Poprawiony :)
Jeff
Poczułem ogromny ból głowy, który rozrywał moją czaszkę. Otworzyłem oczy i się rozejrzałem, zobaczyłem że znajduję się w jakimś pokoju. Miałem kompletną pustkę w głowie, ostatnim wspomnieniem był krzyk Liu. Zorientowałem się po chwili że leżę na łóżku z czarną pościelą. Pokój był pomalowany na czarno prócz jednej białej ściany na której było pełno dziur, prawdopodobnie ktoś rzucał w nie ostrym narzędziem. Przede mną stała czarna szafa obok której było czarne biurko. Spojrzałem w lewo i ujrzałem balkon z widokiem na las, po chwili moją uwagę przykuł list na czarnej szafce nocnej. Sięgnąłem z bólem po kartkę na której była ciekawa treść:
"Drogi Jeffie
Mam nadzieje iż podoba ci się twój nowy pokój. Piszę ten list gdyż nie wiem kiedy się obudzisz. W najbliższym czasie proszę nie wychodź z łóżka, twoja głowa nie jest w najlepszym stanie po uderzeniu. Nie zamartwiaj się swoim bratem, przyszedł bez większego problemu do willi i nie została wyrządzona chłopakowi żadna krzywda. Najprawdopodobniej jest z Jackiem lub Benem na spacerze..."
Przerwałem czynność przemyślałem sytuację, mój brat jest na spacerze z chłopakiem który próbował go zabić. Wróciłem do czytania z nadzieją że znajdę więcej informacji na temat Liu.
" Nie wstawaj z łóżka ponieważ twój organizm jest osłabiony najlepiej będzie jak poczekasz aż przyjdzie do ciebie jeden z moich proxy (są moimi pomocnikami więc nie masz się o co martwić) Przyjdą około godziny.
Do zobaczenia Slenderman "
Myślałem o tym żeby znaleźć zegarek, miałem zamiar sprawdzić ile czasu mam do przyjścia sługusów postaci. Zauważyłem na ścianie dosyć duży zegar z białą tarczą, który pokazywał na godzinę 10:20. Ciekawe, nikogo nie było w pomieszczeniu poza mną. Położyłem się ponownie bezsilny i zamknąłem oczy, ból był okropny. Nagle do pokoju wszedł chłopak ubrany w pomarańczową bluzę i czarną maskę z czerwonymi oczami oraz zarysem smutnego uśmiechu. Miał też czarne jeansy które były dziurawe w wielu miejscach. Niepewnie pomachał w moim kierunku.
-Cz-cz-cześć nazywam się Hoddie p-p-przyszedłem ze śniadaniem.- Wydukał z siebie chłopak. Uśmiechnąłem się delikatnie i pomachałem do niego.
- Jeff obstawiam że jesteś jednym z tych proxy.- powiedziałem obojętnie. Maska była na tyle przyciśnięta do twarzy że zobaczyłem delikatny uśmiech na twarzy chłopaka. Dopiero po chwili zobaczyłem że w dłoniach trzyma tackę z jedzeniem.
-T-tak j-jestem mam dla ciebie śniadanie z-zj-zjedz.- podszedł do mnie z tacką na której znajdowały się kanapki, dwa gofry, oraz kilka owoców. - J-J-jak się cz-cz-czujesz? B-b-boli cię c-c-coś?- przyglądałem się jemu. Wydawał się ciekawą osobą, zastanawiało mnie tylko dlaczego tak się jąka. Poprawiłem swoją pozycję i poklepałem kolana na znak żeby mi położył tam jedzenie.
-Dzięki. Trochę boli mnie głowa po tym jak ktoś mi przywalił porządnie.- parsknąłem śmiechem a on chyba spuścił głowę i pod maską było słychać cichy śmiech. Zmarszczyłem brwi i postanowiłem zapytać o to później.
-J-jak z-zjesz to -po-powiedz w-wtedy o-obejrzymy t-twoje ra-rany.- Spojrzał na mnie i odchodził w stronę drzwi gdy chciał złapać klamkę.Ktoś otworzył drzwi i uderzył nimi chłopaka. Nie mogłem wybuchnąłem śmiechem!
-Pukać w-was nie n-nauczyli?!- Jęknął z bólem i wstał z podłogi.- T-tyle razy m-mówiłem żebyście pukali b-bo ktoś mo-może mieć później g-g-guza. - Przyłożył sobie dłoń do nosa i zirytowany spojrzał na kolejnego chłopaka.
-Hoodie przepraszam nie chciałem!!- Spojrzał na chłopaka z białą maską na twarzy, każdy chyba w tym domu wiecznie w maskach chodzi. Każdy ryj zakrywa co kwasem oblani? Kolejny gość w pokoju był ubrany w podobnych jaskrawych barwach. Chłopak miał na sobie żółta bluzę i białą maskę z czarnymi oczami oraz ustami. Przyglądałem się całej sytuacji w ciszy jedząc gofra.
-P-p-pierdol się Masky!- powiedział Hoodie i popchnął brata. Byłem w szoku i chciało mi się śmiać ale musiałem to powstrzymać. Zachowywali się jak dzieci w jakimś typowym amerykańskim filmie, poza maskami. Postanowiłem przerwać ich zabawę.
-No? To co teraz?- spytałem- Zachowujecie się jak dzieci, jesteście braćmi? Macie podobne ubrania. - powiedziałem zaciekawiony. Chłopcy spojrzeli na mnie i pomarańczowo-bluzy podszedł do mojego łóżka i usiadł na skrawku. Drugi z nich patrzył i postanowił zabrać głos podnosząc palec, wyglądało to dosyć śmiesznie.
-Zjedz to śniadanie i zawołaj Hoodiego jak nie przyjdzie to krzycz Ticci Toby.- odpowiedział i poruszył ramionami. -Apropos naszego pokrewieństwa Hoodie jest moim bratem. Trafiłeś pstryknął palcami.
-A ty nie jesteś Masky?-zaczynałem się gubić w ich imionach.- Bo nie wiem kto kim jest?- byłem kompletnie zdezorientowany. Rodzeństwo zaczęło się śmiać a ja irytować.
-Jestem Masky, Toby ci pomoże a nie okaleczy jeszcze bardziej.- wybuchnęliśmy śmiechem.
-Dobra wszystko jasne.- śmiałem się- Czyli po pomoc to nie do ciebie?- kiwnął głową a jego brat siedział cicho.
-Narka- powiedział po chwili Masky i wyszedł. Patrzyłem chwilę na drzwi i później zacząłem dokańczać moje śniadanie. Gofry były pyszne, kanapki tak samo. Po pewnym czasie byłem najedzony a Hoodie spojrzał na mnie i po chwili też wyszedł. Sytuacja była dziwna ale nie myślałem nad tym i położyłem się spać.
Przepraszam że rozdział jest krótszy niż zazwyczaj ^^
CZYTASZ
Zacznijmy od początku/Jeff The Killer - Powrót
FanfictionKsiążka jest w trakcie poprawek oraz nowe rozdziały są w trakcie tworzenia Jeff Woods po pewnym czasie nazywany Jeff The Killer. Chłopak który ze zwykłego ucznia zmienia się w psychopatę którego hobby jest widok ludzkiego cierpienia. Jak to wszystk...