Rozdział 12

69 4 0
                                    

Poprawiony ^^


Jeff 

-Liu kurwa daj tę rękę!- warknąłem na niego i przestał się opierać miał już łzy w oczach. Gdy podciągnąłem rękaw zamarłem. Na swojej ręce miał rany które się nie zagoiły. Widać że były wycięte nożem ale z tych nacięć widniał napis od nadgarstka po łokieć "ŚMIEĆ" podciągnąłem drugą  rękę kolejny napis tylko że wypalony " słaby nic nie warty jak jego brat ". Poza napisany na rękach było pełno kresek i śladów od przypalenia papierosami. Brat szybko zabrał ręce i zakrył je bluzą. Spojrzał na mnie ze łzami w oczach, tak jak ja ale nie chciałem płakać bo rozpacz zmieniała się w gniew. 

-Żałuj że siebie nie widzisz!- Usłyszałem śmiech za sobą. Odwróciłem się i zobaczyłem tego śmiecia,skurwiel jebany wstał i patrzył na mnie rozbawiony. Uśmiech nie znikał z jego twarzy, mój oddech zaczął przyśpieszać.

- Zgiń skurwielu!!- Ryknąłem w jego stronę, zacisnąłem mocniej nóż i rzuciłem się na niego. On zaczął się bronić ale nie miał szans.- Zapłacisz za to! - starałem się wbić mu nóż w klatkę piersiową, bronił się. Miał siłę ale ze mną nie wygra! Zaczęliśmy się przepychać w końcu złapałem ojca za kark i z całej siły rzuciłem o podłogę. Przez ułamek sekundy zamroczyło jego, wykorzystałem jego brak skupienia i uderzyłem pięścią w jego twarz. Po chwili zaczęła ciec krew z jego nowa.  Uniosłem rękę w celu zadania ostatecznego ciosu, zablokował mój ruch zaczęliśmy się siłować. W końcu tak długo na to czekałem. Widziałem że traci siły dlatego nogą przywaliłem mu w kolano wtedy się rozproszył. Nóż wbił się w jego klatkę!-Csiii-powiedziałem. Udało się,nagle krew tryskała na moją twarz i bluzę.- To już koniec, idź spać- Zacząłem ciąć jak szalony wbijałem nóż wszędzie.- Teraz  już się nie śmiejesz!? Poczekaj będziesz się śmiał wiecznie!- wpadłem w amok. Wyjąłem nóż z jego klatki piersiowej przyłożyłem do polka i wyciąłem wieczny uśmiech. - Teraz będziesz się śmiał wiecznie! Już nie będziesz smutny!- zacząłem mu szeptać do ucha- Spokojnie ta kurwa będzie kolejna, ale nie bój się Liu będzie bezpieczny razem ze mną. Poczekaj zrobimy piękne napisy- napisałem na jego rękach i nogach wszędzie gdzie tylko mogłem "sadysta, pedofil, śmieć," po chwili nabrałem trochę krwi na palce i na ścianie napisałem " Cii idź spać". Oddychałem bardzo szybko ale na moich ustach wciąż widniał uśmiech, w końcu mogłem to zrobić. Liu i ja byliśmy bezpieczni.

-Jeff?- usłyszałem drżący głos krasnala. Odwróciłem się w jego stronę i zobaczyłem przerażone oczy brata. 

-Nie bój się Liu -Zaśmiałem się,  nie panowałem nad sobą.- Nie masz się czego bać, pora iść żeby nas nie złapali. Chodź nie bój się. Musimy się spakować szybko.- on patrzył na mnie jakbym był szalony, klasnąłem w dłonie przed jego twarzą aby się ocknął. -Słyszysz mnie? Idź po torbę i zacznij pakować swoje i moje rzeczy. Ja muszę dokończyć. - Rozejrzałem się w poszukiwaniu matki.

-Jeff dokąd my niby uciekniemy?- zapytał przerażony, spojrzałem na niego i wskazałem na górę.

-Powiedziałem coś, Liu idź nas spakować, mamy coraz mniej czasu. Zajmę się wszystkim tylko musisz się pośpieszyć. - Powiedziałem do brata, po chwili zwątpienia poszedł na górę. Odetchnąłem z ulgą i zacząłem szukać matki.

-Mamo? Gdzie jesteś? To tylko ja Jeff. Mamusiu.- nagle coś było słychać w łazience a więc tam jest moja zguba. Wyciągnąłem nóż i ruszyłem w stronę łazienki. Drzwi były otwarte poznałem to po kresce która była na zamku. Otworzyłem je powoli. -Mamo? Coś nie tak? To tylko ja Jeff. Twój synek. - zobaczyłem przerażoną kobietę,

- Jeff proszę zostaw mnie.- zaczęła łkać.- J-Jeff błagam. Podszedłem bliżej do rodzicielki.

-Ciii mamo idź spać.- Złapałem ją za włosy podciągnąłem głowę do góry. Mimo jej oporu nie było to trudne.  Uderzyłem jej głową z całej siły o zlew, ciemna ciecz rozlała się po mojej dawniej całej białej bluzie oraz po mojej twarzy. Zacząłem się śmiać, widok był przepiękny. Matka leżała na podłodze, prawdopodobnie jest nieprzytomna. Tak jak zaplanowałem. Podniosłem ją i przerzuciłem przez ramie. 

- Liu!! Szukaj benzyny i wódki! Trzeba się pozbyć dowodów!- Wyszedłem z łazienki widziałem Liu zalanego łzami z dwiema torbami. - Ej krasnal nie martw się teraz jesteś bezpieczny już nic ci nie grozi. - podszedłem do niego i przytuliłem zaczął łkać w moją bluzę. -Dobra słuchaj skup się szukaj benzyny i wódki pewnie ojciec ma pełno w szafkach, szybko zanim zadzwoni ktoś po gliny.- Na te słowa się ocknął i zabrał torby i zbiegł po schodach. Ruszyłem za nim, tyle że on szukał w piwnicy a ja w kuchni. Zabrałem kilka butelek i poszedłem na górę i zacząłem wylewać wszędzie przypomniałem sobie o rysunkach i zdjęciu w moim pokoju szybko je zabrałem i wylałem wszędzie wódkę. Liu robił to samo na dole właśnie byłem na schodach i robiłem drogę żeby wszystko można było spalić.  Po chwili położyłem matkę obok ojca, zawahałem się. Warknąłem i wyniosłem matkę do ogrodu, postanowiłem dać jej pamiątkę po swoim starszym synu, na jej dłoni napisałem moje imię oraz dzisiejszą datę.

-Jeff szybciej!! Musimy uciekać!- powiedział spanikowany Liu. Wbiegłem do domu i wziąłem dwie butelki 2 litrowej wody oraz znalazłem portfel ojca. Rozejrzałem się po domu i westchnąłem. Wyjąłem z kieszeni zapalniczkę. 

-Żegnaj mój koszmarze. -  Już biegnę! - krzyknąłem do brata.

Kilka minut później 

Staliśmy przed domem dałem Liu zapalniczkę on musi to zrobić. Tak będzie dla niego lepiej.

-Liu zrób to, musisz ty to zrobić.- spojrzałem w jego przerażone oczy.

-Jeff ja nie mogę nie dam rady.- chłopak zapłakany podążył wzrokiem w moją stronę. Złapałem go za ramię.

-Musisz to proste chodź.- zaprowadziłem go do drzwi zapaliłem zapalniczkę i dałem ją mu.- Zrób to Krasnalu to już koniec męczarni z nimi, nowy rozdział aby go rozpocząć musimy zakończyć ten.- płakał.

-Będę tęsknić za tym domem. Żegnaj.- rzucił zapalniczką, cały dom stanął z płomieniach. Zaczął płakać jeszcze mocniej i zakrył twarz dłońmi.

-Chodźmy Liu to już koniec idziemy..- powiedziałem, krasnal spojrzał na mnie i westchnął.

- Dlaczego musiałem to robić? Jeff przecież ty jesteś silniejszy ode mnie, nie chciałem tego robić.- Mówił załamany, milczałem i szedłem w stronę lasu- Dokąd idziemy? Przecież nie mamy dokąd iść? - spytał przestraszony Liu, nie dziwiłem się jemu. Na dworze było już ciemno, obstawiałem około 23, za nami był tylko palący się dom, przed nami była przyszłość.

- Idziemy do lasu Krasnalu, do lasu. - powiedziałem spokojnie i poprawiłem torbę na moim lewym ramieniu. 

-Do lasu!?- podniósł głos i zdębiał. 

Zacznijmy od początku/Jeff The Killer - PowrótOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz