakiem.
- Dobranoc- rzuciłam do przyjaciół, na co w odpowiedzi dostałam fale pomruków.
Spojrzałam na każdego z osobna i na moją twarz wkradł się słaby uśmiech.
Nie mogę uwierzyć, że przez najbliższy czas ich więcej nie zobaczę. Może jednak da się coś zrobić, żeby zostali. Spróbuję dowiedzieć się czegoś od kobiety w czarnej szacie, może w takiej chwili również mi pomoże. Muszę wstać jutro wcześniej przed nimi, skoro wyjazd mają o jedenastej, to wstaną zapewne około ósmej, także ja muszę się zebrać już o szóstej. Na myśl o tym, że będę tu sama z Seanem, Peterem i Rebecką przeszły mnie ciarki.
Próbując uciec jak najdalej myślami od tej trójki przytuliłam się do bruneta, który już od dłuższej chwili spał. Wtulona w jego nagi tors, zaczęłam przypominać sobie wszystkie chwile, które w czwórkę przeżyliśmy, otulona takimi właśnie wspomnieniami usnęłam.
**
Z rana usłyszałam straszne ryki wydobywające się z mojego telefonu, które starałam się wyłączyć jak najszybciej. Patrząc jeszcze śpiącymi oczami na wyświetlacz uświadomiłam sobie, że to właśnie mój budzik dzwonił, wybudzając mnie z pięknego snu. Po dłuższej chwili dotarło do mnie, że nazwałam swoją ulubioną piosenkę "rykiem". Może właśnie to Ashton miał rację mówiąc, że nie da się jej słuchać, ale od kiedy mnie tak właściwie zaczęła irytować ta muzyka.
Starając się podnieść jak najciszej z podłogi, podniosłam powoli kołdrę i przetoczyłam się na drugi koniec pościeli, żeby móc z powrotem zakryć śpiącego jak dziecko bruneta. Zarzuciłam na siebie skórzaną kurtkę, z której po chwili wyleciała zgięta na pół koperta. Dopiero po dłuższym namyśle zorientowałam się, że jeszcze niedawno dostałam ją od tajemniczej kobiety. Nie mając czasu, ani nawet chęci do czytania tego teraz, wcisnęłam list z powrotem do kieszeni. Najciszej jak tylko mogłam wsunęłam na siebie parę czarnych adidasów, złapałam za klamkę i uchyliłam lekko drzwi. Starałam się nie narobić dużego hałasu, ale jak na złość te zaskrzypiały, przez co się wystraszyłam, że zaraz jedno z przyjaciół wstanie. Jednak ku moim nie trafnym obawą wszyscy spali jak dzieci. Zamknęłam drzwi szybkim ruchem, żeby nie przedłużać hałasu.
Bez dłuższego czekania ruszyłam po schodach na parter. Już po chwili znajdowałam się przed akademią, przed którą na moje szczęście nikogo nie było. A już po pięciu minutach byłam na miejscu. Dookoła mnie panowała niepokojąca cisza, która ku mojemu szczęściu nie potrwała długo.
- Witam cię Lynn- powiedziała lekko się uśmiechając.
- Dzień dobry- odpowiedziałam.
- Z jakim pytaniem tym razem?- ciągnęła.
- Nie jestem pewna co się dookoła mnie dzieje- wymamrotałam siadając z bezradności na ziemi- za szybko to wszystko się dzieje, las, szpital, Krystian, znaczy Sean- poprawiłam się zakłopotana- a teraz podział akademii, a na dodatek przybycie Petera- westchnęłam- Kiedyś był inny, może to były tylko pozory, ale zdawało mi się, że mogłabym się z nim przyjaźnić. A teraz?- spojrzałam na nią, odrywając oczy od zielonej powiewającej na wierze trawy- żałuję, że kiedykolwiek go spotkałam.

CZYTASZ
Akademia Żywiołów [ZAKOŃCZONA]
FantasiKSIĄŻKA BYŁA PISANA W 2017 I ZDAJĘ SOBIĘ SPRAWĘ Z ILOŚCI BŁĘDÓW ORTOGRAFICZNYCH JAK I INNYCH. KIEDYŚ MOŻE TA OPOWIEŚĆ ZASŁUŻY NA METAMORFOZE, JAK TYLKO ZNAJDĘ CZAS WEZMĘ SIĘ ZA TO. Nazywam się Lynn Villey, przez całe życie myślałam, że jestem zwykłą...