Rozdział 20

45 2 0
                                    

Poprawiony ^^


Jeff 

Siedzę w parku który jest niedaleko mojego domu, pamiętam go. Dookoła mnie idą spokojnie przechodnie nikt nie zwraca na mnie uwagi. Na mój smutek, łzy, na moją pustkę. Widzę kolorowe liście które pospadały z drzew. Jesień, idealna pora roku zawsze ją uwielbiałem wtedy cała natura obumiera wszystkie rośliny umierają. Tak samo jak moja dusza. Umieram. 

Podniosłem głowę do góry by zobaczyć gałęzie na których gdzieniegdzie znajdują się samotne liście w kolorze brązowym lub odcieni czerwieni. W pewnym momencie podchodzi do mnie dziewczyna z pięknymi brąz włosami sięgającymi do pasa. Jej duże brązowe oczy patrzyły na mnie z uczuciem którego nie rozumiem. Ubrana była w czarne jeansy,  białą koszulkę na ramiączka na której miała szary sweter oraz czarny szalik. Jej spojrzenie, hipnotyzujące. 

-Hey Jeff mogę się dosiąść? - zapytała z zawahaniem. Spojrzała na mnie zakładając kosmyk za ucho. Wyprostowałem się szybko przecierając oczy.

-Pewnie, zapraszam. - Szlag jak ona miała na imię, co za porażka. Wymusiłem uśmiech aby nie myślała o moich łzach, które kilka sekund temu żałośnie spływały po mojej twarzy.

-Jane.- wyciągnęła rękę w moją stronę promiennie się uśmiechając i tym samym pokazując białe zęby. - Mam na imię Jane. - odwzajemniłem uśmiech i podałem jej rękę. 

-Jeff, co chyba wiesz. I przepraszam że nie zapamiętałem twojego imienia mamy chyba ze sobą lekcje, dobrze pamiętam? - spojrzałem w jej piękne brązowe oczy które wyraziły skrywany głęboko smutek. Tylko kłamca rozpozna kłamce.  

-Tak Jeff chodzimy do tej samej klasy od czterech lat i do przedszkola ale kto by to pamiętał, prawda? - uśmiechnęła się, niestety widać że ten uśmiech był wymuszony. Wtedy zrozumiałem jakim debilem byłem. Walnąłem w myślach sobie w otwartej ręki w czoło. Brawo Jeff! Jesteś kretynem. Spojrzałem na nią przepraszająco ona się tylko ponownie się uśmiechnęła, tym razem to było szczere. Dobra Jeff dasz radę. 

-Jane?- zapytałem nie pewnie, dziewczyna od razu skupiła się na mnie- Masz może ochotę iść na rowery w piątek?- Momentalnie się spięła. Jej oczy skierowały się na moje a w nich było widać radość. W tamtym momencie kompletnie nie mogłem jej zrozumieć. Piękne oczy badały moją twarz, poczułem się trochę dziwnie ale pomimo tego czekałem na odpowiedź. 

-Na prawdę? Masz na to ochotę?- Nie spuszczała ze mnie wzroku jakby chciała znaleźć w niej odpowiedź. Wciągnąłem gwałtownie powietrze. Dlaczego ja tak na nią reaguje? Dziewczyna uśmiechnęła się nie pewnie.

-Dlaczego by nie? Jest jesień wszystko wygląda świetnie. - Pokazałem dłonią na cały krajobraz który nas otaczał.  - Jeżeli nie masz ochoty to, to zrozumiem dla mnie to naprawdę nie problem

-Jeff z chęcią pójdę. - położyła dłoń na moim ramieniu gwałtownie po moim ciele przeszły dreszcze. Zachichotała. - Ale następnym razem więcej pewności jak chcesz mnie zaprosić na randkę. - Wstała i zaczęła się oddalać. Dopiero po chwili zrozumiałem co powiedziała. Dziewczyna zaczynała się oddalać.

-Co? Randka?- byłem w szoku- Nie o to mi chodziło chciałem cię lepiej poznać!- Niestety była za daleko. - A może nie?- dodałem cicho. Co to było, jestem dopiero w 4 klasie. A ona już myśli o randkach? Dziwna dziewczyna... Uśmiechnąłem się na myśl o niej. Co się ze mną dzieje...

Nagle się obudziłem. Po moim czele spływały krople potu. Rozejrzałem się dookoła byłem w moim pokoju, nie w tej cholernej sali tortur, tylko w moim "starym" pokoju. W sumie zbyt wiele się nie zmieniło poza tym że moje drzwi są z metalu. Co najlepsze zamknięte na cztery zamki, co to ma znaczyć. Wstałem z łóżka i podszedłem do drzwi, złapałem za klamkę i pociągnąłem. Bezskutecznie, wziąłem głęboki wdech. Super. Szarpnąłem kilka razy z nadzieją że ktoś usłyszy hałas i przyjdzie z pomocą.

Zacznijmy od początku/Jeff The Killer - PowrótOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz