Rozdział 1

166 8 2
                                    

Mam na imię Jeffrey Woods ale wole jak mówią Jeff. Uczęszczam do 2 klasy gimnazjum. Przez rodzinę jestem nazywany kruk, wszystko przez to że moje włosy są czarne jak smoła. Osobiście uważam że ta nazwa nie jest trafna, poza ciemnymi włosami mam rzekomo duże niebieskie oczy oraz blady odcień skóry. W porównaniu do osób z mojej klasy jestem jednym z wyższych chłopaków w końcu 178 cm wzrostu robi swoje.
Mieszkam w domu jednorodzinnym wraz z rodzicami i młodszym bratem Liu. Młodszy ode mnie o 3 lata chłopak ma duże błękitne oczy i brązowe włosy które opadają jemu na czoło. Zawsze starannie zaczesane na prawą stronę.Ponieważ jest ode mnie młodszy to chodzi do 6 klasy, na nasze nieszczęście w tej samej placówce. Zdarza mi się mówić do niego"karzełek" przyczyną jest jego wzrost a mianowicie 166 cm wzrostu. W swojej klasie jest jednym z wyższych ale to wciąż za mało żeby mnie przewyższyć. Jestem od niego starszy więc uwielbiam go wykorzystać ,mimo że różnica wieku to tylko 3 lata i tak coś.
Oczami Jeffa
Godzina 7:00 skąd to wiem bo ten cholerny budzik dzwoni! Czyli dziś jest poniedziałek super zaraz do pokoju wejdą rodzice żeby mnie obudzić.
-Jeff!! Śniadanie!- krzyknęła mama z kuchni. Cud, nie weszła do pokoju.
- Już idę mamo tylko się spakuje!!- krzyknąłem i w tym samy momencie do pokoju wbiegł mój młodszy brat.
- Jeff szybko są naleśniki! Wstawaj zanim tata przyjdzie!- wtedy poczułem wielki ciężar na moich placach.
- Liu! Kuź... znaczy złaź ze mnie grubasie!- zepchnąłem go ze mnie po czym wziąłem ubrania z szafy i kierunek łazienka.
- Jeff ja idę na dół i zostawię ci dwa naleśniki tylko szybko- powiedział ten mały skrzat.
Nawet się nie odezwałem tylko siedziałem w łazience i się ubierałem, wiadomo poranna toaleta. Gdy wyszedłem z łazienki wziąłem telefon i zobaczyłem która godzina. - Kuźwa 7:20-powiedziałem pod nosem i zacząłem się szybko pakować.
Schodząc na dół widziałem jak Liu "walczy" z ojcem o dwa ostatnie naleśniki które pewnie były dla mnie. Podbiegłem szybko do nich i zabrałem pyszności z talerza.
- Jeff widzisz udało mi się zostawić dla ciebie- powiedział dumny z siebie karzeł.
-Dzięki. - powiedziałem od niechcenia.
- Chłopcy szybko zbierające się bo do szkoły, macie kawałek do przejścia.-oczywiście mama musi zniszczyć te piękne chwile w domu.
Czasami się zastanawiam dlaczego muszę odprowadzać Liu do szkoły przecież jest w szóstej klasie i potrafi trafić z jednej klasy do drugiej. Ale z mamą nie wygrasz.
- Dawaj Liu przestań wpierdzielać ta nutellę! - krzyknąłem a ciapa spojrzał na mnie jakbym powiedział coś nierealnego.
- Jak mus to mus-powiedział zrezygnowany. Wziął plecak i podszedł do mnie i spojrzał tymi oczkami szczeniaka.- Jeff możesz mnie nie odprowadzać pod klasę?
Uklęknąłem obok niego i szepnąłem mu do ucha- Nie ma sprawy ale musisz udawać ze powiedziałem nie bo mama się skapnie.- jego oczy powiedziały wszystko, ta ekscytacja.
-My już wychodzimy!- krzyknęliśmy do mamy i ojca który wsiadał już do auta. Oczywiście żadne z nich nie odpowiedziało standard.


*  Pod szkołą  *
Liu oczywiście tylko czekał aż mu powiem że może iść, niestety ma ze mną tak łatwo bo chodziliśmy do tej samej szkoły.
Wygląda tak samo jak zawsze czyli wielki 3 piętrowy budynek podzielony na dwie części jedna dla gimnazjum o kolorze brązowym a druga dla podstawówki w kolorze zielonym. Wszystko połączone małym korytarzem w którym się mieści gabinet dyrka.
- Jeff to ja idę pa- wyrywając mnie z zmyślenia powiedział Liu.
- No pa tylko nie pakuj się w nic mam ciebie na oku.- walnąłem żeby pamiętał gdyż to jego tradycja żeby wpaść w kłopoty. On tylko spojrzał na mnie jak na debila. 

Ps. Mam nadzieję że mój dawny styl pisania nie odrzucił czytelników aż do tego stopnia. Książka jest w trakcie poprawek i życzę miłego czytania. Pozdrawiam Adrianna <3

Zacznijmy od początku/Jeff The Killer - PowrótOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz