14

8.3K 537 84
                                    

- No, no kogo my tu mamy?- wyszczerzył się.

Miałam zamiar już się wycofać, zaczęłam nawet robić kilka kroków do tyłu, ale zanim się spostrzegłam na swojej tali poczułam zatrzymujące mnie ręce i pchające w stronę czerwonowłosego. Kiedy się obróciłam zauważyłam, że osobą pchającą mnie w stronę Zayna jest Peter. Zaczęłam się wyrywać z jego objęć, ale nie udawało mi się to, bo chłopak trzymał mnie za mocno. Czułam jak jego palce wbijają mi się w skórę. Spojrzałam mu w oczy, ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam w nich ból, żal oraz smutek. Peter po chwili odwrócił wzrok, żebym nie patrzyła mu w oczy, przybliżył swoje usta do mojego ucha po czym wyszeptał ,, przepraszam" i pchnął mnie mocno na ziemię, w stronę Zayna. Z całej siły walnęłam o ziemię. Przez chwilę czułam, że zemdleje, ale szybko się pozbierałam, lecz głowa mnie strasznie bolała. Złapałam się ręką nad brwią, w miejscu gdzie mnie bolało. Poczułam lepką, ciepłą ciecz na swojej dłoni, spojrzałam na nią i ujrzałam krew. Zayn w ogóle się tym nie przejmował, zignorował moje krwawienie, podszedł do mnie i zaczął się cicho śmiać:

- I co? Dalej jesteś taka pewna siebie? Taka twarda?- wybuchnął śmiechem.

Odsunął się kawałek ode mnie i wystrzelił w moim kierunku dwie kule ognia, które po chwili zamieniły się w obręcze i zatrzymały się na moich nadgarstkach. Nie chciałam krzyczeć, naprawdę nie chciałam. Nie chciałam też pokazywać jaka jestem słaba i bezradna. Nagle poczułam mocne uderzenie w plecy, kątem oka zauważyłam, że to kolega Zayna strzelał we mnie strzałami z ziemi. Ból był nie do zniesienia, ale powstrzymałam się jednak od krzyku. Zaczęłam szukać wzrokiem twarzy Petera, ale kiedy nasze oczy się spotkały poczułam tylko ból. W jego oczach zobaczyłam to samo, nie rozumiem przecież to nie on jest teraz torturowany. Jednak mój ból nie był wywołany jedynie przez krzywdę, którą robi mi Zayn w raz że swoimi kolegami. Był wywołany również za zdradę, której dopuścił się Peter względem mnie. Może bym mu wybaczyła gdyby pomógł mi teraz, ale on tylko stoi i się patrzy. Wyszeptał z daleka ciche przepraszam, co mogłam wywnioskować z ruchu jego ust. Obrócił się i ruszył w stronę lasu zostawiając mnie samą. Myślałam, że po tym wszystkim co wczoraj przeżyliśmy łączy nas przyjaźń, ale jednak się myliłam. Teraz wiem, że jestem łatwo wierna i za bardzo ufam ludziom, których praktycznie w ogóle nie znam. Moje rozmyślania przerwały kroki Zayna, kiedy na niego spojrzała zobaczyłam, że w prawnej dłoni trzyma rozgrzany do czerwieni scyzoryk. Zanim zdążyłam jakkolwiek się obronić, scyzoryk już znajdował się w moim udzie. Krzyknęłam na całe gardło. Chciałam się szybko pozbierać i wznieść tarcze z ziemi, ale jedyne co mi się udało to rozwalić obręcze na dłoniach. Moje nadgarstki były całe czerwone, w niektórych miejscach było widać mięso. Próbowałam zatamować krwawienie w udzie, ale mi się nie udawało. Porwałam sukienkę i zawinęłam sobie skrawek materiału mocno na udzie. Przez chwilę zrobiło mi się ciemno pod oczami. Kiedy byłam przyszykowana na kolejne uderzenie strzały, lecz nie nadeszło. Spojrzała w tamtą stronę i ujrzałam Ashtona. Robiło mi się coraz słabiej, oczy same mi się zamykały, byłam pewna, że to przez to, że tracę coraz więcej krwi. W pewnym momencie zauważyłam jak brunet wystrzela że swoich dłoni kulę ognia, ale na pewno mi się to zdawało. Przecież Ashton nie potrafi panować nad ogniem. Zauważyłam jak chłopak zaczyna iść w stronę Zayna. Patrzyłam w ich stronę, ale czułam, że moje powieki same się zamykają. Nie miałam jak z nimi walczyć, nie miałam siły. Zamknęłam je i odpłynęłam.

