Kiedy dotarliśmy już do toalet, okazało się, że były puste.
- Świetnie- wymamrotałam- jakieś inne pomysły?- zapytałam, spoglądając na chłopaka.
- Muszą mieć dużo przestrzeni, co tu nie jest dostępne- stwierdził- nie znam tego całego Sean'a, ale on lubi być w centrum uwagi?
Przyglądałam mu się pytająco, jednak po chwili już zrozumiałam, o co dokładnie mnie pytał. Pamiętam jak chodził jeszcze z Dianą, co rusz na jakiejś imprezie wchodził na scenę i próbował śpiewać, co nie raz fajnie mu wychodziło. Nie był w tym jakiś wspaniały, ale też nie był zły. Czasami również w barach stawiał kolejkę nieznajomym, których z każdym kolejnym kieliszkiem bliżej poznawał. Kiedy na ognisku zaczął całować się z Dianą, stał na samym środku grupy, która się tam zebrała, więc, żeby stoczyć walkę musiałby znaleźć się w tłumie. Duża przestrzeń, tłum... duża przestrzeń, tłum...
- Mogą być na polanie obok akademii- powiedziałam głośno.
- To na co czekasz? Chodźmy tam- powiedział i ruszył biegiem przed siebie, a ja za nim.
Zbiegając po schodach prawie się potknęłam, jednak w ostatnim momencie złapałam poręcz przymocowaną do nich.
- Szybciej!- krzyknął już z samego dołu Vivan.
- Przecież biegnę- fuknęłam i dołączyłam do niego.
Po chwili oddechu, oboje wybiegliśmy z akademii. Zaczęłam rozglądać się wokół, gdzie nikogo nie było.
- To są chyba jakieś żarty- burknęłam, nadal wypatrując jakiejkolwiek żywej duszy.
- Cicho- opieprzył mnie Vivan.
- Co?- zapytałam, przyglądając mu się z zaciekawieniem.
- Cicho- warknął- słyszysz? - spojrzał na mnie pytająco.
Zamknęłam oczy, stojąc tak przez moment, by zaraz do moich uszu mógł dojść dźwięk wiwatujących okrzyków.
- Obok fontanny- powiedzieliśmy w tym samym momencie.
Nie czekając dłużej, ruszyliśmy pędem na przód akademii. Kiedy tylko wyłoniliśmy się zza rogu, zauważyliśmy wianuszek osób, w którym na samym środku prawdopodobnie stali Sean i Ashton. Rzuciłam się w ich kierunku, jednak nie dane było mi przepchnąć się przez tę hołotę. Spróbowałam wejść od innej strony, ale po raz kolejny nic nie zadziałałam, a tylko dostałam łokciem w żebra. Zdenerwowana wróciłam do Vivana, który ciągle stał w miejscu i przyglądał się moim wysiłkom.
- Może byś mi pomógł?- mruknęłam z wyrzutami i pomasowałam obolały mięsień.
- Doskonale sobie radzisz - zaśmiał się, przez, co spiorunowałam go wzrokiem.
Zerknęłam zbulwersowana na trawę, która jak gdyby nigdy nic powiewała na wietrze. Mam duże wątpliwości czy uda mi się przepchnąć, nie zostając całkowicie poturbowaną. Popatrzyłam na tłum i na ziemię. Po sekundzie dostałam olśnienia, zwróciłam uwagę na Vivana, który już wpatrywał się we mnie z błyskiem w oku.
- Myślisz o tym samym co ja?- zapytał z nutką ekscytacji.
- Yhy- przyznałam z uśmiechem.
Rozglądnęłam się dookoła, upewniając, że nikt na nas nie patrzy, po czym wyciągnęłam ręce przed siebie, machnęłam nimi w górę i w dół, a następnie po bokach.
Wszyscy, którzy stali przed nami, leżeli już na podłożu. Wykonałam "sztuczkę", której nauczyła mnie Tris. Podczas gdy moja dłoń poszła wzwyż, ziemia również się podniosła, a gdy machnęłam nią ponownie w dół, opadła, powodując tym samym upadek uczniów na twardą powierzchnię. Zaczęła falować niczym trzepany dywan, dopiero kiedy rozsunęłam kończyny na boki, gleba się uspokoiła, tym samym przenosząc poprzewracane ciała nastolatków na boki, tworząc małą ścieżkę. Wszystkie pary oczu spoczęły na naszej dwójce, na co zareagowaliśmy obojętnością i wzruszyliśmy ramionami.
CZYTASZ
Akademia Żywiołów [ZAKOŃCZONA]
FantasyKSIĄŻKA BYŁA PISANA W 2017 I ZDAJĘ SOBIĘ SPRAWĘ Z ILOŚCI BŁĘDÓW ORTOGRAFICZNYCH JAK I INNYCH. KIEDYŚ MOŻE TA OPOWIEŚĆ ZASŁUŻY NA METAMORFOZE, JAK TYLKO ZNAJDĘ CZAS WEZMĘ SIĘ ZA TO. Nazywam się Lynn Villey, przez całe życie myślałam, że jestem zwykłą...