Jeff
Raptownie poczułem jak zaczynam tracić panowanie nad swoim ciałem. Oddech zaczął przyspieszać , zamknąłem oczy próbując powstrzymać głos w głowie.
Zobaczyłem jak Liu podchodzi do Sally i zaczyna ją odsuwać ode mnie, opierałem się potworowi który doprowadził moje ciało do szaleństwa. Nagle poczułem ogromny ból w plecach wygiąłem plecy próbując zniwelować odczucia. W tym samym momencie pasy pękły, sekundę po tym już przygwoździłem Liu do ziemi. Próbowałem powstrzymać drugą stronę mnie przed wyciągnięciem noża niestety bezskutecznie, lewą dłonią dorwałem narzędzie i zbliżyłem do twarzy brata. Spojrzałem w oczy Liu i jedyne co ujrzałem to strach, zrozumiałem wtedy że straciłem ostatniego członka rodziny. Ostrze zaczęło rozcinać twarz chłopaka tworząc linię poziomą od jednej kości policzkowej przez nos do końca drugiej kości. Wrzask Liu był najgorszym co słyszałem. Gdy potwór skończył działać zniknął, zostałem odepchnięty od brata i wbito mi w szyję substancję po której od razu zrobiłem się senny. Ostatnim co widziałem leżąc na ziemie to jak chłopcy wynosili mojego brata z sali. Zamknąłem oczy z planem na skończenie tej katorgi.
*Pewien czas później*
Z trudem otworzyłem oczy, znowu mój pokój zamknięty na cztery spusty. Przetarłem gałki oczne i spróbowałem się podnieść. Okazało się że musiałem dostać silną dawkę, poruszanie głową to był szczyt moich umiejętności na ten moment. Spojrzałem w stronę okna z nadzieją że chociaż krajobraz za oknem poprawi mi humor. Ujrzałem jak krople deszczu spadają na drzewa, zachmurzone niebo które wprowadzało w nostalgiczny stan. Chciałem się uśmiechnąć ale poczułem ból w kącikach ust. Przyłożyłem dłoń w tę miejsce i wyczułem naderwaną skórę, zmarszczyłem brwi zdziwiony. Ponownie spróbowałem się podnieść tym razem skutecznie.
Powoli poszedłem do łazienki opierając się o ścianę aby utrzymać równowagę. Otworzyłem drzwi i złapałem się zlewu, wziąłem głęboki wdech i uniosłem wzrok chcąc zobaczyć swoje odbicie. Czarne jak smoła włosy, blada cera, wyblakłe niebieskie oczy i pęknięte kąciki ust. Zbliżyłem twarz do lustra, przyłożyłem dłoń do rany i zacząłem się zastanawiać jak doprowadziłem siebie do tego stanu. Wzrok zjechał na ubranie, plamy krwi ozdabiały białą bluzę. Zdjąłem ją i opłukałem twarz ignorując ból, ponownie spojrzałem na siebie. Wyglądałem okropnie, odwróciłem się i wyjąłem z szafki ręczniki. Rozebrałem się i wszedłem do kabiny prysznicowej.
Wychodząc odświeżony z łazienki wycierałem włosy i podszedłem do szafy w poszukiwaniu ubrań. Wyjąłem czarne bokserki i jeansy które po chwili ubrałem, później leżałem na łóżku patrząc w sufit. Moja głowa odtwarzała ciągle krzyk Liu.
*Liu *
Pik...
pik..
pik..
Dźwięk odbijał się w mojej głowie, powoli otworzyłem oczy które od razu zostały podrażnione promieniami słońca. Przetarłem oczy dłonią i ponowiłem próbę, zmrużonymi powiekami rozejrzałem się po pomieszczeniu. Biel wręcz atakowała mój wzrok, po mojej prawej stronie stało EKG spojrzałem na dłoń na której znajdował się wenflon. Wziąłem głęboki wdech i próbowałem przypomnieć sobie dlaczego jestem w tym pomieszczeniu.
W głowie gwałtownie zaczęły pojawiać się sceny z poprzedniego dnia, przyłożyłem dłoń do twarzy i w ciągu kilku sekund tego pożałowałem. Po zetknięciu palców z twarzą poczułem rozrywający ból, westchnąłem i zamknąłem oczy wsłuchując się w pikanie. W końcu nadszedł upragniony sen.
Nogami jak z waty wykonałem pierwszy mały krok w stronę brata. Slenderman zaczął odchodzić od siedzenia przez co Jeff się poruszył chcąc zapewne sprawdzić dokąd się udaje. Daremnie, Sally ponownie skupiła jego spojrzenie na sobie. Zrobiłem kolejny krok czujnie obserwując brata, oddech mój jak i jego zaczął przyspieszać. Będąc w odległości około półtora metra odezwałem się.
-Cześć Jeff. -powiedziałem starając się aby mój głos nie okazywał przerażenia jakie panowało w moim ciele. Po moich słowach dłonie Jeffa zaczęły się zaciskać i trząść, oczy robiły się stopniowo coraz bardziej przekrwione. Pobladłem, spojrzałem szybko na Slendera. -Operatorze, co się dzieje?
Postać milczała i nie wykonywała żadnych ruchów, ciało mojego brata zaczynało szaleć. Przerażony podszedłem bliżej chcąc złapać Sally i odsunąć dziewczynkę od chłopaka. Przez cały czas mówiła do Jeffa próbując go uspokoić niestety nieskutecznie.Nagle oczy stały się całkowicie przekrwione, wtedy chłopak wygiął gwałtownie plecy w łuk rozrywając pasy. Szybko złapałem Sally za dłoń chowając ją za siebie. Zacząłem się wycofywać, Slender wciągu sekundy był przy Jeffie i próbował go złapać. Proxy staliw bezruchu nie wiedząc co robić, po chwili Jeff wyrwał się z macek postaci i nasze spojrzenia się spotkały.
Przerażony podniosłem się do pozycji siedzącej i próbowałem uspokoić oddech, chcąc zakryć twarz dłońmi syknąłem z bólu i zrezygnowany spojrzałem przed siebie. Białe drzwi które komponowały się z całym pomieszczeniem wyglądającym jak pokój w szpitalu. Przeniosłem spojrzenie na okno, moim oczom ukazały się korony drzew, wtedy uświadomiłem sobie że jednak nie jestem w szpitalu. Wciąż w domu, postanowiłem poczekać aż ktoś mnie odwiedzi i położyłem się ponownie z nadzieją że koszmar nie wróci.
* * * * * *
Mijały dni odkąd siedziałem w sali gdzie miałem wydobrzeć, odwiedzali mnie wszyscy poza Jeffem. Mimo sytuacji, która była przerażająca wciąż brakowało mi jego obecności, zapewnień, że będzie dobrze. Chłopcy starali się mnie pocieszać, daremnie. Najważniejszym faktem był stan mojego brata na temat którego wszyscy milczeli, nawet Sally. Jej mały móżdżek wiedział, że nie może mi mówić nić na dany temat.
Do pokoju a tak właściwie przytłaczającej sali szedł Tobie, na tacy niósł kanapkę oraz tabletki, które kazano mi zażywać codziennie odkąd wylądowałem w tym miejscu.-Cześć - powiedział spokojnie Toby kładąc jedzenie na stoliku obok mnie. - Jak się dziś czujesz? - zapytał siadając na malutkim krzesełku obok mojego łóżka. Przeciągnąłem się patrząc w jego oczy.
-Jak mógłbym się czuć? -westchnąłem - Nie wiem co się dzieje z moim bratem ani nie mam pojęcia kiedy w końcu stąd wyjdę. Od dłuższego czasu nawet nie wiem jak wyglądam bo żaden z was nie chce mi dać lustra. - Przyjaciel patrząc w podłogę zaczął bawić się dłońmi.
-Wiesz, nie robimy tego aby ci dokuczyć. - Powiedział powoli próbując mnie uspokoić. - Po prostu trochę boimy się twojej reakcji na to jak urządził ciebie twój brat. A wracając do tematu kiedy opuścisz to miejsce to - zawahał się na chwilę. - Slenderman powiedział, że bardzo możliwy jest jutrzejszy dzień ale nic nie jest pewne, oraz nie wiesz tego ode mnie jakby co. - Kiwnąłem głową, biorąc kanapki ze stolika.
-Powiesz mi coś na temat mojego brata? Toby jesteśmy przyjaciółmi jak mówiłeś. -postanowiłem spróbować z innej strony tego dnia. - Nie możesz mi powiedzieć co się z nim dzieje? Albo chociaż jak się czuje? - zapytałem patrząc w oczy chłopaka. Jego sylwetka od razu zmieniła wyraz, napiął się i wyprostował.
-Jeff - westchnął - jest teraz w skomplikowanym nastroju. Głównie się do nikogo nie odzywa, gdy już mówi to pyta o ciebie. Operator postanowił dać jemu swobodę, wychodzi na cały dzień po czym wraca późną nocą albo nad ranem. Najczęściej cały we krwi albo poobijany. Nigdy nie wiadomo o co jemu chodzi, Sally na niego już wcale nie wpływa. Po prostu nie wiemy nic. -zaczął się podnosić. - Idę, obstawiam że będę musiał zdać raport, im szybciej tym lepiej. Trzymaj się. - potargał moje włosy i wyszedł.
Położyłem głowę na poduszce i kolejny raz tego dnia wpatrywałem się w sufit.
-Co się z nami stało Jeff? - zapytałem samego siebie a łzy spływały po moim poliku niczym wodospad.
Pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję, że jeszcze ktoś to czyta.
Oficjalnie wracam do pisania, nie regularnego. Ale wracam.
Adrianna
CZYTASZ
Zacznijmy od początku/Jeff The Killer - Powrót
FanfictionKsiążka jest w trakcie poprawek oraz nowe rozdziały są w trakcie tworzenia Jeff Woods po pewnym czasie nazywany Jeff The Killer. Chłopak który ze zwykłego ucznia zmienia się w psychopatę którego hobby jest widok ludzkiego cierpienia. Jak to wszystk...