*Perspektywa Ashtona*

Od początku mi się coś w nim nie podobało, wiedziałem, że kumpluje się z Zaynem, więc postanowiłem go trochę przypilnować. Kiedy na wczorajszej imprezie zobaczyłem ich razem, zabolało mnie to myślałem, że mnie i Lynn coś łączy. Z resztą dalej tak myślę, sądzę, że różowowłosa kłamała, że nie chce mnie więcej widzieć. Więc nie chciałem się wtrącać w jej sprawy i nie zbliżać się do niej o ile to jest konieczne. Zacząłem się spotykać z Rebecką, ale to jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że do siebie nie pasujemy. Ona jest zimna, chłodna, kobieta sukcesu, która musi mieć wszystko zaplanowane i nic nie może iść nie zgodnie z jej planami. A Lynn? Ciągle jest pogodna, wesoła, ciepła, ciągle uśmiechnięta. Chciałbym również powiedzieć, że jest szczera, ale nie jest taka do końca. Nie mówi mi wszystkiego co powinna. Kiedy dzisiejszego ranka wpadłem do niej widziałem, że była zestresowana, jednak nie wiedziałem czym, miałem już schodzić z jej okna, kiedy zauważyłem jak otwiera drzwi, a w nich ukazuje się postać Petera. Udałem, że schodzę, bo byłem pewny, że Lynn obróci się, żeby sprawdzić, że na pewno sobie poszedłem, a tak naprawdę przesunąłem się tylko na prawą stronę okna i przysłuchiwałem się ich rozmowie, chociaż wiedziałem, że nie powinienem. Z rozmowy dowiedziałem się, że chłopak planuje dla niej niespodziankę przed balem. Zdziwiło mnie to, więc postanowiłem ich śledzić. Wróciłem do pokoju, z którego kilka godzin później poszedłem za parą. Kiedy szli przez łąkę obok akademii, było to dla mnie normalne, więc chciałem się zawrócić, ale moja podświadomość mówiła mi, żebym jednak ruszył za nimi. Przez kilka kolejnych minut szli przez las, co mnie nieco zaniepokoiło, bo coraz bardziej oddalali się od szkoły. Lynn musiała poczuć pewnie to samo, bo prosiła chłopaka, żeby się zawracali, lecz ten dziwnie, zaparcie mówił dziewczynie, że to już blisko. Po kolejnych kilku minutach doszli na jakąś polanę otoczoną lasem. Wolałem się nie wychylać zza drzew i zobaczyć jak wszystko się potoczy. Przez pierwsze kilka minut nic się nie działo, tylko rozmawiali, ale co się stało potem to całkiem mnie przeraziło. Najpierw Peter rzucił nią o ziemię, pierwszą moją myślą było to, że nic jej się nie stało, ale kiedy się podniosła i ujrzałem jak z jej głowy zaczęła cieknąć krew już miałem zamiar do niej biec, lecz zatrzymało mnie mocne pchnięcie na ziemię. Kiedy tylko się odwróciłem, żeby spojrzeć na swojego napastnika, ale zamiast niego ujrzałem pięść lecącą w moją stronę, w porę się skapnąłem i zrobiłem unik. Moim napastnikiem okazał się być kolega Zayna. No jakby inaczej. Włosy miał koloru niebieskiego, z czego wywnioskowałem, że panuje nad wodą. Kiedy chciał już coś zrobić z rękami, zastosowałem własną sztuczkę i zalepiłem mu ręce ziemią. Chłopak był pewny siebie, że uda mu się to rozwalić, jednak bardzo się zdziwił kiedy nie mógł uwolnić dłoni. Nie zdziwiło mnie to za bardzo, kiedy już miałem dać mu pięścią w twarz usłyszałem krzyk, krzyk Lynn. Moja ręka zatrzymała się kilka centymetrów od twarzy niebieskowłosego. Wycofałem pięść, spojrzałem na niego oschle i zacząłem się wycofywać, żeby pobiec do dziewczyny. Ale po chwili namysłu zwróciłem się i podbiegłem do chłopaka i z całej siłą jaką miałem walnełem go w szczękę. Chłopak momentalnie upadł na ziemię. Nie ruszał się. Z jego ust wydobywały się strumyki krwi, ale to nie był śmiertelny cios, żył. Jego klatka piersiowa unosiła się i upadła. Zostawiłem go samego i wybiegłem z lasu na polanę. Zauważyłem jak nad różowowłosą zwisa Zayn, a w ręce trzyma zakrwawiony scyzoryk, Lynn trzymała się mocno za udo. Wiedziałem, że tak się to skończy. Cały wkurzony pobiegłem w jego stronę i z całej mocy cisnąłem w jego stronę kulę ognia. Spojrzałem ulotnie na dziewczynę, zemdlała, więc muszę działać szybko. Zayn popatrzył się na mnie zdezorientowany.

-Jak ty to zrobiłeś!?- wysyczał przerażony.
- Ale co?- spytałem lekko rozbawiony- to? - spytałem po raz kolejny i z jednej ręki wystrzeliłem kulę wody, a z drugiej kulę ognia.
- Przecież panujesz nad ziemią!?
- No tak. Nad wodą, ziemią i..- wystrzeliłem z prawej dłoni małe tornado, które przez chwilę trzymałem w dłoni, po czym przykryłem je ręką, żeby zgasło- powietrzem- dopowiedziałem.

Przez moment widziałem w oczach Zayna strach, ale po chwili zastąpiła go nienawiść. Rzucił się momentalnie w moją stronę i zaczął atakować. Rozejrzałem się szybko dookoła i zauważyłem, że zostałem otoczony przez jego bandę. Zaczął we mnie rzucać kulami z ognia, a ja stworzyłem tarczę z ziemi, żeby się jakoś bronić. Kiedy byli wystarczająco blisko stworzyłem wodną kulę, w której środku się znalazłem. Machnąłem ręką i wiatr zabrał mnie wysoko nad ziemię, gdzie zawisłem. Rozwaliłem ziemię dookoła chłopaków. Każdy stał na osobnej ,,platformie", a w około była dość głęboka dziura. Zayn z kolegami zaczęli próbować się wydostać. Spojrzałem na Lynn, która leżała na ziemi. Nie mogę dłużej czekać, ona musi jak najszybciej trafić do pielęgniarki. Stworzyłem drugą bańkę i opuściłem ją na ziemię. Po sekundzie dziewczyna była w kuli i zmierzała w moją stronę. Zayn był zbyt zajęty uwolnieniem się, żeby załapać co się w około niego dzieje. Kiedy tylko nasze bańki znalazły się obok siebie, machnąłem ręką i wiatr powiał nas w stronę akademii.

••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••

Huh. Dawno mnie tu nie było. Dokładnie 2 tygodnie. Przepraszam was za to. Dwa tygodnie temu rozdział mi się usunął, a tydzień temu byłam chora. Postarałam się wam to wynagrodzić i napisałam długi rozdział dokładnie 1462 słów. Perspektywa Ashtona ❣ Piszcie jak się podoba! ⭐🌟

~🦄

Akademia Żywiołów [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz