Rozdział 22

49 2 0
                                    

Poprawiony ^^

-Nie wiem zostawimy tutaj Maskiego i pójdziemy na dół a jak się obudzi to pewnie będzie chciał mnie zabić dzień jak co dzień. Wspólnie zaczęliśmy się śmiać i wyszliśmy z pokoju.

*Pewien czas później; Ogród przed Willą *

Jeff

Jack otworzył furtkę i zawołał proxy, po chwili się zjawili a za nimi biegła mała różowa plamka. Która z czasem zaczęła się zmieniać w  Sally. Dziewczynka była cała ubrudzona błotem a we włosach miała liście oraz kawałki patyków. Przyjrzałem się jej, zielone oczy praktycznie świeciły a potargane włosy falowały na wietrze. 

-Jeff, Jeff!!! Chodź na piknik, jestem razem z Liu i Benem.- krzyknęła mała księżniczka gdy wpadła w moje ramiona zmuszając mnie do podniesienia. Jej zielone oczka potrafiły hipnotyzować przysięgam, patrzyła na mnie chichocząc. - Jeff? 

-Hmm? Przepraszam Sally zamyśliłem się.- ciężko było nie utonąć w tym spojrzeniu-  Nie mogę iść z tobą na piknik.- ściszyłem głos i pokazałem jej gestem aby przybliżyła swoje ucho. Co zrobiła bez wahania.- Bo wiesz Toby i Hoodie chcą popatrzeć jaki super jestem. I jak sobie radzę w walce żebym mógł obronić takie Księżniczki jak ty. - Dziewczynka zaczęła chichotać.  Uśmiechnąłem się i rozejrzałem się z nadzieją że zobaczę brata, na marne.

-Jeff, to ty jesteś rycerzem? A gdzie jest twój biały konik? - dopytywała mnie. 

-Uciekł mi dlatego jak przybyłem z Liu to go nie było. Niestety, Sally leć do chłopaków a ja później postaram się przyjść.- Postawiłem ją na ziemię i spojrzałem na Jacka który pewnie się szczerzył pod tą swoją maską. 

Mała szybko pobiegła w nieznanym mi kierunku, odprowadziłem ją wzrokiem. Po chwili poczułem jak ktoś mi kładzie dłoń na ramieniu, szybko odwróciłem się w tamtą stronę. Zauważyłem zwijającego się ze śmiechu Eyelessa. 

-Z czego rżysz? Śmiejesz się jak głupi do sera. O co ci chodzi?- zapytałem już trochę zirytowany. 

-Nawet nie wiesz w co się wpakowałeś stary. - poklepał mnie po plecach i wskazał przed siebie skinieniem głowy. 

Podążyłem wzrokiem za nim i ujrzałem tarcze z powbijanymi nożami, tasakami oraz skalpelami. Podszedłem bliżej aby się upewnić czy się nie przewidziałem w kwestii skalpeli.  Słaba to broń. Otworzyłem bramkę i poszedłem w stronę chłopaków których wcześniej nie widziałem, akurat grzebali pod stołem na którym poukładane były narzędzia.
Gdy byłem wystarczająco blisko przyjrzałem się chłopakom, dwóch braci Masky i Hoodie niestety ich nie odróżniam jak narazie, oraz Toby który właśnie wyciąga coś spod mebla a te dwa ciołki patrzą zamiast mu pomóc. Zgrany zespół wam powiem.

-Cześć Jeff. Mam nadzieję że jesteś gotowy na zabawę? - spytał któryś z braci. Uśmiechnąłem się i spojrzałem na trio.

-Tak jestem gotowy. Myślę że dam radę nie zabijecie mnie w końcu więc dam radę. - Spojrzeli po sobie i po dłuższej chwili dopiero potwierdzili moje słowa.- Nie rozróżniam was moglibyście mi jeszcze raz się przedstawić? 

Jakiś ty miły Jeff, skończ się z nimi zabawiać i daj mi przejąć kontrolę

- Zamknij się, zaczekaj. - powiedziałem pod nosem. Po chwili chłopcy spojrzeli na mnie i przekrzywili głowy. 

-Masky. - pokazał na siebie chłopak w bardziej żółtej bluzie z golfem oraz białej Masce- Nazywam się Masky a to mój brat Hoodie. - wskazał ręką na chłopaka w czarnej kominiarce z czerwoną smutną buźką, tylko nieśmiało pomachał ręką. Uśmiechnąłem się na gest i zasalutowałem aby rozluźnić atmosferę. 

Zacznijmy od początku/Jeff The Killer - PowrótOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz