Rozdział 10

77 5 3
                                    

Liu 

Rozmawialiśmy z Jeffem około godziny, o tym co się działo jak go nie było ale najgorsze było powiedzieć mi o tym co rodzice chcieli zrobić kilka dni temu. W końcu poruszyłem ten temat, był w trochę obojętny w tej kwestii. Mówił że już dawno się pogodził z tym że nie jest kochanym dzieckiem, było mi przykro z tego powodu. Nie wiedziałem jak mam reagować w tej kwestii więc kontynuowałem rozmowę, słuchał mnie uważnie w końcu postanowił się odezwać. 

-Dzięki krasnalu że nie dałeś mnie odłączyć. - powiedział Jeff czochrając mnie po głowie.- Właśnie musimy im o tym powiedzieć.- Nagle jakby dostał strzału energii. Wstał i ruszył na dół po schodach. 

-Jeff czekaj jeszcze ja!! - szybko wybiegłem z pokoju i ruszyłem w stronę kuchni, gdzie pewnie siedziała matka z ojcem. W kuchni siedziała mama przeglądając gazety. 

- Mamo! Tato!  To ja wasz syn! Którego chcieliście zabić kilka dni temu!!!- krzyknął Jeff gdy zbiegł ze schodów. - Jak wrażenia? Kto się stęsknił? 

Matka spojrzała na niego oczami pełnymi łez. Chyba nie usłyszała tych słów bo rzuciła się Jeffowi na szyje. 

-Jeff synku ty żyjesz! Tak bardzo ciebie przepraszam.- oczywiście już płakała, standard. - Jak się cieszę że ciebie widzę! - Złapała Jeffa za twarz i przyglądała się jemu dokładnie, po chwili złapał jej rękę i spojrzał a nią spojrzeniem którego nigdy nie widziałem. Buchnął od niego chłód, jego oczy wyglądały jak lód. Uśmiech od razu zniknął z twarzy rodzicielki.

- Żyje dzięki Liu bo wy chcieliście mnie zabić z tydzień temu prawda?- zamurowało mnie. Na twarzy Jeffa było widać narastający gniew a mama już prawie płakała. 
- Synku przepraszam.- po chwili miała grymas bólu na twarzy, wciąż trzymał jej rękę.- J-Jeff puść moją rękę p-proszę t-t-to boli.  
- Te przeprosiny są sztuczne mamo jeżeli mogę ciebie tak nazywać.- powiedział to z taką złością. A ona tylko spojrzała na niego zapłakana. Próbowała wyszarpnąć swoją rękę. Bezskutecznie, uścisk brata nie puszczał.
- Jeff ja zawsze będę twoją mamą. I nic tego nie zmieni. - Jeff się zaśmiał, spojrzał na ułamek sekundy na mnie.
- Dobra nie pierdol tylko mów gdzie jest ojciec. Bo chcę się z nim przywitać. - Przestraszyłem się trochę głosu brata. Mama spanikowana stała przed nim i nic nie mówiła. Tylko żeby znów nie skończyło się to śpiączką... - No słucham gdzie jest ojciec?- powiedział zdenerwowany.
- Synku on...- powiedziała przerażona.
- Nie mów tak do mnie. Już nie jestem twoim synem. - sytuacja była okropna, mama zapłakana i furia Jeffa.
- On pojechał do pracy będzie dopiero wieczorem. - Powiedziała przerażona. 
- Dobrze to ja się wyszukuje i na niego poczekam. A i w ogóle to co będzie na obiad lub śniadanie bo nie wiem która jest godzina? - Nagle ton kompletnie się zmienił, puścił rękę mamy i spojrzał na nią wyczekująco.
- Jeff jest 12 rano- powiedziałem. I wtedy poczułem głód w sumie i tak czy siak nic nie jadłem kilka dni.
- Dwunasta!? Już tak szybko.... dobra to sam sobie zrobię śniadanie.- ruszył do szafek i szukał potrzebnych rzeczy. Poszedłem w jego stronę a mama stała osłupiała na środku przedpokoju. 
- Jeff co ty planujesz. - zapytałem-Znaczy co chcesz zrobić.
- No ogólnie to chce sobie zrobić kanapkę z serem i pomidorem a później to zjeść. A co?
- Nie o to mi chodzi- powiedziałem - co masz zamiar zrobić z ojcem?- patrzyłem cały czas na jego twarz na której znikł uśmiech.
- Liu możemy porozmawiać o tym później bo chce zjeść śniadanie i mam ochotę zrobić to w spokoju. - rzekł i poszedł w stronę stołu obok którego stała matka i się patrzyła na niego z rozmazanym  makijażem. Spojrzał na nią.
-Czego chcesz mamo? Już nie mogę jeść w tej kuchni? Przecież nie było mnie tylko około trzy lat? W czym problem?- mówił to z takim spokojem jak on to robi?
-Nie to nie problem... Już sobie idę.-jak mówiła tak zrobiła i poszła zszokowana. A Jeff jak gdyby nigdy nic zaczął jeść kanapki. 
- Nie przejmuj się nią krasnalu. Teraz przez pewien czas tak będzie. Trzeba ich trochę podenerwować.- powiedział ze spokojem, aż zbyt spokojnie- Ej a wiesz może dlaczego moja skóra jest aż taka blada i dlaczego mam wokół mięśnie? Przecież ich nie miałem i przez cały czas leżałem?- mówiąc to podniósł koszulkę i podziwiał swoją klatę.- widniał na niej pokaźny sześciopak. Nie mogłem się powstrzymać i wybuchnie śmiechem.
- T-To przez leki. Ha Ha ha ha. A co myślałeś że masz super moce.- śmialiśmy się tak długo dopóki Jeff nie zaczął krztusić  się kanapką. Wtedy szybko poklepałem go po plecach.

Pół godziny później (pokój Jeffa)

Jeff

Gdy wszedłem do pokoju przypomniałem sobie o tym ile straciłem. Całe trzy lata,nie wiedziałem Liu tak długo. Tylko leżałem a on wypłakiwał sobie oczy. Rozejrzałem się, mój pokój był wysprzątany i zamiast mojego starego łóżka było szpitalne z całą aparaturą. Zajrzałem do szafy i wziąłem jedną ze starych czarnych bluz i próbowałem założyć spodnie ale były za małe. Zacząłem myśleć o tym jak wiele mogło się zmienić w ciągu tych ponad dwóch lat. Poszedłem do łazienki i zobaczyłem trupa. Moje oczy były podkrążone do tego stopnia że skóra się wydawała czarna pod okiem. Byłem blady, praktycznie biały, jedyne co mnie cieszyło to wzrost. Prawdopodobnie mogłem mieć co najmniej 190 cm wzrostu. Spojrzałem na swoje włosy, były strasznie długie, zacząłem szukać gumki aby je związać co mi się udało po pewnym czasie 
-Jeff wszystko okey?- wyrwał mnie z zmyślenia głos Liu.
- Yyy co znaczy tak okey... po prostu musiałem chwile pomyśleć.- powiedziałem szybko żeby nie zobaczył mojego zmartwienia. Dodałem jeszcze uśmieszek.
- Aha ok tylko Jeff jest jeden problem... bo nie wiem w co ty się ubierzesz przecież masz na sobie stary dres. A moje ubrania są za małe. - kurwa przecież jestem w dresie. On miał rację. Musisz iść nie wieże że to jest konieczne; zakupy.
- No tak czyli trzeba iść coś kupić. Najgorzej. Wiesz może czy mam jeszcze szczoteczkę do zębów czy czyja wyrzucili? - nie mogłem jej znaleźć w pomieszczeniu. 
-Myślę że lepiej wziąć nową bo twoja stara nawet jeśli by była, to nie nadawałaby się do użytku.   Zaraz ci przyniosę- Szybko wybiegł z pokoju i poleciał na  dół.  A ja miałem chwile żeby przyjrzeć się mojemu pokojowi w którym wszystko było tak samo jak sobie zapamiętałem. Książki, rysunki, wgniecenia po awanturach ojca. Ach wspomnienia. Podszedłem do biurka i wyjąłem moją teczkę z rysunkami. Pamiętam jak w domu próbowałem naszkicować Liu. Przyznaję ładnie mi wyszło.
- Jestem!! Mam tą szczoteczkę- krzyknął zmęczony Liu. Zaśmiałem się i zabrałem przedmiot.
- Aż tak się zmęczyłeś? W Chinach po tą szczoteczkę byłeś?- śmiałem się z miny Liu która wyraziła jedno wielkie zakłopotanie.
-Ha ha ha bardzo śmieszne i nie. Tylko pobiegłem do sklepu na rogu. - wybuchnęliśmy śmiechem. Tęskniłem  za tym.
- Dobra idę się ogarnąć. Daj te szczoteczkę i idź do sobie i poczekaj. - zrobił jak kazałem a ja poszedłem do łazienki.
Myjąc zęby patrzyłem na te włosy, denerwowały mnie i postanowiłem je obciąć. Gdy skończyłem się ogarniać, zabrałem się za szukanie nożyczek. Przeszukałem kilka szuflad aż w końcu moim oczom ukazały się czarne nożyczki. 

-Bingo! - powiedziałem i zabrałem się za obcinanie. Końcowy efekt mnie zadowalał, włosy były o wiele krótsze i zrobiłem sobie grzywkę. Fryzjerem nie będę ale przynajmniej mogłem wyjść z domu. 

 

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Po poprawkach ^^

Witaj Polsat żegnaj opowieść :* do zobaczenia

Zacznijmy od początku/Jeff The Killer - PowrótOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz